search
REKLAMA
Gry

ALIENS VERSUS PREDATOR – Filmowe gry komputerowe

Jacek Lubiński

19 stycznia 2018

REKLAMA

Gdy zatem na początku 2010 roku światło dzienne ujrzało Aliens vs. Predator (tak po prostu, bez numerka), które Sega wypuściła jednocześnie na komputery, PlayStation 3 i Xbox 360, mimo upływu lat oczekiwania były spore, a poprzeczka zawieszona wysoko. Produkcja Rebellion Developments w reżyserii Tima Jonesa kontynuowała przyjęty schemat trzech różnych kampanii, które ponownie przechodzimy pojedynczo, lecz mimo to ich wydarzenia nachodzą na siebie (acz w zdecydowanie mniejszym stopniu niż w AvP2). Jasnym jest, że pod tym względem podrasowano wszystkie wcześniejsze rozwiązania, a także oczywiście design, grafikę oraz grywalność – elementy, za które tym razem odpowiadali Alex Moore, Andy Tate i Sam Grice. Muzyką zajął się z kolei w tym wypadku Mark Rutherford.

W związku ze znacznie lepszą szatą wizualną, przystosowaną już do jakości HD, z miejsca spadły na grę oskarżenia o zbyt wysoką brutalność. Tyczyło się to zwłaszcza postaci Predatora, którym tym razem można pokusić się o rytualne, a więc niezwykle krwawe (i na swój sposób widowiskowe) zabójstwo ofiary. Sprawiło to, że przykładowo w USA gra została ocenzurowana dla uniknięcia najwyższej kategorii wiekowej, a w Australii początkowo w ogóle zakazana. Ostatecznie nie przeszkodziło jej to jednakże stać się hitem sprzedaży i w uniwersum Aliena szybko stała się najlepiej zarabiającą grą w historii.

A tymczasem, jak na ironię, największą wartością dodaną „trójki” – będącej na chwilę obecną ostatnią częścią tej serii – jest skromna próba zgłębienia postaci Predatora. W prologu jego rozgrywki dostajemy na przykład klimatyczną próbę rozszerzenia mitologii Łowcy, poznajemy jego „ob(e)c(n)y” stan egzystencji jako rasy oraz podejście do ludzi. To bardzo fajny myk, który wynosi – przynajmniej chwilowo – całą grę o poziom wyżej. A jeśli już przy tym jesteśmy, to po raz pierwszy twórcy sięgnęli także po bezpośrednie nawiązania filmowe czym innym aniżeli tylko okazjonalną grafiką. Jednym z bohaterów pobocznych jest tu bowiem Karl Bishop Weyland, głosu i twarzy któremu użyczył niezastąpiony Lance Henriksen (trzy lata później aktor uczynił to ponownie na potrzeby Aliens: Colonial Marines). Obok niego pojawia się także William Hope, czyli Gorman z Decydującego starcia.

Pomimo tych wszystkich rzeczy trzecie AvP zostało przyjęte wśród fanów dość chłodno, by nie napisać, że nad wyraz słabo. Narzekano na wiele rzeczy, często nie bez powodu. Słabą, zupełnie odcinającą się od poprzednich części fabułę – akcja dzieje się w jakiś czas po wydarzeniach znanych z Obcego 3, na planecie BG-386 – której zdecydowanie znowu bliżej do zwykłej strzelanki bez ładu i składu oraz, przede wszystkim, bez duszy. Wytykano palcem nieciekawe, monotonne lokacje, kiepski setting i ogólną nudę wiejącą z ekranu. Solą w oku była też nie najlepsza sterowność, niepozwalająca odpowiednio skupić się na rozgrywce (za ustawieniami kamery w wygibasach Obcego chwilami ledwo można nadążyć). A i ona finalnie do najbardziej angażujących i najdłuższych również nie należy.

Można zatem przyjąć, że twórcy części trzeciej postawili przede wszystkim na efektowność, nie efektywność, a cały projekt nie wykorzystał w pełni drzemiącego w nim potencjału. Gorzej, że w przeciwieństwie do poprzednich odsłon, będących na swój sposób rewolucyjnymi tytułami danej klasy/gatunku, AvP A.D. 2010 było już daleko w tyle za postępującymi trendami (również wizualnie gra nie mogła równać się z konkurencją). Nie przecierało nowych szlaków, tylko niezgrabnie podążało wydeptaną przez innych do cna ścieżką. Być może dlatego tym razem oszczędzono sobie wszelkich dodatków do gry i, mimo powracających okazjonalnie kolejnych plotek o kontynuacji, nadal nie doczekaliśmy się jej dalszego ciągu.

Niemniej wszystkie trzy części stanowią całkiem dobrą rozrywkę, pełną wielu smaczków i odniesień dla fanów zarówno Obcego, jak i Predatora. Są rozgrywką pod wieloma względami ciekawszą i po prostu lepszą od właściwie wszystkich filmów z danych uniwersów powstałych w XXI wieku. Dlatego też zamiast męczyć się z kolejnymi bułami od papcia Scotta, lepiej po raz kolejny przejść sobie którekolwiek Aliens versus Predator.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA