REKLAMA
Szybka piątka
NAJLEPSZE filmy pierwszej połowy 2021 roku
Połowa roku za nami, wobec czego typujemy filmy z 2021, które uważamy za najlepsze.
REKLAMA
Połowa roku za nami. Które filmy zrobiły na nas największe wrażenie? Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wpisami i oczywiście do dodawania własnych!
Filip Pęziński
- Malcolm i Marie – z lockdownego przypadku Sam Levinson tworzy film, o którym pamiętać będę latami. Znakomicie napisana historia oparta na rozmowie kobiety i mężczyzny. Ujmująca wizualnie perełka. W końcu rewelacyjny pojedynek aktorski między doskonałymi Zendayą (jak zawsze!) i Johnem Davidem Washingtonem (ku zaskoczeniu!). Gorzka opowieść ludzkich relacjach, intymnych niedoskonałościach i współczesnym Hollywood.
- Obiecująca. Młoda. Kobieta – pełne energii, oryginalne i uciekające od banałów kino zemsty, które pokazuje, że thriller wciąż może być świeży. Rewelacyjne kino ery #MeToo.
- Nomadland – snujący się, pozbawiony konkretnej historii i typowej filmowej struktury. A przy tym absolutnie zachwycający. Wywołuje prawdziwe emocje i zachwyca stroną wizualną. Małe, wielkie kino.
- Ojciec – niezwykle ujmujący treścią i zaskakujący formą. Mógł to być banalny wyciskacz łez, który skończyłby w cyklu „okruchy życia” telewizji publicznej, ale udało się stworzyć przejmujący portret ludzkiej starości.
- Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera – dziwny, niecodzienny i z pewnością nie dla każdego. Ale to i tak jeden z najciekawszych blockbusterów ostatnich lat i rewelacyjne, monumentalne zwieńczenie przygody Zacka Snydera z bohaterami świata DC.
Dawid Konieczka
- Ojciec – film zwyczajnie druzgocący emocjonalnie, choć z początku niepozorny, kameralny, spokojny. Adaptujący własną sztukę teatralną Florian Zeller, debiutant (!) w roli reżysera, fenomenalnie wykorzystał najprostsze środki wyrazu, by w świetny, realistyczny, a zarazem przerażający sposób oddać perspektywę starszej osoby z demencją. Jego pomysły na niespodziewane zmiany aktorów oraz mieszanie porządków czasoprzestrzennych wyłącznie za pomocą scenografii i dialogów zachwycają i pokazują siłę Ojca jako kina przejmującego, a jednocześnie absolutnie nieefektownego. No i jest jeszcze fantastyczny Anthony Hopkins, który od bardzo dawna nie zagrał czegoś tak znakomitego.
- Obiecująca. Młoda. Kobieta – bezkompromisowe kino, które poza dosadną, pozbawioną zbędnego uładzenia tematyką zachwyca przede wszystkim kapitalnym lawirowaniem między przeciwstawnymi poetykami. Niejednoznaczne kino zemsty przechodzi w dramat przesiąknięty traumą przeszłości, by nagle zmienić się w przerysowaną, cukierkową komedię romantyczną, przełamaną niespodziewanie przez sznyt thrillera. Emerald Fennell stworzyła film mocno wystylizowany, hipnotyzujący, ale wciąż osadzony w realnych problemach – z tymi zaś wspaniale radzi sobie Carey Mulligan w roli głównej.
- Nomadland – film Chloe Zhao nie podobał mi się może tak bardzo jak wielu krytykom, a zwłaszcza kapitule oscarowej, która nagrodziła Nomadland aż trzema statuetkami, ale mimo to był to seans na swój sposób poruszający, kontemplacyjny, pozwalający zatopić się w tej atmosferze wiecznego poszukiwania siebie oraz swojego miejsca. Świetne balansowanie na pograniczu fabuły i dokumentu, znakomita Frances McDormand, a także niezapomniani, autentyczni nomadzi sprawili, że Nomadland pozwolił na niespełna dwie godziny przenieść się gdzieś daleko, gdzie nie trzeba się spieszyć i można stanąć twarzą w twarz z własnymi wyborami.
- Na rauszu – mam pewien problem z najnowszym filmem Thomasa Vinterberga. To znakomite, fenomenalnie wyreżyserowane dzieło, perfekcyjny przykład filmowej groteski, w której bardzo często można się uśmiechnąć, nawet zaśmiać, mimo że tak naprawdę to, co śmieszy, w istocie jest przykre i odstręczające. Każda scena jest reżysersko doskonała, aktorzy prowadzeni po mistrzowsku, a trafiony humor płynnie przechodzi w sceny, od których chce się odwrócić wzrok. Tyle że Na rauszu jest jednak filmem o alkoholizmie – czy zatem powinniśmy podczas seansu tak często się śmiać, a tak rzadko pochylać się nad samym (poważnym przecież) problemem?
- Judasz i Czarny Mesjasz – podchodząc do filmu Shaki Kinga, obawiałem się kolejnej biograficznej opowieści, która nie zainteresuje mnie niczym szczególnym, powie to, co ma do powiedzenia i wyparuje z pamięci po 10 minutach od zakończenia seansu. Tymczasem Judasz i Czarny Mesjasz to dzieło narracyjnie dopracowane, pozbawione niepotrzebnych przestojów, stawiające – podobnie jak jego główny bohater – na działanie, wyrazisty przekaz oraz sprawne prowadzenie wątków. Nie jest też nachalne ani patetyczne – świetnie skonstruowany biopic, w którym wszystko jest dokładnie tam, gdzie powinno.
REKLAMA