search
REKLAMA
Ranking

BO DO TANGA TRZEBA DWOJGA. Najciekawsze filmowe duety

Mikołaj Lewalski

3 lipca 2017

REKLAMA

Sherlock Holmes i John Watson – Sherlock Holmes

To chyba jeden z najstarszych (jeśli nie najstarszy) popularnych duetów w kulturze. Dwójka ponadprzeciętnie inteligentnych i kompetentnych osób o skrajnie odmiennych charakterach. Łączy ich zamiłowanie do rozwiązywania zagadek i kompas moralny, który każe im przeciwstawiać się bezprawiu. I choć to Sherlock i jego niezwykła dedukcja wysuwają się na pierwszy plan, to trzeźwe spojrzenie i duża wiedza Watsona nierzadko okazują się nieodzowne. Watson to przede wszystkim jednak przyjaciel i stróż, bez którego genialny detektyw szybko doczekałby się zguby. Te barwne postaci zostały przeniesione na ekran (zarówno duży, jak i mały) niejednokrotnie, ja postanowiłem wyróżnić wersję Guya Ritchiego. Tutaj różnice i chemia między bohaterami zagrały idealnie – Robert Downey Jr. dodał swojemu Sherlockowi dużo nieprzewidywalnego szaleństwa, a Jude Law wykreował Watsona jako niezawodne oparcie dla nieprzystosowanego detektywa.

Judy i Nick – Zwierzogród

W tym miejscu miała być para, która spopularyzowała nurt tzw. buddy cop movies – Martin i Roger z Zabójczej broni, ale postanowiłem, że zamiast tego napiszę o duecie, który nawiązuje do tych tradycji i jest chyba najciekawszym w historii filmów Disneya. Królicza policjantka Judy i lisi krętacz Nick idealnie wpisują się w konwencję. Ona jest naiwną idealistką o dużych kompetencjach i restrykcyjnym kodeksie moralnym. On wie, że życie nie jest czarno-białe i nie ma żadnych oporów przed oszustwem. Wprawdzie ich współpraca zostaje wymuszona szantażem, a różnice między nimi są pozornie fundamentalne (podejście do życia, fakt, że Nick jest drapieżnikiem), ale z czasem powstaje między nimi prawdziwa więź oparta na zaufaniu i sympatii. Relacja Judy i Nicka niesie również niezwykle wartościowe przesłanie dla młodszego widza – różnice między ludźmi wcale nie muszą być przeszkodą w budowaniu porozumienia; dzięki nim możemy też wiele się nauczyć.

Max i Furiosa – Mad Max: Na drodze gniewu

Między tymi bohaterami pada niewiele kwestii dialogowych, ale dwa razy tyle zostaje wyrażone w spojrzeniach, które wymieniają i czynach, których się dla siebie podejmują. Początkowo nieufni i niechętni wobec siebie zmuszeni są działać razem, żeby uciec przed gniewem szalonego watażki. Milczące porozumienie i więź, jaka się tworzy między nimi, jest bardzo przekonująca. Ten proces trwa dużą część filmu i wcale nie jest taki prosty dla bohaterów – oboje są raczej osobami nieprzyzwyczajonymi do współpracy, a dotychczas mogli liczyć tylko na siebie. Ich umiejętności i kompetencje idealnie się uzupełniają, a synchronizacja, którą osiągają w akcji sprawia, że tworzą prawdziwie zabójczy gniewny duet.

Han Solo i Chewbacca – Gwiezdne wojny

Przyjaźń między Hanem a Chewiem to bezsprzecznie najmocniejsza relacja na tej liście. Choć filmy tego nie wyjaśniają, to zarówno według starego, jak i nowego kanonu zapoczątkował ją Han poprzez uratowanie Wookiego z imperialnej niewoli. Kojarzony z raczej oportunistyczną i samolubną postawą młody Solo zaryzykował swoje życie, żeby ocalić praktycznie nieznaną mu istotę. To staje się fundamentem ich partnerstwa i niezniszczalnej przyjaźni. Oczywiste różnice wynikające z przynależności do różnych ras i odmienny sposób komunikacji nie stanowiły problemu dla bohaterów. Han i Chewie zawsze potrafili odnaleźć wspólny język, wspierać się wzajemnie i motywować. Ich braterska relacja trwała aż do samego końca – śmierci Hana, której świadkiem był Chewie. Ostatecznym i łamiącym serce widza świadectwem przyjaźni tej dwójki był morderczy szał, w jaki wówczas wpadł pełen wściekłości i rozpaczy Wookie.

Rust Cohle i Marty Hart – Detektyw

Jasne, to nie film, tylko serial. Z tym że jak już kiedyś wcześniej pisałem – Detektyw moim zdaniem jest znacznie bliższy kinu niż telewizji i właśnie w takich kategoriach go postrzegam. Rust i Marty zasługują na wyróżnienie nie tylko dlatego, że są fenomenalnie i bezbłędnie zagrani przez McConaugheya i Harrelsona. To chyba najciekawszy i najbardziej wiarygodny duet śledczych, jaki widziałem. Ich przewaga nad Somersetem i Millsem wynika oczywiście w dużej mierze z tego, że mają czterokrotnie więcej czasu na zbudowanie zniuansowanej relacji (osiem godzinnych odcinków), ale nie tylko. To, co czyni ich tak fascynującymi, to to, że każdy z nich jest wystarczająco interesującą postacią, żeby przykuć uwagę widza w pojedynkę. To nie jest jeden główny bohater rozbity na dwie części, jak to często bywa. To dwójka niezwykle złożonych i barwnych mężczyzn. Rust jest człowiekiem o mrocznej przeszłości i specyficznym umyśle. Na życie i ludzkość patrzy z pesymizmem, a jego nihilistyczne poglądy zrażają do niego wszystkich dookoła. Dzięki temu wszystkiemu jednak osiąga samoświadomość, której można mu pozazdrościć. Nie da się tego powiedzieć o Martym, który swoim zachowaniem zadaje kłam wszelkim ideałom i utartym frazesom, które wygłasza. To mężczyzna, który usilnie walczy ze swoją hipokryzją zamiast stawić czoła własnej naturze. Oczywiście tak wygląda tylko początek historii. Wydarzenia serialu obejmują ponad piętnaście lat, podczas których Rust i Marty zmieniają swoje podejście do wielu spraw i ewoluują – częściowo dzięki sobie nawzajem, częściowo na własną rękę. Warto przeżyć z nimi tę podróż.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA