SZYBKA PIĄTKA #130. Najlepsze filmy science fiction
Kino science fiction od niemal samego początku sztuki filmowej przyciąga widzów. W dzisiejszej szybkiej piątce prezentujemy najlepsze tytuły związane z tym gatunkiem.
Filip Pęziński
1. Obcy – ósmy pasażer Nostromo – W mojej ocenie nie tylko najwybitniejsze dzieło gatunku, ale być może także najlepszy film w historii kina. W czasie, gdy kino rozrywkowe w formie, w której znamy je dzisiaj, dopiero się rodziło, Ridley Scott przedstawił fascynującą, wciągającą, pełną brudu, strachu, uniwersalną w przesłaniu i bogatą w znaczenia wizję ostatecznej walki o przetrwanie.
2. Ona (Her) – Spike Jonze w stylistyce przemyślanej, intrygującej wizji przyszłości opowiada o samotności, odrzuceniu, relacjach, związkach, a zatem po prostu o miłości. Przepiękny, wzruszający film z fenomenalną obsadą i perfekcyjną stroną audiowizualną.
3. RoboCop – Potężna satyra spotyka tu emocjonujące kino akcji, a wszystko w duchu szalonej cyberpunkowej wizji przyszłości. Jeden z największych klasyków gatunku.
4. Blade Runner 2049 – Chociaż mogę wzbudzić tym twierdzeniem niemałe kontrowersje, to uważam film Denisa Villeneuve’a za dużo ciekawszy od – skądinąd znakomitego – pierwowzoru. Twórcy w niezwykle twórczy i oryginalny sposób rozwijają koncepty znane z Łowcy androidów i doprowadzają do perfekcji stylistykę cyberpunku.
5. Matrix (trylogia) – Filmy sióstr Wachowskich to jedna z najważniejszych, najbardziej emocjonujących i kreatywnych serii w historii kina. Do dziś każdorazowo powoduje opad szczęki.
Maciej Niedźwiedzki
1. Wall-E – Familijny technohorror o (nie tylko fizycznym) zniewoleniu człowieka przez maszyny, aplikacje i otaczający z każdej strony software. Ten zaczął ułatwiać nam życie do tego stopnia, że ludzie stracili umiejętność wstawania z krzesła. Zdumiewające kino postapokalipsy o Ziemi, o której istnieniu zapomnieli już wszyscy. Poza upartym i przeuroczym zardzewiałym robocikiem, niestrudzenie wykonującym swoje zadania. Pixarowski Wall-E to poważne tematy ujęte w lekką formę, w większości wyrażone bez słów i z pomocą niepowtarzalnego humoru. Coś wspaniałego.
2. Terminator – Tytułowy bohater to jedna z najbardziej przerażających postaci, jakie pojawiły się w historii kina; zewnętrznie przypominającą człowieka, ale pozbawioną wszystkich innych konstytutywnych dla niego cech. Samo to jest nośnikiem doskwierającego niepokoju i rosnącego dyskomfortu. Terminator ukazuje wizję świata, w której technologiczny pęd człowieka doprowadził go do samozagłady. Jej zwiastunem jest przybywający z przyszłości T-800, resztę James Cameron pozostawia wyobraźni widza. I choć film Camerona wynika z frapującego logicznego błędu, to pozostaje dojmująco realistyczną, twardo stąpającą po ziemi historią.
3. Incepcja – Dopięty na ostatni guzik projekt Christophera Nolana. Incepcja to oczywiście science fiction, ale bardzo nietypowe, sugerowane „tylko” przez nowatorską technologię projektowania snów, do której mają dostęp filmowi bohaterowie. Jest ona z jednej strony paliwem dla całego filmu, ale z drugiej nie zostaje aż tak wyeksponowana, ponieważ Nolan skupia się raczej na jej funkcji narracyjnej niż światotwórczej. Dlatego cała otoczka – scenografia, kostiumy, zwyczaje, środki komunikacji – jest wyraźnie osadzona na początku XXI wieku. Christopher Nolan udowadnia, że wielkie SF nie potrzebuje eksploracji galaktyk i cyberpunkowych rozważań o istocie człowieczeństwa.
4. Stalowy gigant – Brawurowy pełnometrażowy debiut Brada Birda. Kino science fiction w duchu E.T. Bird podobnie jak Steven Spielberg sięga po efektowną konwencje naukowej fantastyki, ale tak naprawdę opowiada inicjacyjną historię o wkraczaniu w dorosłość i o przyjaźni, której fundamentem muszą być odpowiedzialność i zaufanie. To znajduje się w sercu Stalowego giganta. Natomiast klimat filmu Birda budują zimnowojenny kontekst historyczny i precyzyjnie odtworzone realia amerykańskich lat 50. Do tego oporna na starzenie się rysowana animacja zapewniła Stalowemu gigantowi ponadczasowość.
5. Mechaniczna pomarańcza – Może to science fiction, może całkowicie oderwana od rzeczywistości przypowieść (z odważną, niemoralizatorską puentą). Mechaniczna pomarańcza ma na pewno w sobie coś z hipotetycznej refleksji, jak za kilkadziesiąt lat może wyglądać życie społeczne. I jest to przerażająca wizja o upadku etyki, rozpadzie rodzinnych więzów, korupcji świata nauki i bezwzględności rządów. Obraz czasów, kiedy po prostu nie opłaca się być dobrym. Wybitność Mechanicznej pomarańczy objawia się w tym, jak wiele w widzu pozostawia po sobie. Jakim jest wyzwaniem dla naszego intelektu i naszej wrażliwości.
Jacek Lubiński
1. Terminator 2: Dzień sądu – Perfekcyjne zespolenie kina czysto rozrywkowego z ambicjami, które sięgają nawet nieco dalej od (równie świetnego) oryginału. Jasne, że są lepsze filmy w tym gatunku, ale moim zdaniem James Cameron stworzył doskonałą hybrydę autorskiej historii wymieszanej z hollywoodzką rozpierduchą. Do dziś nie ma sobie równych.
2. Coś (1981) – Nie wiem, co jeszcze mogę nowego napisać o tym małym arcydziele. John Carpenter zasługuje jednak na pomnik za to, że z B-klasowego straszaka potrafił stworzyć ponadczasowe i podskórnie przerażające widowisko, które w niczym nie ustępuje największym blockbusterom. Dlaczego dzisiaj nie powstają takie remaki?
3. Blade Runner aka Łowca androidów – Krótko: klimat, zdjęcia, aktorzy, muzyka, tematyka i cała ta wizja świata, który jest jednocześnie tak nam bliski i tak odległy, że miejscami to wręcz boli. Sequel również był niezgorszy, ale oryginał pozostaje niedoścignionym arcydziełem, które działa po prostu na każdym możliwym poziomie i nie potrzebuje dopowiedzeń.
4. Obcy 1–3 – Perfekcyjnie uzupełniające się trzy jakże różne od siebie części. Każda powstała w innych czasach, za każdą stoi wyjątkowa autorska wizja i wszystkie dotykają w sumie czego innego. Ale całościowo to niezwykle spójna, niesamowicie emocjonalna historia kobiety mierzącej się ze swoim najgorszym koszmarem. Od biedy mógłbym do tej stawki dorzucić też dopisaną po latach część czwartą, która wydobyła z niebytu naszą heroinę i w dość ciekawy sposób próbowała jej portret jeszcze pogłębić, poszerzyć. Umówmy się jednak, że te filmy skończyły się wraz ze śmiercią Ellen Ripley.
5. Powrót do przyszłości (trylogia) – Być może działa tu sentyment, zwłaszcza że z prawdziwym SF filmy Roberta Zemeckisa mają niewiele wspólnego, bo to raczej przygodówka bawiąca się wehikułem czasu. Ale jako całość to czyste filmowe złoto, które nie ma szans się znudzić. Ponownie propsy także za to, że każda odsłona nie jest sztucznym przedłużeniem poprzednika i prostym skokiem na kasę, tylko faktycznie wartościowym rozdziałem, który uderza w odmienne tony (pod tym względem warto docenić środkową część).