Obcy kontra Predator. Ikony science fiction sięgają daleko poza (kiepską) filmową serię
Są dwie przyczyny tego stanu. Po pierwsze: wytwórnia nie chce tworzyć konkurencji między własnymi filmami, więc reklamowe pierwszeństwo należy się droższym projektom. Po drugie: Paul Anderson, reżyser pierwszego filmu, tak bardzo rozczarował widzów, że wydawanie dodatkowych milionów na promocję sequela byłoby ryzykownym posunięciem.
Niezależnie jednak od powodów medialnej ciszy, premiera Aliens vs. Predator: Requiem jest doskonałą okazją do przybliżenia Czytelnikowi licencji, które zdobyły popularność na całym świecie. Obcy i Predatorzy bowiem, w ciągu trzydziestu lat od premiery filmu Ridleya Scotta, pojawili się niemal w każdym medium poświęconym rozrywce. Powstały licencjonowane komiksy, powieści, płyty z muzyką filmową, gry planszowe, komputerowe i konsolowe, filmy fanowskie. Na bogate uniwersum Alienów i Predatorów składa się także część stricte kolekcjonerska, czyli nietypowe wydania DVD, figurki, kostiumy, a nawet gra karciana. Wydaje się, że do uzupełnienia zestawu brakuje tylko audycji radiowej, serialu telewizyjnego i kreskówki, ale nawet bez nich uniwersum AvP ma gigantyczne rozmiary. W niniejszym tekście omówione zostaną najpopularniejsze – oprócz filmów – gałęzie rozrywki będące jego częścią.
K O M I K S Y
Komiksy oraz powieści graficzne stanowią wielką część okołofilmowej struktury świata AvP. Jest ona tak bogata, że niepodobna opisać każdy tytuł, toteż na potrzeby artykułu wybrano pozycje z różnych względów charakterystyczne.
Komiksy wiążące się z seriami Foxa można podzielić na trzy kategorie: dobre, złe i kuriozalne. Poszczególne tytuły bowiem dzieli często ogromna przepaść i jeśli fan Obcego postanowi kupić kilka losowo wybranych zeszytów, ze zdziwieniem stwierdzi, że jeden ma doskonały scenariusz oraz rysunki, a drugi wygląda, jakby autorem był uczeń liceum nudzący się na lekcji plastyki. Wydaje się, że nie istnieje żadna firmowa kontrola jakości, nic zatem dziwnego, że fabuła jednej opowieści często przeczy drugiej, bądź wypacza długie tradycje serii.
Najlepsze komiksy ze świata AvP mieli okazję poznać także polscy czytelnicy. Są to “Obcy: Labirynt” i “Obcy kontra Predator”. Pierwszy z tytułów opowiada historię ekscentrycznego naukowca prowadzącego badania nad Obcymi na odległej stacji kosmicznej. Intrygującą fabułę dopełniają realistyczne rysunki, tworzące mroczną atmosferę opowieści. Dorosłość i poważny ton komiksu to cecha czasów, w których powstał – czyli końca lat 80. ubiegłego wieku. Wówczas, niedługo po premierze filmu Jamesa Camerona, nikomu nie przyszłoby do głowy, by przedstawić temat w konwencji innej niż realistyczna. “Obcy kontra Predator” natomiast, mimo że lżejszy gatunkowo – gdyż nastawiony głównie na akcję – osiągnął nieporównywalnie większy sukces. Jest on pierwszym w historii fabularnym mariażem obu omawianych licencji, napisanym i narysowanym w 1992 roku. Opowieść cechuje pietyzm w kreowaniu futurystycznego świata, podobny do perfekcjonizmu Scotta i Camerona. Mimo że kresce rysownika Randy’ego Stradleya można zarzucić okazjonalne niedbalstwo, autorom należą się wyrazy uznania za potraktowanie tematu. Historia osadników z odległej planety, którzy stają na drodze Łowcom polującym na Obcych, jest bowiem dynamiczna, wciągająca i stanowi doskonałą podstawę ewentualnej ekranizacji. Wobec tego faktu nie należy się dziwić rozczarowaniu fanów, którym trudno było zaakceptować decyzję Foxa o całkowitym oderwaniu filmów AvP od komiksowego pierwowzoru.
Kolejnym – rzadkim – przykładem rozsądnego przeniesienia filmu na karty komiksów jest “Batman kontra Predator”, dzieło Dave’a Gibbonsa i Andy’ego Kuberta z 1991 r. Konfrontowanie Predatora z komiksowym herosem może budzić kontrowersje, Batman jednak okazuje się bohaterem bardzo ludzkim, którego niezwykłość można porównać do waleczności Arnolda Schwarzeneggera z pierwszego filmu o Łowcy. Pojedynek kosmity z człowiekiem-nietoperzem śledzi się z dużym zaangażowaniem.
Trzy przedstawione powyżej tytuły pochodzą z niewielkiego przedziału czasowego – powstały na przestrzeni sześciu lat. Zarówno przed, jak i po tym okresie stworzono wiele innych tytułów, trudno jednak określić którykolwiek z nich mianem dobrego. Bywały wprawdzie inicjatywy ciekawe – np. “Newt’s Tale“, czyli przedstawienie wydarzeń, które miały miejsce w osadzie Hadley’s Hope między zainfekowaniem ojca Newt a przybyciem komandosów sierżanta Apone. Wydawać by się mogło, że taki komiks jest wspaniałym uzupełnieniem filmu Camerona, jednak wystarczy rzut oka na koszmarne ilustracje, by odłożyć zeszyt na półkę. Odwrotna sytuacja miała miejsce z “Aliens: Sacrifice”, pięknie namalowaną historią zakonnicy próbującej przetrwać na planecie pełnej Obcych. Szata graficzna nie zdołała wynagrodzić nudnej, przewidywalnej fabuły. Wydany także i u nas zeszyt “Anioły Apokalipsy”, którego akcja rozgrywa się na planecie zamieszkałej przez rasę “pilotów” z pierwszego filmu, nie miałby wad, gdyby kilka wydarzeń nie zmieniało tego, co wiadomo o Obcych z filmowej sagi. “Aliens: Stronghold” także byłby w porządku, gdyby nie jego wtórność. Podczas lektury można bowiem odnieść wrażenie, że autorzy próbują po raz n-ty sprzedać to samo, ale tym razem zatrudnili innego rysownika. “Colonial Marines” zaś to miniseria przybliżająca czytelnikom oddział komandosów bliźniaczo podobny do tego z “Aliens”. Cykl zaczyna się dobrze, ale z numeru na numer obniża poziom, by w końcówce sięgnąć wizualnego i fabularnego dna. Wreszcie seria “Earth War” – o skutkach sprowadzenia Obcych na Ziemię. Właściwie całkiem dobra, gdyby nie to, że stworzono ją przed nakręceniem Obcego 3, a głównymi bohaterami są… Newt i Hicks, starsi o parę lat, prowadzący krucjatę przeciwko korporacji Weyland-Yutani. Serię próbowano “zaktualizować”, zmieniając imiona bohaterów.
Komiksy opisane wyżej nie są udane, jednak nie można zaliczyć ich do całkiem złych. Wśród tych powinny bowiem znaleźć się rozmaite kompilacje krótkich, najwyżej dziesięciostronicowych opowieści, wydawane niegdyś także w Polsce, w których wtórne podejście do tematu towarzyszyło fatalnej oprawie graficznej. Co gorsza jednak, wiele tego typu produkcji miało tendencję do “młodzieżowego” traktowania tematu. Ludzie sprzymierzali się z morderczymi z założenia Predatorami, samotnie i z uśmiechem na ustach zabijali dziesiątki Obcych – a to wszystko okraszono przesadnie kolorowymi, karykaturalnymi ilustracjami. Równie słabo prezentowały się dwa napisane do tej pory sequele “Batman versus Predator” – niepoważne, nierealistyczne historyjki, żerujące na sukcesie pierwowzoru. Także kontynuacje “Aliens versus Predator” – m.in. “Wojna” czy “Zdobycz” – to pozbawione stylu, niestaranne, wtórne opowiastki.
Warto wspomnieć także o pomysłach, delikatnie mówiąc, kuriozalnych. “Obcy kontra Predator kontra Terminator” to bezpośrednia kontynuacja filmowego Przebudzenia: sklonowana Ripley i android Call walczą z Obcymi i Predatorami, pojawia się wątek Skynetu i Terminatorów, w sprawę jest zamieszany także John Connor… – a wszystko to zbyt skomplikowane i niedorzeczne, by marnować miejsce na streszczenie. “SupermanAliens” to komiks tak zły, jak dobre ma rysunki – a narysowano go przepięknie. Głupota jego fabuły blednie jednak przy “Superman i Batman kontra Obcy i Predator”. Tutaj bowiem Batman jest wysłannikiem Supermana, próbującym pomóc Predatorom wydostać się z Ziemi. Jaka jest geneza dobrych stosunków Łowców i superbohaterów? Otóż kosmici uznali człowieka ze stali za swojego boga. Jak to się odnosi do komiksu “Superman versus Predator” czy wspomnianego już “Batmana”? Na to pytanie autorzy nie odpowiadają. Nie wyjaśniają także, dlaczego ludzkość za każdym razem jest zaskoczona przybyciem Łowców i Obcych, skoro spotykała ich także przy okazji “Green Lantern versus Aliens”, “Judge Dredd versus Predator”, “Batman versus Aliens”, “Wild C.A.T.S. versus Aliens”, czy – uwaga – “Aliens / Predator / Witchblade / The Darkness: The Mindhunter”.
W komiksowym uniwersum Obcych i Predatorów zapanował totalny chaos, który jest stale pogłębiany przez tendencję do konfrontowania kosmitów i wszystkich możliwych superbohaterów. Jeśli zliczyć dotychczas opublikowane zeszyty, okazuje się, że pod powierzchnią Ziemi leży kilka tysięcy rozbitych statków Łowców, a każdy z nich zawiera milion jaj Obcych. Nie ma wątpliwości: jakość licencji Foxa została poważnie osłabiona, a potencjał tkwiący w niej jest wciąż zaprzepaszczany.
G R Y
Obcy i Predator to cykle, które mają niezwykłe szczęście do udanych interaktywnych adaptacji. Podczas gdy większość gier na podstawie kinowych przebojów okazuje się marnymi produkcjami, tytuły z kosmitami były nie tylko wysoce grywalne, ale często także nowatorskie. Z początku jednak nic na to nie wskazywało…
Pierwszy raz Obcy pojawił się na ekranach monitorów dzięki konsoli Atari 2600. Grę zatytułowaną “Alien” wydano w 1982 roku. Fabuła była, jak na tamte czasy, rozbudowana – ścigany przez trzy potwory gracz przemierzał korytarze statku kosmicznego w celu zniszczenia jaj z facehuggerami. W praktyce zasady wzięto prosto z Pac-Mana, a rozgrywka nudziła po dwóch minutach. Druga adaptacja, z roku 1984, była dużo bardziej udana. Firma Argonaut Software wpadła bowiem na pomysł, by klaustrofobiczny horror przerobić na… strategię. Gracz stawał się dowódcą statku Nostromo, dostając do dyspozycji wszystkich siedmioro załogantów, cel zaś był jasny: zabić Obcego. Stworzono prosty system odzwierciedlający stan emocjonalny, przez co przerażony podwładny mógł odmówić wykonywania rozkazów. Ta skomplikowana jak na swoje czasy gra ukazała się na wiekowym Commodore 64, ZX Spectrum i Amstradzie. Po jej premierze pomysł na zrobienie z Obcego strategii został zapomniany i w ciągu trzydziestu lat powrócił tylko raz – w 2003 r. przy okazji premiery “Aliens versus Predator: Extinction” na Xboxa i Playstation 2. Do tego czasu jednak fanom Obcych serwowano głównie gry wypełnione akcją.
Można je podzielić na trzy grupy: platformówki, strzelaniny oraz gry FPP, czyli z widokiem z perspektywy bohatera. Większość z nich nosiła ten sam tytuł, przez co niełatwo je rozróżnić. “Aliens” i “Alien 3” w różnych inkarnacjach, przeznaczonych na odmienne platformy sprzętowe, był najczęściej prostą strzelaniną. Co ciekawe, edycje te wniosły do branży kilka innowacji. Jeden z tytułów był prekursorem gatunku FPP, inny jako pierwsza gra w historii posiadał digitalizowane zdjęcia, odpowiadające dzisiejszym przerywnikom filmowym. W grze “Alien 3: The Gun” natomiast można było nawet eksterminować wrogów za pomocą specjalnego pistoletu, którym celowało się w ekran.
Projektowanie gier o Obcych w formie przygodowej – tzn. wymagającej myślenia, a nie zręczności – nie było popularne. Istnieją tylko dwa tytuły licencjonowane przez Fox i reprezentujące ten niszowy gatunek. Pierwszy z nich to “Alien 3” na przenośną konsolę Gameboy, drugi: wydany w 1995 r. “Aliens: A Comic Book Adventure” na komputery PC. Grę oparto na wątkach z komiksów firmy Dark Horse. Dziś niewiele można o niej powiedzieć, gdyż wskutek wojny o prawa autorskie między producentem (Mindscape) a wytwórnią Fox produkcja i sprzedaż zostały wstrzymane.
Podsumowaniem filmowej trylogii – kiedy wciąż stanowiła trylogię – była strzelanina FPP “Alien Trilogy”. Jej wersja na konsole Playstation i Saturn była grą właściwie idealną, jednak do edycji PC wprowadzono nieistotną – pozornie – zmianę. Ripley, czyli postać, którą sterował gracz, zaczęła wygłaszać one-linery. Zabieg twórców zniszczył atmosferę grozy. Napięcie ulatniało się, gdy po zastrzeleniu Obcego w mrocznym korytarzu gracz słyszał “that’s all you’ve got?” wypowiedziane tonem Rambo. Nic dziwnego, że wersja konsolowa odniosła sukces, podczas gdy komputerowa była porażką. Po kilku latach posiadacze PSX dostali kolejny świetny tytuł – “Alien: Resurrection” na podstawie filmu Jeuneta. Nikt nie podjął się konwersji na PC. Przez krótki czas posiadacze komputerów mogli cieszyć się sieciową strzelaniną “Aliens On-line”, jednak nie zdobyła ona popularności i serwery zostały zamknięte.
W przeciwieństwie do Obcego, łowca z kosmosu nie był wdzięcznym tematem dla twórców gier komputerowych. Obie części Predatora zostały przeniesione na ekrany monitorów zaledwie cztery razy, oczywiście w konwencji zręcznościowej. Gracz zawsze sterował pikselowatym odpowiednikiem Arnolda lub Danny’ego Glovera, a jako że Predator był tylko jeden, przez większość czasu walczyło się z ludźmi, Łowca natomiast pojawiał się okazyjnie. Tę sytuację zmieniła dopiero oderwana od filmów gra “Predator: Concrete Jungle”, wydana w 2005 r. na konsole Playstation 2 i XBox. Przejmowało się w niej rolę Predatora, polującego w ziemskim mieście przyszłości. Tytuł cechowały dopracowanie i różnorodność – zwłaszcza zróżnicowanie krwawych sposobów na wykończenie przeciwnika. Pozycja prezentowała się bardzo solidnie, choć nieco karykaturalna, kreskówkowa grafika ujmowała powagi dorosłej przecież licencji.
Po raz pierwszy potwory Foxa spotkały się na początku lat 90. w bliźniaczo podobnych bijatykach zatytułowanych “Aliens versus Predator”. Pierwsza z nich wyszła na konsolę SNES, druga – ta lepsza – na automaty. Od pierwowzoru odróżniała się nieco lepszą grafiką i fabułą. Pozwalała bowiem poznać dalsze losy Dutcha, czyli komandosa odgrywanego przez Arnolda w Predatorze: bogatszy o mechaniczne ramię bohater sprzymierzył się z dwoma Łowcami w celu powstrzymania Obcych atakujących Nowy Jork. Mimo że zarys historii brzmi jak wymysł pijanego Wajdy, “AvP” okazała się znakomitą grą, do której można z przyjemnością powracać. Inaczej niż w przypadku “AvP: The Last of His Clan” na Gameboya, gry tak złej, że szybko o niej zapomniano. Nie przetrwała też pamięć o FPP “Aliens versus Predator” – pozycji porządnej, lecz wydanej na konsolę Atari Jaguar, o której mało kto słyszał.
Pierwszym dużym, dopracowanym i do dziś bardzo grywalnym tytułem spod szyldu “AvP” jest gra “Aliens versus Predator” z 1999 r. Jej autorzy, studio Rebellion, pozwolili graczowi samemu zadecydować, w kogo chciałby się wcielić – dzięki czemu powstały trzy gry w jednej, wszystkie w konwencji FPP. Mimo braku spójnej fabuły, wysoki poziom wykonania i odmienność punktów widzenia każdego z bohaterów sprawiły, że do dziś “AvP” jest najlepszą i najstraszniejszą grą opartą o znane licencje. Jej równie udany sequel – “Aliens versus Predator 2” – pojawił się w sklepach w 2001 roku. Tym razem postawiono na skomplikowaną, świetnie napisaną fabułę, której całość można poznać dopiero po ukończeniu gry wszystkimi postaciami. “AvP2” idealnie odwzorowywała scenografię znaną z filmów, a także używała znanych efektów dźwiękowych i muzyki. Dla spragnionych wrażeń fanów stworzono jeszcze dodatek z misjami “Primal Hunt”, ale i gracze, i twórcy chcieliby o nim jak najszybciej zapomnieć.
Mimo że Obcemu skonfrontowanemu z Predatorem został poświęcony długi akapit, nie znalazła się w nim informacja o grach na podstawie filmów. Obie części “AvP” doczekały się wprawdzie czterech adaptacji, lecz w pierwsze trzy można pograć wyłącznie na… telefonie. “AvP: Requiem” zaś, czyli adaptacja filmu braci Strause, właśnie miała premierę i niewiele można o niej powiedzieć, poza tym, że gracz przejmuje rolę Predatora. Ponadto tytuł jest dostępny wyłącznie na konsolę Playstation Portable.
Dla osób wolących bawić się bez udziału komputera w 1991 r. napisano podręcznik do gry RPG “Aliens Adventure Game”. Autorami byli Barry Nakazomo i David McKenzie. Tytuł do dziś ma swoich zwolenników, a niektórzy z nich – tak jak polska ekipa działająca na stronie http://aliens.g4sa.net/ – zajmują się ulepszaniem jej zasad.
Polacy mają jeszcze inną zasługę w poszerzaniu uniwersum Obcego. Wydawnictwo Domino w połowie lat 90. wypuściło na rynek strategiczną grę planszową “Obcy” opartą na filmie Jamesa Camerona. Gracz, dysponujący kilkuosobowym oddziałem znanych z filmu marines, musiał wypełniać zadania w bazie na LV-426, podczas gdy przeciwnik kierujący Obcymi miał mu to uniemożliwić.
Różnorodność i dobre wykonanie niemal zawsze cechowało gry z kosmitami Foxa. W bliskiej przyszłości na rynku pojawią się kolejne trzy tytuły. Wszystkie znaki na niebie wskazują, że warto na nie czekać.
K S I Ą Ż K I
Powieści o Obcych i Predatorach dzielą się na adaptacje filmów, historie mające odpowiedniki komiksowe oraz istniejące wyłącznie na kartach książek. Spośród bogatej oferty tytułów w Polsce zostało wydanych jedynie kilka pozycji. Ich dobór jest połowicznie udany.
