search
REKLAMA
Artykuł

BONNIE I CLYDE. Ucieczka od wolności

Filip Jalowski

28 marca 2017

REKLAMA

Po tegorocznej gali rozdania Oscarów o morderczym duecie tworzonym przez Faye Dunaway oraz Warrena Beatty’ego ponownie zrobiło się głośno. Pomyłka związana z ogłoszeniem zwycięstwa La La Land w kategorii najlepszy film anglojęzyczny zaczęła być żartobliwie komentowana zdaniem, że oto staliśmy się świadkami ostatniego wielkiego skoku Bonnie i Clyde’a. Tak się składa, że od pierwszego publicznego pokazu filmu Arthura Penna mija w tym roku równe pięćdziesiąt lat, a to świetna okazja do tego, aby przypomnieć sobie produkcję, która wedle wielu badaczy zrewolucjonizowała podejście amerykańskich studiów filmowych do kwestii przedstawiania przemocy na ekranie.

Bonnie i Clyde ma w istocie niewiele wspólnego z prawdziwą historią przestępców przemierzających Amerykę w czasach wielkiego kryzysu. Scenarzyści potraktowali bohaterów tytułowych jedynie jako nośne symbole, które idealnie nadawały się do zaznaczenia swojego stanowiska w kontestacyjnym dyskursie przetaczającym się przez Stany Zjednoczone przez całe lata sześćdziesiąte XX wieku. Film Penna milczy na temat tych mniej romantycznych, przyziemnych wątków związanych z gangsterskim życiem Bonnie, Clyde’a i ich świty. Nie dowiemy się z niego nic na temat ich pobytów w więzieniach czy też wypadków, które w przypadku Bonnie skończyły się w zasadzie kalectwem. Dosyć złożona, ale i charakterystyczna dla Ameryki lat trzydziestych historia zmieniła się w latach sześćdziesiątych w pełną energii, ale wciąż smutną i pozbawioną nadziei skargę na niemożność dopasowania się do rzeczywistości wykreowanej przez poprzednie pokolenia. Bandyci zamienili się w buntowników.

Przygotowania do wielkiego skoku

Pierwsza wersja scenariusza filmu została stworzona przez Davida Newmana oraz Roberta Bentona na początku lat sześćdziesiątych. W trakcie jego tworzenia autorzy mocno inspirowali się francuską Nową Falą oraz amerykańskimi filmami gangsterskimi z lat trzydziestych oraz dwudziestych. Już od samego początku przyświecał im cel, aby w gotowym filmie skontrastować ze sobą pewnego rodzaju komiksowość opowiedzianej historii z dosłownie ukazaną przemocą przełamującą stosunkowo lekki charakter produkcji. Pierwszym reżyserem, któremu zaoferowano pracę przy projekcie, był Arthur Penn, czyli ten sam twórca, który ostatecznie wyreżyserował film. Na tym etapie twórca, głównie ze względu na inne zobowiązania zawodowe, musiał zrezygnować z propozycji Newmana i Bentona.

Wyraźna inspiracja nowofalowym kinem francuskim naturalnie doprowadziła scenariusz na biurko jednego z czołowych twórców oraz teoretyków ruchu – Françoisa Truffauta. Francuz wprowadził do tekstu szereg poprawek, które zostały w większości zaakceptowane przez jego autorów, sam jednak zdecydował się na wycofanie z przedsięwzięcia i zajęcie się realizacją ekranizacji powieści autorstwa Raya Bradbury’ego, czyli Fahrenheit 451. Truffaut polecił jednak Newmanowi oraz Bentonowi usługi swojego przyjaciela, Jean-Luca Godarda. Powód, dla którego prawdopodobnie najsłynniejszy twórca awangardowego kina francuskiego nie zgodził się na realizację filmu, nie jest do końca jasny. Pierwsza teza głosi, że Godard nie miał zaufania do amerykańskich studiów, dlatego miał odmówić niemalże machinalnie. Inna historia twierdzi, że kandydatura oraz pomysły Francuza zostały kategorycznie odrzucone przez ówczesnych producentów. Godard planował ponoć nakręcenie filmu w New Jersey podczas zimy, w ogóle nie zważając na to, że stany, które były niegdyś świadkami poczynań Bonnie i Clyde’a, raczej nie kojarzą się z białym puchem oraz ujemnymi temperaturami. Na zarzuty ze strony produkcji twórca miał odpowiedzieć ponoć – “wy gadacie o pogodzie, a ja mówię o kinie”.

REKLAMA