Filmy, które PRZEKŁAMUJĄ historię
Filmy nie są podręcznikami historii i w żadnym wypadku nie powinny być traktowane jako źródło historycznej prawdy. Osobną kwestią jest to, czy tę prawdę znajdziemy w kronikach, relacjach świadków, protokołach, notatkach, dziennikach i innych dokumentach. Zawód scenarzysty wymaga od autora solidnego przygotowania, researchu i nabycia sporej wiedzy w tematyce, której poświęca swoje dzieło – ale nie wymaga od niego mówienia tylko i wyłącznie prawdy. Zasłaniając się twórczą licencją, artyści mogą naginać, pomijać lub przeinaczać fakty. Bywa, że te zabiegi są umotywowane wymogami sztuki – zwiększają dramatyzm, zaskakują, umożliwiają stworzenie niezapomnianych scen. Istnieją jednak przypadki filmowców, którzy nagięli fakty do tego stopnia, że wytworzyli swego rodzaju alternatywną wersję historii, która może być krzywdząca i nieuczciwa wobec osób, których dotyczy. Przyglądamy się filmom, które zakłamują historyczne fakty.
Midnight Express, scen. Oliver Stone
Nie będę ukrywał, że pod względami artystycznymi film Alana Parkera jest dla mnie pozycją wyjątkową. Obraz tureckiego więzienia jest brutalny i ponury, a jednocześnie, na swój sposób, zjawiskowo piękny. Przerażające miejsce w obiektywie Michaela Sarasina wygląda niemal poetycko, dzięki sugestywnej grze świateł, cieni, faktur i kolorów. Express to także aktorski tour de force w wykonaniu Johna Hurta, wcielającego się w więźnia mentora, uczącego nowych skazanych życia w odmiennej rzeczywistości. Z drugiej strony, jest to początek wielkiej kariery jednego z największych kłamców amerykańskiego kina – Olivera Stone’a, który za adaptację autobiografii Billy’ego Hayesa został w 1977 roku wyróżniony Oscarem. Fakty są takie: Hayes był amerykańskim przemytnikiem narkotyków z kilkoma „sukcesami” na koncie. W 1970 roku próbował wywieźć z Turcji kilka kilogramów haszyszu. Wzmożona kontrola na lotnisku dnia 6 października, wynikająca z zagrożenia terrorystycznego, okazała się dla Hayesa tragiczna w skutkach. Mężczyzna został przyłapany, a następnie skazany na pięć lat więzienia. Wyrok, jak na tureckie standardy prawa karnego dotyczącego przestępstw na tle narkotykowym, był stosunkowo niski.
Krótko przed końcem odsiadki sprawa została ponownie rozpatrzona – tym razem wymiar sprawiedliwości zasądził dożywocie. Nie pomogły próby przekupienia adwokatów i urzędników przez rodziców Hayesa. Podczas rozprawy sądowej Hayes wygłosił mowę, która szybko ewoluowała w obiegową prawdę o Turcji. Hayes wypowiadał się niepochlebnie o tureckim narodzie, państwie i kulturze. Jakiś czas później wyrok dożywocia zamieniono na 30 lat więzienia, a Hayesa przeniesiono do placówki o mniejszym rygorze, umiejscowionej na wyspie. To stamtąd Hayes dokonał brawurowej ucieczki – łapiąc tytułowy, symboliczny „ekspres o północy”. Do wyjściowego materiału, jakim była książkowa relacja Hayesa, Stone dołożył sporo dramatycznych wydarzeń, które nie miały nic wspólnego z prawdą – w scenariuszu późniejszego twórcy Plutonu znalazły się takie sceny, jak odgryzienie przez Hayesa języka współwięźniowi, seksualne wykorzystywanie skazanych przez strażników oraz próba gwałtu na Hayesie przez pracownika więziennej służby i przypadkowe zabicie tegoż pracownika przez bohatera, co stało się bezpośrednią przyczyną ucieczki. Przez zakrzywiony obraz rzeczywistości zaprezentowany w filmie turecka branża turystyczna zanotowała wyraźne spadki przychodów, a kraj jako taki padł ofiarą stereotypów. Hayes stał się wrogiem publicznym w Turcji, nieskutecznie ściganym przez Interpol. Po latach mężczyzna przeprosił za swoje słowa i odciął się od elementów filmu, które nie miały nic wspólnego z prawdą. Historia filmu Midnight Express frapuje elementami manipulacji i przekłamania, jakich dopuszczają się czasem artyści, ale także – a może zwłaszcza – łatwowiernością i podatnością publiczności na wszytko, co pokaże się jej na dużym ekranie.
Operacja Argo, scen. Chris Terrio
Kultywowany przez dekady model hollywoodzkiego filmu sensacyjnego to taki, w którym obywatele amerykańscy ocalają miasto/hrabstwo/stan/kraj/kontynent/świat/Układ Słoneczny/galaktykę od zagłady. Nie inaczej jest w przypadku Operacji Argo, która w 2012 odniosła raczej niespodziewany sukces komercyjny i artystyczny, zgarniając między innymi Oscara za film roku i zdecydowanie pozytywne recenzje. Film w istocie jest świetnym thrillerem, w dodatku – opartym na prawdziwej historii, i to historii absolutnie szalonej! Podczas irańskiej rewolucji roku 1979 grupa radykałów opanowuje amerykańską ambasadę, biorąc 52 zakładników. Sześciu dyplomatom udaje się uciec i schronić w domu Kena Taylora. Taylor był kanadyjskim ambasadorem i odegrał kluczową rolę w planie ewakuacji szóstki zbiegów. Dostarczył rządom amerykańskiemu i kanadyjskiemu potrzebne informacje, współpracował z agencjami wywiadowczymi obu krajów, pomógł w organizacji pierwszej nieudanej próby odbicia zakładników – operacji „Eagle Claw”. Tymczasem w filmie jego postać jest zupełnie zmarginalizowana, podobnie jak udział Kanady w całym przedsięwzięciu.
Splendor udanego ratunku w Operacji Argo przypada Amerykanom, zwłaszcza agencji CIA, której pracownik – Tony Mendez – jest głównym bohaterem filmu, a wciela się w niego nie kto inny, jak sam reżyser – Ben Affleck. W ramach zupełnej dygresji wspomnę, że jest to przykład najbardziej nieistniejącego aktorstwa w historii filmów nominowanych do Oscara za najlepszy film – Affleck w tym filmie nie drażni, jak mu się zdarza, ale jego rola – w sensie reakcji postaci na wydarzenia – jest wynikiem wyłącznie umiejętnego montażu, bo Affleck w większości scen po prostu jest, stoi, patrzy, mówi. Wracając do głównego wątku – w rzeczywistości Mendez spędził w Iranie 1,5 dnia, a ewakuacja zakładników na lotnisku przebiegła bez żadnych incydentów. Po premierze filmu podniosło się larum, a w ramach krytyki cytowano między innymi prezydenta Jimmy’ego Cartera, który stwierdził, że operacja „Argo” udała się w 90% udziałowi Kanady. W konsekwencji tych głosów twórcy zdecydowali się dodać tablicę tekstową ze stwierdzeniem, że operacja stanowi przykład udanej współpracy międzynarodowej. Tablica tablicą – ale Argo to kolejny film, według którego Hollywood i CIA to zgrany duet zbawców świata. I jak Hollywood miałoby go nie pokochać?