7 filmów, w których TIMOTHÉE CHALAMET jest absolutnie CUDOWNY
3. Król
Podobne wpisy
Zdecydowanie najbardziej wymagająca rola w dotychczasowym dorobku Timothéego. W filmie Davida Michôda aktor wcielił się w Henryka V – władcę znanego nie tylko z kart historii Anglii, ale również ze sztuk Williama Szekspira czy Falstaffa Orsona Wellesa. Niewiele uświadczymy w Królu scen bez Chalameta na ekranie – młody aktor jest duszą i sercem produkcji Netfliksa. Raz popisuje się charyzmatyczną przemową, raz zimnym, wypranym z uczuć spojrzeniem, a raz niewyczerpaną energią fizyczną. Sporej dawki tej ostatniej wymagały zwłaszcza sceny batalistyczne, w których postać Chalameta bierze czynny udział, niejednokrotnie odgrywając kluczową rolę (jak chociażby w starciu z buntownikami pod wodzą sir Henry’ego Percy’ego). Poza tym młody aktor otrzymał w Królu szansę na zaprezentowanie swoich wyjątkowych umiejętności językowych – na co dzień biegle posługuje się zarówno językiem angielskim, jak i francuskim. Henryk V jest zatem w jego interpretacji nie tylko wielkim wojownikiem, ale też poliglotą z wyraźnym rysem intelektualisty.
2. Mój piękny syn
Druga wielka rola w karierze Chalameta. W Moim pięknym synu aktor stworzył poruszający duet wraz z wcielającym się w rolę zdesperowanego ojca Steve’em Carrellem. Grany przez Timothéego chłopak, oparty na prawdziwej postaci Nica Sheffa, jest uzależniony od narkotyków – zaczyna od palenia marihuany w liceum, a kończy na wstrzykiwanej dożylnie metamfetaminie. Z nałogu usilnie próbuje wyciągnąć go ojciec, kolejne próby spełzają jednak na niczym. Warto zaznaczyć, że Chalamet wcielił się już wcześniej w nastolatka związanego w jakiś sposób z narkotykami – na potrzeby efekciarskiego, niezbyt udanego Hot Summer Nights wykreował postać młodego dilera, którego kariera nabiera nagłego rozpędu po przeprowadzce na Cape Cod. W Moim pięknym synu aktor uderza w znacznie poważniejsze tony. W kilku monologach i wyczerpujących emocjonalnie kłótniach z filmowym ojcem przekonująco oddaje dramat chłopaka, który znalazł się w śmiercionośnej pułapce. Rola Chalameta została nagrodzona nie tylko nominacjami do prestiżowych nagród (między innymi Złotych Globów i Critics’ Choice Awards), ale również pozytywną recepcją ze strony prawdziwego Nica Sheffa, który wraz z ekipą aktorską promował Mojego pięknego syna podczas różnego rodzaju wydarzeń kulturowych.
1. Tamte dni, tamte noce
Raczej nikogo nie zaskoczy fakt, że to właśnie rola z filmu Luki Guadagnino znalazła się na szczycie tego skromnego rankingu. 17-letni Elio jest póki co najlepszą, najbardziej dojrzałą kreacją w dorobku Chalameta. Romans chłopaka z dużo starszym Oliverem (niewiele gorszy Armie Hammer) rozpoczyna się wyjątkowo niewinnie – od drobnych tarć i niesnasek. Z czasem zaczynamy dostrzegać, że to jedynie maskowana wrogość, specyficzny rodzaj flirtu – bohaterowie testują siebie nawzajem, odpychają się i przyciągają zarazem, nieustannie mając na względzie to, co myśli o nich druga osoba. Romantyczne napięcie pomiędzy Chalametem i Hammerem jest jednocześnie subtelne i przekonujące, w związku z czym widz akceptuje rodzące się uczucie jako coś naturalnego, niewymuszonego i – pomimo znacznej różnicy wieku – niekontrowersyjnego. Wielka w tym oczywiście zasługa doskonale obsadzonego (to mało powiedziane) Timothéego, który swoją rolą w Tamtych dniach, tamtych nocach zachwycił widzów na całym świecie tak, jak ponad 50 lat wcześniej zrobił to Jean-Pierre Léaud w 400 batach. Wieńczące film Guadagnino spojrzenie w kamerę wydaje się zresztą wyraźnym nawiązaniem do wyjątkowego debiutu Truffauta – obaj bohaterowie znaleźli się na rozdrożu swojego życia, ich dzieciństwo definitywnie dobiegło końca. Elio pogrąża się w melancholijnych uczuciach, siada przy kominku i zaczyna bezgłośnie płakać. Jak dalej potoczą się jego losy? Czy jeszcze kiedyś zobaczy ukochanego mężczyznę? Wszystkiego dowiemy się z filmowego sequela Tamtych dni, tamtych nocy zapowiedzianego przez Lucę Guadagnino na początku 2020 roku.
BONUS: Diuna
Gdy równo rok temu pisałem ten tekst, Diuna Denisa Villeneuve’a majaczyła dopiero dość niewyraźnie na horyzoncie. Dzisiaj, na kilka miesięcy po premierze, wiemy, że jest to najbardziej udana z dotychczasowych adaptacji Franka Herberta, wiele zawdzięczająca znakomitej obsadzie, wśród której prym wiedzie właśnie Chalamet. Zatopiony w myślach podczas ostatniego spaceru po rodzinnej planecie, tuż przed wyruszeniem w samobójczą wyprawą na Arrakis, ubrany w ekstremalnie długi, czarny płaszcz – Paul Atryda już zawsze będzie miał w mojej wyobraźni twarz Timothée Chalameta.
Jak zapewne zdążyliście się już domyślić – Timothée Chalamet jest jednym z moich ulubionych aktorów młodego pokolenia. Wierzę, że wiele jeszcze w swojej karierze osiągnie. Jak na razie nie pozwolił się zaszufladkować, nie musiał też, jak równie wspaniały Robert Pattinson, odklejać od siebie łatki amanta z produkcji dla nastolatek. Dobiera role bardzo rozważnie, nie zaliczając żadnych poważnych wtop jakościowych. Z okazji urodzin życzę Timothéemu, aby taki stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej – póki co wszyscy możemy być o jego karierę spokojni.