search
REKLAMA
Artykuł

ALE NUMER!

Jacek Lubiński

19 marca 2017

REKLAMA

V

Cyfra, którą w rzymskim zapisie można pomylić z popularnym w popkulturze symbolem wolności (pewnie dlatego nikt tak nie zamawia pięciu piw). „Liczba człowieka” generalnie kojarzy się jednak pozytywnie – zwłaszcza pracującym, którzy z wytęsknieniem oczekują piątego dnia tygodnia, zacierając pięciopalczaste rączki z myślą o weekendzie, podczas którego będzie można nacieszyć wszystkie pięć zmysłów i przybić piątkę ze znajomymi. Pięć jest ważne dla muzyki, Islamu, Brytyjczyków (5 listopada, MI-5), Amerykanów (sławetna piąta poprawka do konstytucji) oraz kobiet (Chanel No.5). Dziwi zatem, że w kinie rzadko kiedy można ją spotkać w głównej roli.

Najjaśniej na filmowym panteonie świeci zatem wciąż Piąty element Luca Bessona – obecnie kanon science-fiction. Do tego samego gatunku, acz kompletnie innej jakości zaliczyć można również młodzieżową Piątą falę. W telewizji kultowy stał się serial Babylon 5, który doczekał się aż sześciu filmowych rozszerzeń. Niejako przy okazji, z czysto kronikarskiego obowiązku, warto wspomnieć także o Johnnym numer 5 – bohaterze Krótkiego spięcia. W fantasy Hobbit, po podziale na części, przyniósł nam Bitwę Pięciu Armii, a współczesny horror bez serii slasherów pod hasłem Piątek trzynastego byłby niekompletny.

The Fifth Element Milla Jovovich 1997

Świeżynką na filmowej mapie komedii, mimo, ekhm, pięciu lat na karku, pozostają z kolei Jeszcze dłuższe zaręczyny, czyli w oryginale The Five-Year Engagement. W 2009 roku Irlandczycy doczekali się swoich Pięciu minut nieba z Liamem Neesonem. Blisko dekadę wcześniej Pięć asów miał w zanadrzu Charlie Sheen (w filmie bynajmniej nie pokerowym), a w thrillerze z 2006 roku Ryan Phillippe był bliski stracenia Pięciu palców. Pięć ton i on (Larger Than Life) z pewnością do dzisiaj śni się za to Billowi Murrayowi, który musiał dzielić ekran ze… słoniem.

Bardziej ambitne kino to przede wszystkim Pięć łatwych utworów z Jackiem Nicholsonem, skandalisty Larsa von Triera Pięć nieczystych zagrań, iście matematyczne 5×2 – z wyjaśniającym dopiskiem dystrybutora pięć razy we dwoje – Françoisa Ozona, zapomniana już w sumie Dzielnica pięciu narożników (Five Corners) z Jodie Foster oraz ekranizacja prozy Kurta Vonneguta Rzeźnia nr 5 pod dyktando George’a Roya Hilla. Pięć minaretów w Nowym Jorku może natomiast poszczycić się całkiem niezłą obsadą weteranów kina amerykańskiego i nietypowym spojrzeniem na zagadnienie terroryzmu w USA. Zaawansowani kinomani mogą pamiętać jeszcze Freda Zinnemanna Five Days One Summer z Seanem Connerym, u nas przepoczwarzone w Na skraju przepaści. Ostatecznie krótką listę kończy wojenne Pięć grobów na drodze do Kairu Billy’ego Wildera, który nie pierwszy i nie ostatni raz przewija się przez numerki…

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA