RODZINA SOPRANO. Ciemna strona telewizji
Kobiety mafii
Podobne wpisy
Choć Rodzina Soprano jest historią opowiedzianą przez pryzmat męskiego umysłu, to scenarzyści wykazali się zaskakującą wrażliwością i przenikliwością także w stosunku do postaci kobiecych. Nie będzie zresztą przesadą napisać, że Rodzina Soprano w pewnym stopniu jest opowieścią o relacjach władzy i dominacji między mężczyznami i kobietami. Tony przez cały serial ulega wpływom kobiet – matki, żony, siostry, córki, terapeutki, licznych kochanek. Jego relacje z płcią przeciwną przekładają się na to, jakim jest człowiekiem – z jednej strony to kochający mąż i ojciec, a z drugiej przecież skłonny do zdrady i oszustwa socjopata. Z perspektywy czasu ma się wręcz wrażenie, że to właśnie ta wojna płci jest jednym z najciekawszych konfliktów w tej opowieści. Można mieć wątpliwości, czy dzisiaj – w erze #MeToo – powstałby serial, gdzie wielu mężczyzn traktuje kobiety przedmiotowo. Z drugiej strony, jednym z wątków była sprawa gwałtu, którego ofiarą padła doktor Melfi. Organy sprawiedliwości zawiodły, a o sprawie dowiedział się Tony Soprano. Melfi znała tożsamość sprawcy i jedyne, co musiałaby zrobić, to pozwolić swojemu pacjentowi wymierzyć sprawiedliwość. Moralny konflikt na miarę współczesności. Kobiece postacie Rodziny Soprano są świetnie napisanymi, pełnokrwistymi bohaterkami. Dość powiedzieć, że w latach emisji serialu do Złotego Globu i/lub Emmy nominowano aż sześć aktorek z głównej obsady: Nancy Marchand, Lorraine Bracco, Edie Falco, Dreę de Matteo, Aidę Turturro tudzież Annabellę Sciorrę. Wątki kobiece dla dramaturgii całości stanowią symetryczne odbicie wątków męskich, mafijnych. Nie dochodzi więc do sytuacji, w której kłótnia z żoną lub poobiednia rozmowa o rozwodzie jest przerywnikiem lub dodatkiem do mięsistych, krwawych scen z życia gangu. Od samego początku do samego końca światy mężczyzn i kobiet przenikają się i uzupełniają, a życie jednych zależy od życia drugich.
Dziedzictwo
Chwila osobistej dygresji – kiedy w 2013 świat obiegła informacja o śmierci Jamesa Gandolfiniego, poczułem się prawie tak, jakbym stracił członka rodziny. Rodzina Soprano była pierwszym i jak dotąd jednym z nielicznych seriali, który obejrzałem od A do Z, nierzadko binge’ując odcinki, i do którego okazjonalnie wracam – z zamiarem powtórki całości. Przez kilkadziesiąt godzin przyzwyczaiłem się do bohaterów i miałem wrażenie współdzielenia z nimi rzeczywistości. Wiem, że nie jestem jedyny – mimo że od zakończenia emisji minęło 13 lat, wciąż nie gaśnie sława produkcji HBO, a znaczenie ostatniej sceny w ostatnim odcinku do dziś budzi żywe dyskusje wśród fanów. David Chase wraz z utalentowaną grupą scenarzystów i reżyserów (chciałoby się wymienić wszystkich, więc dla sprawiedliwości nie wymienię żadnego, polecę jedynie sprawdzenie spisu osób zaangażowanych w produkcję – wielu z nich do dzisiaj współtworzy największe i najważniejsze produkcje małego ekranu) wyznaczył kierunek współczesnej telewizji, tworząc dzieło iście epickie w swojej konstrukcji, wymowie i znaczeniu. 20. rocznica pierwszych odwiedzin Rodziny Soprano w Polsce to doskonała okazja do pierwszego – lub kolejnego – kontaktu z serialem, od którego to „wszystko” się zaczęło.