AKTORZY, którzy UMARLI u SZCZYTU SŁAWY
Paul Walker
Paul Walker nie potrzebował wybitnych umiejętności aktorskich, żeby zostać pokochanym przez miliony. Do tego wystarczyły jego niewymuszona charyzma oraz wzbudzająca ogromną sympatię powierzchowność. Niezwykły urok aktora dodawał serii Szybcy i wściekli niezbędnego charakteru i ludzkiego pierwiastka, który dla wielu był ważniejszy niż karkołomne sceny akcji. Walker być może nigdy nie byłby gwiazdą gal rozdania nagród, ale nie to było jego celem. Zamiast tego stworzył jedną z bardziej lubianych postaci w historii blockbusterów, czego dowodem są między innymi tysiące fanów, którzy odwiedzili miejsce jego śmiertelnego wypadku samochodowego.
John Candy
Komediowa gwiazda lat 80. i zarazem aktor z intrygującym potencjałem. Zamiast spocząć na laurach i pozostać w bezpiecznym świecie komedii, Candy postanowił spróbować swoich sił w dużym dramacie – jego rola w JFK Olivera Stone’a spotkała się z wielkim uznaniem i zapowiadała przemianę aktora i potencjalne oscarowe występy. Niestety, atak serca w 1994 roku położył kres tym nadziejom, a John Candy odszedł w wieku 44 lat. Małą pociechę może stanowić fakt, że zmarły aktor umila nam czas co roku w Wigilię, jako że jednym z jego późniejszych występów było gościnne pojawienie się w filmie Kevin sam w domu.
Brandon Lee
Podobne wpisy
Syn legendy kina, Bruce’a Lee, Brandon, zginął na planie kultowego już Kruka. Wszystkiemu zawinił źle przygotowany pistolet-rekwizyt, którym Lee został śmiertelnie postrzelony przez kolegę z planu podczas kręcenia sceny. Ta tragedia nabiera jeszcze gorszego wydźwięku, biorąc pod uwagę to, że Kruk miał być kluczem do prawdziwej sławy dla aktora. Dzięki niemu miał on zyskać prawdziwą rozpoznawalność i zawojować Hollywood. Już wtedy miał w planach kolejny film. W nim zagrałby policjanta rozbijającego się po mieście i wykonującego zadania dla dziwacznego złoczyńcy – ta historia ostatecznie stała się osią fabuły Szklanej pułapki 3. Lee na zawsze będzie jednak miał specjalne miejsce w sercu licznych fanów Kruka.
River Phoenix
Według wielu Phoenix miał szansę stać się jednym z największych aktorów wszech czasów. Nominacja do Oscara, rola młodego Indiany Jones’a, duży występ w Stań przy mnie – a to wszystko jeszcze przed ukończeniem 25 lat. Kariera Rivera zapowiadała się niebywale obiecująco – mówi się, że na aktora czekało już wiele pierwszoplanowych ról, dzięki którym zaistniałby jeszcze bardziej. Phoenix zmarł jednak w bardzo młodym wieku wskutek przedawkowania narkotyków. Pewną pociechą w tej smutnej sytuacji może być fakt, że jego młodszy brat, Joaquin, rzeczywiście stał się jednym z największych aktorów, jakich widziała branża filmowa.
James Dean
James Dean przed swoją tragiczną śmiercią zagrał w raptem trzech filmach (tak naprawdę był jeszcze statystą w innych produkcjach, ale trudno to liczyć) i zdążył zdobyć Złoty Glob, dwie nominacje do Oscara i dwie nominacje do nagrody BAFTA. Niedługo później stał się też prawdziwą ikoną popkultury i idolem mas. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że czekała go niesamowita kariera. Deanowi wystarczyło jednak kilka lat na ekranie, by porwać tłumy i stworzyć prawdziwą legendę – dziś jest on uznawany za jednego z najwybitniejszych aktorów w historii kina.