CHARAKTERYSTYCZNI AKTORZY, którzy zawsze grają NEGATYWNE postaci

Tobin Bell
Kiedy był młody, jego uroda jeszcze nie ukształtowała się w formę nadającą się do odgrywania szaleńców. To przyszło dopiero po latach. Tobin Bell oparł właściwie całą swoją karierę na jednej postaci – Jigsawa w serii Piła i to wystarczyło, żeby każdy kinoman mógł z łatwością go rozpoznać – może nie z imienia i nazwiska, ale wskazać, że go widział w tym i tym filmie. Bell zawsze był aktorem cierpliwym i pokornym. Przez wiele lat pojawiał się epizodycznie w przeróżnych filmach, czasem nawet niewymieniony w napisach. Funkcjonował cały czas obok wielkich, obserwując ich pracę, i cieszył się z rzeczy naprawdę niewielkich, pogardzanych wręcz przez innych młodych aktorów, czujących niezwykły głód światowej kariery. Tak było np. z Tootsie. Pojawił się w niewielkiej roli w Wyborze Zofii. Potem był agent FBI w Missisipi w ogniu, aż wreszcie w 1993 roku zagrał w Firmie Sidneya Pollacka zabójcę zwanego „Nordykiem”. Tam już możemy podziwiać jego talent do tworzenia szaleńców i desperatów, ale nie zwykłych morderców, których w historii kina pojawia się przecież mnóstwo. Morderca musi mieć nietuzinkowy charakter zarówno pod względem szalonej osobowości, jak i wyglądu. Nordyk taki był, a Jigsaw stał się najdojrzalszą formą takiej postaci, stworzoną przez powierzchowność i talent do jej wykorzystania u Tobina Bella.
Clancy Brown
W Skazanych na Shawshank górował swoją posturą nad Timem Robbinsem, chociaż jest od niego niższy. Ma 191 cm, a Robbins 196. O jakich jednak wartościach tu mówimy. Obydwaj aktorzy to bardzo wysocy mężczyźni. Jeden z nich jednak posiada twarz potrafiącą wyrazić złowrogie emocje, a na jej tle lico tego drugiego jest słodkie i niewinne jak pyszczek małego kociaka. Tę mrożącą krew w żyłach twarz Clancy Brown pokazał w Smętarzu dla zwierzaków II, gdzie zagrał złego za życia, skłonnego do przemocy policjanta, który wrócił zza grobu jako postać jeszcze gorsza. W Nieśmiertelnym zaś mogliśmy podziwiać wiecznie zasępione oblicze Browna w roli Kurgana, najzacieklejszego wroga Connora MacLeoda.
Brad Dourif
Zawsze go będę pamiętał z dwóch ról – Billy’ego Bibbita z Lotu nad kukułczym gniazdem oraz Grímy „Gadziego Języka” z Władcy Pierścieni: Dwóch Wież. Bibbit oczywiście postacią negatywną nie był, lecz Dourif potrafi zagrać mroczny charakter, zwłaszcza mimiką twarzy. Fani horroru zapewne kojarzą jego głos, którego użyczył laleczce Chucky. Dourif wyspecjalizował się w rolach epizodycznych, takich, które straszą, a niekoniecznie na ekranie robią coś strasznego. Chodzi o ruch, spojrzenie, szaleństwo obecne gdzieś bardzo głęboko w aktorze. Przypomnijmy sobie rolę doktora Jonathana Gedimana z Obcego: Przebudzenia i jedną scenę, kiedy naukowiec tresuje ksenomorfa. Wpierw jednak udaje jego mimikę. Szczerzy się do niego, całuje przez szybę. Jest wyraźnie zafascynowany obcością kosmity, a z drugiej strony chce mieć go za swojego niewolnika. Jeśli ksenomorf nie przyjmie tych warunków, Gediman chętnie będzie go torturował, bo to również sprawia mu przyjemność. Rola zwyrodniałego naukowca idealna dla demonicznego Dourifa.
Cary-Hiroyuki Tagawa
Jeśli coś jest prawdziwego w stwierdzeniu, że Japończycy mają wypisaną na twarzy pogardę dla doczesnego życia, to uroda Tagawy jest tego przykładem. Uroda, której w tym przypadku kluczową częścią jest przeszywające spojrzenie. Stąd może aktor grał negatywne postaci o rodowodzie dalekowschodnim, samurajskim i mafijnym. Warto tu podkreślić, że pojawiał się u boku naprawdę znanych aktorów, zapewniając im nietuzinkowe tło. Ciekawy jestem, czy widzowie rozpoznają go w jednej z jego lepszych ról jako Changa w Ostatnim cesarzu? Tam był skryty, wydawać by się mogło, że niepozorny, lecz jakże ważny i znaczący dla fabuły. Obecnie jego kariera zmieniła nieco tor na postaci mniej efektowne i bardziej pozytywne niż np. Funekei Yoshida w Ostrym pokerze w małym Tokio.
Brian Thompson
Otóż rola w Kobrze z 1986 roku pozostaje w jego karierze najbardziej znacząca i oddziałującą na wyobraźnię. Zagrał tam Nocnego Rzeźnika. Brian Thompson często otrzymywał role po warunkach, czyli grubo ciosana twarz oraz imponujący wzrost (195 cm) predestynowały go do roli potwornych istot ludzkich. Warto jednak pamiętać, że Thompson jest aktorem gruntownie wykształconym, obytym z teatrem, w tym jego specyficzną odmianą, którą jest teatr muzyczny, i w jego portfolio znajdują się role zupełnie odmienne niż np. ów Nocny Rzeźnik. Bardziej jednak pozostają w pamięci te negatywne, co jest całkiem zrozumiałe. Kto inny mógłby zagrać Nędznego Wiktora w Smrodzie życia albo Brocka w Ostatnim Smoku. Jednym słowem Brian Thompson jest wymarzonym artystą do wcielania się w czarne charaktery. Jego wygląd sprawdza się idealnie w produkcjach fantasy – Cyrus Jacob w Zakonie czy też Shao Kahn w Mortal Kombat 2: Unicestwienie. Co ciekawe, oglądając zdjęcia współczesne tego aktora, odnosi się wrażenie, że upływający czas nieco złagodził jego surowe oblicze.