search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

CENZURA W KINIE. Przykłady filmowych inwigilacji

Jacek Lubiński

29 marca 2017

REKLAMA

Srpski film

Serbski horror? Czemu nie, pod warunkiem, że nie reżyseruje Srđan Spasojevic. To właśnie jego film w filmie, czyli opowieść o gwiazdorze porno, który nieświadomie bierze udział w projekcie z gatunku snuff (sic!), został jednym z najbardziej kontrowersyjnych tytułów w historii dziesiątej muzy. Hiszpania, Niemcy, Nowa Zelandia, Norwegia, Australia, Malezja, Singapur… – w tych krajach jest oficjalnie zakazanym owocem, a jeśli już można go dostać, to pod mocno okrojoną postacią. W wielu pozostałych egzystuje głównie na zasadzie festiwalowego obiegu, czyli pojedynczych kopii dla wybranej publiczności.

Zresztą nawet tam potrafi „wpaść”, czego dowodem wycofanie go z londyńskiego festiwalu kina grozy FrightFest w 2010 roku. W samej Wielkiej Brytanii do regularnej dystrybucji co prawda doszło, ale dopiero po wycięciu ponad czterech minut najbardziej rażących scen, co tym samym czyni Srpski film drugim najbardziej pociętym filmem w tym kraju (miejsce pierwsze okupuje indyjskie Nammavar, z którego usunięto ponad pięć minut materiału).

W USA film otrzymał z kolei niechlubną kategorię NC-17 oraz limitowaną liczbę kopii po tym, jak ze stu czterech minut wycięto jedną. A gdy przyszedł czas na rozpowszechnianie za pomocą streamingu, to Netflix odmówił umieszczenia go w swojej ofercie bez podania przyczyny. Z kolei w ojczyźnie reżysera doszło nawet do śledztwa sprawdzającego autentyczność zarejestrowanych na taśmie wydarzeń. Ostatecznie okazały się one fikcją, a naturę filmu twórcy tłumaczyli „stanem, w jakim znajduje się obecnie Serbia”. Nie pomogło – krytyka okazała się miażdżąca.

Teksańska masakra piłą mechaniczną

Raz jeszcze chodzi o oryginał, któremu remake nie dorównał ani jakością, ani tym bardziej sławą – tradycyjnie tą złą. Jak inaczej nazwać opóźnioną o blisko rok premierę w Stanach Zjednoczonych oraz tymczasowe zakazy w tak różnych miejscach jak Brazylia, Chile, Finlandia, Francja, Islandia, Irlandia, Norwegia, Singapur, Szwecja czy dawne RFN?

Chociaż fałszywe doniesienia, jakoby Tobe Hooper zarejestrował prawdziwą historię, napędziły do kin tłumy, cenzorzy nie byli przychylni tej krwawej łaźni rozgrywającej się na głębokim południu USA. Początkowo przyznali mu zatem kategorię X, którą zmieniono na R-kę po tym, jak pod waszyngtońskim tasakiem zginęło kilka minut filmu. Jeśli wierzyć miejskim legendom, dystrybutor wypiął się na MPAA i pokazał pod tym samym znaczkiem pełny materiał. Być może dlatego w kinach w San Francisco publiczność dosłownie wychodziła z pokazów zniesmaczona.

W Kanadzie natomiast policja mocno naciskała na kiniarzy, aby wycofali film z repertuaru, jeśli nie chcą być postawieni przed sądem za obrazę moralności. Jeszcze śmieszniej było w Królestwie Brytyjskim, gdzie największe obiekcje cenzura miała ponoć do… tytułu. Ale nie tylko, czego dowodem przyznanie mu oficjalnego papierka i znaczka „18” w… 1998 roku, czyli dwadzieścia cztery lata po premierze.

Nieco wcześniej, bo w 1984 roku, udało się „przepchnąć” film w Australii, ale dopiero po trzech innych próbach prezentujących różne wersje montażowe „gotowego” dzieła. Dziś Teksańska i tak dalej zaliczana jest do klasyki gatunku i dumnie dzierży kilka tytułów „naj”, wśród których znajduje się również ten dla najbardziej kontrowersyjnego tytułu grozy. W końcu – jak napisał Roger Ebert w swojej recenzji – spełnia on wszystkie obietnice drzemiące w nazwie.

Te filmy to i tak jedynie wierzchołek góry lodowej, o której eksploracji można by było napisać książkę, a nawet dwie. Niech jednak stanowią dowód na zdradliwe efekty dobrych chęci – a tymi, jak wiemy, wybrukowane jest piekło…

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA