Jak RODZINA SOPRANO zapowiedziała śmierć kina gangsterskiego
Autorem tekstu jest Jędrzej Paczkowski.
Rok 2007, ośrodek psychiatryczny w New Jersey. Jednym z pacjentów placówki jest Corrado „Junior” Soprano, niegdysiejszy boss mafijnej rodziny DiMeo, obecnie cierpiący na pogarszającą się demencję. Opuszczony przez rodzinę i podwładnych, Junior w milczeniu siedzi w szpitalnym ogrodzie, z kotem na kolanach i martwym spojrzeniem utkwionym gdzieś w dal. Ta scena z szóstego sezonu Rodziny Soprano odsyła wizualnie do finałowego ujęcia Ojca chrzestnego II, w którym Michael Corleone, tuż po zleceniu zabójstwa własnego brata, kontemplował w samotności swój moralny upadek. Położenie obu bohaterów podkreśla otaczająca ich melancholijna, jesienna sceneria. O ile jednak w arcydziele Francisa Forda Coppoli wspomniana scena stanowiła tragiczny finał niemalże szekspirowskiego dramatu, o tyle sekwencja z serialu Davida Chase’a przypomina raczej puentę okrutnego żartu.
Scena z Juniorem to jeden z wielu momentów, w których Rodzina Soprano nawiązuje dialog z klasyką kina gangsterskiego. Opowiadając o losach Tony’ego Soprano i jego mafijnej familii, David Chase musiał oczywiście wpisać się jakoś w wieloletnią gatunkową tradycję filmów o zorganizowanej przestępczości. Jak jednak pokazuje powyższy przykład, serial o gangsterach z New Jersey podchodzi do tej konwencji od wyjątkowo przyziemnej strony. Rodzina Soprano to tyleż kontynuacja „gangsterskiej” kinowej tradycji, co jej dogłębna dekonstrukcja, z kolei gatunkowe ekscesy zastępuje tu skupiona obserwacja szarej codzienności współczesnych gangsterów.
Bohaterowie serialu sami mają zresztą świadomość ciążącego nad nimi dziedzictwa – tyleż historycznego, co popkulturowego. Nic dziwnego, że rzucane przez nich cytaty z Ojca chrzestnego czy Chłopców z ferajny idą w dziesiątki. Tony Soprano i spółka chcieliby widzieć samych siebie w oglądanych na ekranie bohaterach, ale David Chase co chwila obnaża absurdalny komizm ich aspiracji. W serialu aż roi się od mniej lub bardziej wyraźnych aluzji do gangsterskiej klasyki – od Człowieka z blizną i Wroga publicznego nr 1, aż po dzieła Martina Scorsesego – zwykle jednak stanowią one sardoniczny komentarz do życiowej sytuacji protagonistów. Choć Tony, z całą swoją psychologiczną złożonością, pozostaje z ducha szekspirowskim bohaterem, to jego historii brakuje mitologizującej otoczki, jaką pamiętamy z trylogii Coppoli. Choć w serialu nie brakuje rozważań nad przemijającym dziedzictwem i marnością życia, to pozbawione są one poetyckiej zadumy Dawno temu w Ameryce Sergia Leone. Wreszcie, choć Rodzina Soprano kontynuuje demitologizujący kierunek obrany w Chłopcach z ferajny, Chase rezygnuje z ukazywania zwodniczego glamouru, jakim Martin Scorsese nasycił swój film.
Wizja mafijnego świata jest w Rodzinie Soprano przesiąknięta absurdem. Serialowi gangsterzy to przede wszystkim gromadka sfrustrowanych facetów, mierzących się zarówno z dylematami „zawodowymi”, jak również (a może przede wszystkim) osobistymi. Źródło napięcia bierze się u Chase’a z dualistycznej natury Tony’ego Soprano, lawirującego nieustannie między dwiema rodzinami: rolą ojca i męża oraz mafijnego bossa, świadomego wszechobecnego zagrożenia. Z kolei otaczający go gangsterzy, w swej skłonności do banalnego okrucieństwa, bywają na przemian komiczni i odpychający. Postaci zaludniające stworzony przez Chase’a świat realizują wprawdzie gatunkowe schematy, ale jednocześnie uciekają od stereotypów.
