Bohaterki KINA SCIENCE FICTION, które KRADŁY mężczyznom ekran, nim stało się to modne
Jednym ze współczesnych trendów filmowej sensacji, jest umieszczanie w centrum akcji silnej kobiecej bohaterki. Dzieje się tak jednak nie tylko w kinie akcji i na pewno nie od niedawna. Rewolucja ta trwa w kinie mniej więcej od lat 70. Oto przykłady wyjątkowo ciekawych postaci kobiecych rodem z kina science fiction, które kradną ekran swym męskim konkurentom.
Ellen Ripley, „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”
Ridley Scott tworzył silne kobiece bohaterki na długie lata przed tym, gdy stało się to modne. Ellen Ripley to dziś ikona kina, nie tylko jego fantastyczno-naukowego oblicza. To, co najbardziej lubię w postaci zagranej przez Sigourney Weaver, to jej ewolucja. Bohaterka zaczyna bardzo niewinnie, nie będąc poważnie traktowana przez resztę załogi statku Nostromo. Okazuje się jednak, że to ta szczupła, niepozorna dziewczyna, w białej, kusej bieliźnie, będzie final girl w starciu z kosmicznym monstrum. Zaczyna jako seksualny obiekt, potem przejmuje kontrolę, chwytając za karabin, by finalnie zrewidować własne macierzyństwo. Ostatnią odsłonę cyklu Obcy trudno traktować jako cześć ewolucji bohaterki, gdyż wyraźnie nie była już w niej sobą. Co jednocześnie podkreśla dramatyczny koniec tej postaci.
Trinity, „Matrix”
Zawsze uważałem, że Trinity kradnie ekran w Matrixie. Keanu Reeves w roli Neo to bardzo sympatyczny gość, ale przynajmniej do połowy filmu względem reszty obsady jest bardzo zagubiony. Jest to zrozumiałe, gdyż w końcu jego rolą było odkrycie prawdy i stanięcie po drugiej stronie lustra. Matrixa jednak otwiera brawura scena w wykonaniu Trinity, w której rozprawia się ona z odziałem policji. To postać, która od samego początku konsekwentnie stoi przy głównym bohaterze, otaczając go troską, ale także uczuciem. To ona zaprasza go do odbycia przygody, to ona (niczym biblijna Ewa) wodzi go za sobą w celu odkrycia prawdy o sobie samym. Gdy jednak sytuacja tego wymaga, w końcu to Neo udziela wsparcia Trinity, niejako zwracając jej honor. Wspaniała, wręcz idealna postać kobieca (piękna i silna), bez której nie wyobrażam sobie całej sagi Matrix.
Furiosa, „Mad Max: Na drodze gniewu”
Nie jest tajemnicą, że pomysłem George’a Millera na ponowne wejście do świata Mad Max jest delikatna zmiana konwencji i przestawianie akcentów. Od teraz to nie Pan miał stać w centrum tej postapokaliptycznej historii, tylko Pani. Co jednak najważniejsze, miała ona radzić sobie w tym piaszczystym świecie równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak wściekły Max. Nie jestem fanem Na drodze gniewu, gdyż uważam ten film za boleśnie przewidywalny, mało twórczo powielający to, co już zostało w serii przytoczone. Natomiast z jednym jestem w stanie się zgodzić – postać cesarzowej Furiosy w wykonaniu Charlize Theron została tu rozpisana i zagrana w sposób dalece nieszablonowy. Nie dziwota, że już wkrótce będziemy świadkami pełnoprawnego filmu o tej postaci, w którą tym razem wcieli się Anya Taylor-Joy.
Ryan Stone, „Grawitacja”
Niby nie ma komu co kraść, gdyż główna bohaterka o prym rywalizuje jedynie z George’em Clooneyem. Ale Grawitacja to jednak osobliwy przykład emancypacji w SF. Zawsze uważałem, że ta postać to nie tyle kobieta w butach faceta – bo kosmonautka – ale przede wszystkim kobieta po przejściach. Kosmos jest tylko generatorem traumy, która wybrzmiewa w bohaterce na skutek znalezienia się w niekorzystnych dla siebie okolicznościach. Widmo śmierci i walka o przetrwanie sprawia, iż Sandra Bullock musi zajrzeć w głąb siebie i zaakceptować przeszłość. Bez pomocy faceta. Bardzo lubię tę postać, tak jak cały film, który traktuje trochę jako metafora kobiecej emancypacji, walki o niezależność.
Sarah Connor, „Terminator 2: Dzień sądu”
Nie da się opowiadać o ciekawych, charakternych kobiecych postaciach w kinie science ficiton, nie uwzględniając w tej dyskusji Sary Connor. Mam na myśli panią Connor z dwóch pierwszych filmów Jamesa Camerona, ale przede wszystkim to, z jakiej strony zaprezentowała się Lida Hamilton w Dniu sądu. Różnie się później losy tej postaci układały – była uśmiercana w Buncie maszyn, stworzono specjalnie dla niej serial, postać wróciła też w części piątej i szóstej cyklu o Terminatorze. Ale najlepsze, co Connor uosabia, to przemianę z kruchej, nieco zagubionej dziewczyny, w silną personę, niebojącą się zawalczyć o swoje dziedzictwo w obliczu przeżywanego dramatu. Linda Hamilton w tej roli jest bardzo wiarygodna, ponieważ prócz tego, że wydaje się niezwykle silną osobą, głównie fizycznie, to w jej oczach wciąż znajduje się wiele strachu, adekwatnego do zagrożenia, z którym się mierzy.
Dr Ellie Arroway, „Kontakt”
Kobieta Panią naukowiec, odpowiedzialna za nawiązanie kontaktu z obcą rasą w kosmosie? Dziś zrobiono by z tego sztandar walki z patriarchatem, bohaterka byłaby oschła i niedostępna, względy naukowe zeszłyby na drugi plan, dając przewagę tym społecznym. Nie w widowisku z 1997 roku w reżyserii Roberta Zemeckisa. Bohaterka Jodie Foster to postać, która natrafia na ciekawy, palący trop, powiedziałbym – fundamentalny, jeśli chodzi o wpływ na cywilizację – i postanawia pójść za ciosem w imię ekscytującej chęci udowodnienia światu, iż nie jesteśmy sami w kosmosie. Przy okazji ujawnia się nam ważna cecha postaci, sugerująca nie do końca zaleczone rany z przeszłości. Tytułowy kontakt jest więc nie tyle spotkaniem bohaterki z kosmitami, ile z samą sobą. To inteligentnie rozpisana rola, zagrana przez Jodie Foster z dużym wyczuciem.
Leeloo, „Piąty element”
Kokieteryjne spojrzenie, mentalność dziecka, wdzięk i osobisty urok – to cechy Leeloo z Piątego elementu, która owym elementem w istocie się okazuje. Rzecz jasna mowa tu o uniwersalnej życiowej energii, scalającej wszystkie żywioły w jedno. Ale można to także interpretować dosłownie, uznając, że Luc Besson po prostu chciał podkreślić rolę kobiet w kreacji życia. Jakkolwiek byśmy na to nie patrzyli, Leeloo to postać barwna, urzekająca, charakterystyczna, zapadająca w pamięć, przy której Bruce Willis dostaje ewidentnych skrzydeł. Dziś jednak taka Leeloo z pewnością powstać by nie mogła – obowiązkowo musiałaby mieć groźnie wyglądającą minę, a jej ubranie musiałoby mieć mniej kusych prześwitów. No i z pewnością nie mogłaby cechować się naiwnością, bo to by po prostu złe świadectwo wystawiało kobietom.
Zoë Washburne, „Serenity” i „Firefly”
Świetna to postać, która chyba najlepiej działa w kontekście bycia w małżeńskim związku z pilotem statku kosmicznego Serenity. Małżeństwo to jest urocze, bo składa się z członów, które wzajemnie się uzupełniają – podczas gdy pilot Wash ewidentnie trzyma głowę w chmurach (dosłownie i przenośni), będąc jednocześnie typowym zadaniowcem, Zoe to twardo stąpająca po ziemi kobieta, która nie ima się wzięcia na siebie ciężaru odpowiedzialności. Kochają się jednak na zabój, co widzieliśmy tak w serialu Firefly, jak i jego pełnometrażowej wersji. W skrócie – Zoe to kobieca wersja kosmicznego kowboja, w której kapitan Serenity, Reynolds, czuje ewidentne oparcie.
Dana Scully, „Z archiwum X”
Twórcy Z archiwum X odwrócili nieco bieguny stereotypów. W serialu Dana Scully to ta, która znacznie lepiej radzi sobie z racjonalnym myśleniem, choć wydawać by się mogło, że sucha analiza faktów to domena mężczyzn. Natomiast Fox Mulder to ten, który łatwiej daje się ponieść emocjom, ulegając przy tym oddziaływaniu różnorakich teorii spiskowych. Ona potrafi nabrać do rzeczywistości dystansu, on nie. Postać grana przez Duchownego ma jednak sobie i innym coś do udowodnienia, co wiąże się z tajemniczym zniknięciem przed laty jego siostry. Tak czy inaczej, ta nieoczekiwana zamiana toposów wyszła temu serialowi na dobre.