Adaptacje scenariuszy pierwszych trzech filmów, pióra Alana Deana Fostera, są interesujące ze względu na umieszczenie w nich scen obecnych w scenariuszu, a wyciętych z filmu w fazie montażu. Książkowa wersja Przebudzenia, mimo że jest dziełem innej autorki, także zawiera wiele uzupełnień względem filmu.
W przeciwieństwie do nowelizacji, obecne w bibliotekach powieści autorstwa Steve’a Perry’ego i jego córki Stephanie są literackim odpowiednikiem disco-polo. To napisane bez pomysłu ani umiejętności naiwne historyjki, w których roi się od błędów logicznych oraz językowych. Nazwiska autorów warto jednak zapamiętać – niech będą one przestrogą przed zakupem. Ci literaccy wyrobnicy są bowiem kojarzeni głównie z seryjnie produkowanymi powieściami opartymi na cudzych pomysłach. Świat zawdzięcza im kilkanaście epizodów “Gwiezdnych Wojen”, “Conana” czy właśnie “Obcych”.
Tytułów niewydanych w Polsce jest znacznie więcej, przy czym często zaskakują one różnorodnością. Można wręcz pomyśleć, że kiedy już wyeksploatowano schemat “szalony naukowiecwojskowy chce wykorzystać Obcych do własnych celów”, zaczęto wymyślać najdziwniejsze historie i siłą upychać w nich Obcych. Czytelnik może bowiem poznać kompozytora tworzącego muzykę z jęków wydawanych przez ksenomorfy (Yvonne Navarro, “Aliens: Music of the Spears”), dowiedzieć się, iż z ich krwi produkowane są narkotyki (Robert Sheckley, “Aliens: Alien Harvest”), a nawet śledzić próbę porozumienia się i zawarcia pokoju z Obcymi (Diane Carey, “Aliens: DNA War”).
Również powieściom z Predatorami nie można zarzucić braku pomysłowości. Przeciwnie – niektórzy autorzy okazali się aż nadto kreatywni. Oto w książce Michaela Jana Friedmana “Predator: Flesh and Blood” mafijna rodzina przyszłości, o swojsko brzmiącym nazwisku Ciejek, wynajmuje Predatorów do pomocy w rozwiązywaniu gangsterskich porachunków. Kiedy indziej Łowcy odgrywają rolę przypisaną Obcym – bez poszanowania kodeksu honorowego, grupowo atakują kosmiczną kolonię na odległej planecie (John Shirley, “Predator: Forever Midnight”). Czasem powraca filmowy schemat, a zmienia się tylko sceneria – np. na pustynię Nowego Meksyku, gdzie zwierzyną są rdzenni mieszkańcy (Sandy Schofield, “Predator: Big Game”), lub zimowe rosyjskie plenery, gdzie rozgrywa się akcja “Predator: Cold War” autorstwa Nathana Archera.
Morderczy kosmici spotkali się w niewielu książkach. Godna uwagi jest nowelizacja obrazu Paula Andersona, wyjaśniająca kilka nieścisłości obecnych w filmie. Poza tym w zagranicznych księgarniach można natknąć się na opowieści o dalszych losach bohaterki komiksu “Aliens versus Predator” przyjętej do klanu Łowców. Traktują o niej następujące tytuły: “AvP: Prey”, “AvP: Hunter’s Planet” oraz “AvP: War”, napisane kolejno przez Steve’a Perry’ego, Davida Bischoffa oraz rodzinę Perrych. Istnieje także wiele albumów dotyczących różnych aspektów produkcji filmów o popularnych bestiach – i są to pozycje najlepiej wydane i najciekawsze. Widząc zaś jakość powieści z uniwersum AvP, można dojść do wniosku, że kosmici wiele by zyskali, gdyby poprzestano na filmach.
Tekst z archiwum film.org.pl.