Serialowa gra z „gangsterskimi” toposami jest bodaj najmocniej widoczna w samej strukturze narracyjnej Rodziny Soprano. Mówiąc najkrócej, gatunkowe oczekiwania widzów (i bohaterów) nieustannie zderzają się tu z banalną codziennością. Ekranowa przemoc wybucha często bez ostrzeżenia, a wątki, które w „klasycznym” kinie gangsterskim prowadziłyby do dramatycznego rozstrzygnięcia, tutaj są domykane po cichu, niemalże na fabularnym marginesie. W świecie Tony’ego Soprano nawet bohater kreowany na ważnego gracza może skończyć zastrzelony przez narzeczoną podczas domowej kłótni albo umrzeć na zawał w zasikanym kiblu. Wszystko to jednak rezultat specyfiki gangsterskiej profesji – niebezpiecznej, sprzyjającej paranoi i, ostatecznie, prowadzącej donikąd.
Epizodyczność i fabularne meandrowanie zastępują w serialu klasyczną strukturę narracyjną. Zamiast szlachetnego dramatyzmu swoich kinowych poprzedników, Rodzina Soprano oferuje raczej egzystencjalny wgląd w psychikę bohaterów. Ten rozdźwięk między gatunkowymi schematami a banalną rzeczywistością najlepiej wyraża chyba bratanek Tony’ego – Christopher. Zapatrzony w ekranowych klasyków pokroju Chłopców z ferajny, rozdarty między marzeniami o karierze scenarzysty a ambicją wspinania się po kolejnych szczebelkach mafijnej hierarchii, bohater zaczyna zastanawiać się nad rolą, jaką ma do wypełnienia w fabule. W którymś momencie z ekranu padają znamienne słowa: „Where’s my arc?” („Gdzie mój łuk narracyjny?”).
Postać Christophera to zresztą kolejne narzędzie gatunkowej dekonstrukcji. Zarówno on, jak i psychoterapeutka Tony’ego – dr Melfi pełnią u Chase’a funkcję swoistych „widzowskich surogatów”. Znamienne, że w rolach tych obsadzeni zostali aktorzy znani z Chłopców z ferajny – Michael Imperioli i Lorraine Bracco. Na przykładzie Christophera Chase pokazuje, jak fascynacja gangsterskim światem zderza się z brutalną rzeczywistością. Bohater próbuje dorosnąć do oczekiwań ukształtowanych z jednej strony przez kino, a z drugiej – przez swoich idoli, Tony’ego i nieżyjącego ojca. Mafijny awans wiąże się jednak z rozpadem psychiki i zaburzeniem życia prywatnego, z przekraczaniem kolejnych moralnych granic. Dlatego też Christopher z ostatnich odcinków serialu stanowi zaledwie cień samego siebie z pierwszych sezonów. Z kolei w postaci dr Melfi i jej relacji z nietypowym pacjentem odbija się widzowska reakcja na kolejne działania Tony’ego Soprano – podobnie jak psychoterapeutka, jesteśmy na przemian zafascynowani i obrzydzeni bohaterem. A jednak: nie potrafimy oderwać od niego wzroku.
Chociaż Rodzina Soprano skończyła w tym roku 25 lat, to serial Davida Chase’a do dziś pozostaje ostateczną inkarnacją kina gangsterskiego; dziełem, w którym jak w soczewce skupiają się wszystkie wcześniejsze i późniejsze reprezentacje tego gatunku. Oczywiście, widzieliśmy w ostatnich latach udane kinowe próby powrotu do mafijnej poetyki, z Irlandczykiem Scorsesego na czele, ale historia Tony’ego Soprano wciąż pozostaje niedościgniona. Ba, do jej sukcesu nie udało się nawiązać nawet samemu Davidowi Chase’owi we Wszystkich świętych New Jersey – kinowym prequelu serialu, który okazał się zaledwie marnym odbiciem wybitnego oryginału. Rodzina Soprano to zatem szczytowe osiągnięcie gatunku gangsterskiego – a na horyzoncie potencjalnych następców nie widać.