search
REKLAMA
Serialowe uniwersum

Serialowe uniwersum. Młody Sheldon (spin-off „Teorii wielkiego podrywu”)

Kornelia Farynowska

18 czerwca 2018

REKLAMA

Gdy w 2007 roku rozpoczęła się emisja Teorii wielkiego podrywu, nikt nie spodziewał się tak wielkiego światowego sukcesu. Serial radził sobie nieźle, ale nie rewelacyjnie; pierwszy sezon był problematyczny, ponieważ zbiegł się ze strajkiem scenarzystów. Teoria… zaczęła zdobywać popularność dopiero podczas trzeciej serii i wraz z każdym kolejnym rokiem fanów przybywało. Dziś, mimo upływu kolejnych ośmiu lat, serial jest fenomenem na skalę międzynarodową. Spin-off był wyłącznie kwestią czasu i aż dziwne, że nie powstał wcześniej.

Największa fala popularności Teorii wielkiego podrywu minęła już jakiś czas temu, a ostatnie odcinki spotykały się częściej z krytyką niż pochwałami. Zastrzeżenia budziło wiele rzeczy: humor, aktorstwo, scenariusz, dialogi, pomysły (lub raczej ich brak), powtarzalność wątków, dowcipów i historii. Trudno się zatem dziwić, że informacja o powstawaniu Młodego Sheldona nie wywołała olbrzymiego entuzjazmu wśród fanów. Kolejne wiadomości dotyczące obsady również ich podzieliły – w roli Sheldona obsadzono Iaina Armitage’a, którego chwalono za rolę Ziggy’ego w serialu Wielkie kłamstewka, rolę jego matki Mary Cooper dostała Zoe Perry, notabene córka aktorki Laurie Metcalf grającej w Teorii… starsze wcielenie matki Sheldona, a ukochaną babcią, Connie (Meemaw), została Annie Potts. Potts i Armitage’a natychmiast skrytykowano za „wybieranie produkcji poniżej swoich możliwości” i „marnowanie umiejętności na takie fatalne dzieło, jakim niewątpliwie będzie Młody Sheldon”.

Pierwszy odcinek serialu wyemitowano 25 września, tuż po premierze jedenastego sezonu Teorii wielkiego podrywu, jako wydarzenie specjalne, wstęp do reszty serialu, który regularnie zaczął ukazywać się dopiero w listopadzie. Posunięcie dość ryzykowne, bo zmuszające fanów do długiego czekania na kolejne odcinki. Tymczasem dwa dni po emisji pilota ogłoszono, że zamówiono dodatkowe odcinki Młodego Sheldona, a już w styczniu zapowiedziano drugi sezon. Można zatem śmiało powiedzieć, że serial zrobił furorę.

Obawy fanów i krytyków, choć ostatecznie zbędne, nie były całkiem bezpodstawne – poziom Teorii wielkiego podrywu rzeczywiście ostatnio poleciał na łeb, na szyję. Na szczęście jednak Młody Sheldon to zupełnie inna produkcja i choć nie da się przy pisaniu nie wspomnieć o jej genezie, porównywanie tego serialu z Teorią… byłoby bardzo nieuczciwe i krzywdzące. Nie ma tu nagranego śmiechu widzów po żartach, nikt nie traktuje Sheldona chamsko, ordynarnie i jak wrzodu na wiadomo czym, dowcipy są subtelniejsze i, szczerze mówiąc, inteligentniejsze.

Młody Sheldon to serial rodzinny i pełen ciepła. Rodzice chłopca dostrzegają jego potencjał, starają go wesprzeć w miarę swoich możliwości i nauczyć, że wyjątkowa inteligencja nie oznacza, że może liczyć z tego powodu na specjalne traktowanie albo być niemiły dla innych. Rodzeństwo Sheldona często mu dokucza, ale równie często pomaga. Postacie są zróżnicowane: Mary Cooper to religijna, energiczna i troskliwa mama, a ojciec George to stereotypowa, nieco zahukana głowa rodziny; Georgie, starszy brat Sheldona, bywa opryskliwy, zabiega o uwagę dziewcząt i miga się od obowiązków domowych, podczas gdy Missy, siostra bliźniaczka Sheldona, jest nieco próżna, lubi naśladować zachowania dorosłych i często przedrzeźnia rodziców. Connie, czyli Meemaw, nie przepada za zięciem, ale uwielbia swoje wnuki, choć potrafią porządnie zaleźć jej za skórę.

Czas ekranowy rozdzielono równo między wszystkich bohaterów, mimo że to imię Sheldona pojawia się w tytule; można by spokojnie zmienić nazwę serialu na „Rodzina Cooperów”. Scenarzyści poruszają tutaj zresztą sporo poważniejszych kwestii – od problemów ze znajomymi i alienację przez kłótnie z rodzicami po atak serca ojca Sheldona. To nie komedia, gdzie co dwa zdania musi paść jakiś dowcip.

Fani Teorii wielkiego podrywu wyłapią sporo nawiązań (geologia, komiksy, Soft Kitty, Caltech), ale nie one stanowią o jakości tego serialu. To tylko dodatek do sympatycznej historii o rodzinie, w której bywają wzloty i upadki, ale każdy może być sobą i liczyć na wsparcie innych. Nie trzeba znać Teorii…, żeby się wciągnąć i dobrze bawić przy oglądaniu Młodego Sheldona – jednej z nielicznych amerykańskich komedii, która mnie, osobę o typowo brytyjskim poczuciu humoru, bawi.

REKLAMA