REKLAMA
Szybka piątka
Filmy, które okazały się największym ROZCZAROWANIEM

REKLAMA
Filip Pęziński
- Mroczny Rycerz powstaje – z perspektywy czasu uważam wizję Christophera Nolana za najmniej atrakcyjne spojrzenie na postać Batmana od 1989 roku, ale osiem lat temu sequel Mrocznego Rycerza był tytułem niezwykle przeze mnie wyczekiwanym. Podniosłe zwiastuny i obietnica pełnego rozmachu zwieńczenia serii robiły swoje. Film okazał się rozwleczony, napisany na kolanie i bardzo niezręcznie mierzący się z komiksowym oryginałem.
- Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie – od 1999 roku z wypiekami na twarzy wyczekiwałem kolejnych premier gwiezdnowojennych filmów i jak do tej pory tylko po seansie ubiegłorocznej produkcji wyszedłem w pełni rozczarowany. Disney zwyczajnie dał ciała i wprowadził do kin pospiesznie kończony, pozbawiony pomysłu na siebie produkt, którego niski poziom boli tym bardziej, że zamyka całą serię przygód Skywalkerów.
- Terminator: Ocalenie – nigdy nie był wielkim fanem filmów z tytułowymi terminatorami, ale zwiastun produkcji McG nastawił mnie na poważne i efektowne kino, które w końcu miało zabrać tę serię w świat postapokaliptycznej przyszłości. Wyszedł niestety film nieznośnie głupi i niedojrzały.
- Dziewczyna z tatuażem – David Fincher to jeden z moich zdecydowanie ulubionych reżyserów. Na każdy jego film czekam z wypiekami na twarzy. Nie inaczej było w przypadku ekranizacji słynnego skandynawskiego kryminału. Niestety, ostatni akt Dziewczyny z tatuażem jest tak nieciekawy, że kiedy pojawiły się na ekranie napisy końcowe, byłem już jedynie znudzony.
- Śniadanie u Tiffany’ego – na koniec klasyk, który znałem jedynie z kultowego wizerunku Audrey Hepburn. Kiedy kilka lat temu w końcu go nadrobiłem, wydał mi się kompletnie nieangażujący i infantylny. Wolę Rzymskie wakacje.
Jakub Zalewski
- Lady Bird – nie jestem przekonany do zmiany profesji Grety Gerwig z aktorki na reżyserkę. Kiedy w 2017 roku wytypowano nominowanych do Oscara i dopisałem ten film do mojej listy, to miałem spore oczekiwania. Rozczarowałem się, a świat przedstawiony i poruszane w tym filmie problemy nie wywarły na mnie żadnego wrażenia. Powtórzę ten film, a Gerwig i jej Małym kobietkom dam kiedyś szansę.
- Gwiezdne wojny: część II – Atak klonów – nie jestem ogromnym fanem uniwersum Gwiezdnych wojen. Przyznam jednak, że jak zabrałem się za czwartą część, to tego samego dnia obejrzałem dwie kolejne. Byłem wniebowzięty i chciałem kontynuować podróż po tym pięknym świecie. Niestety Atak klonów to był siarczysty policzek. Zły scenariusz i nudna, niewciągająca historia spowodowały, że do dzisiaj mam do nadrobienia kolejne części.
- Morderstwo w Orient Expressie (2017) – pamiętam, że jak zobaczyłem wersję tego filmu w reżyserii Sidneya Lumeta, to nie mogłem wyjść z podziwu. Jak teraz sobie o tym przypomniałem, to chyba na dniach powtórzę ten seans. Niemniej oczekiwania w stosunku do tego, co stworzy Kenneth Branagh, były wysokie. Niestety. Nie czułem tego detektywistycznego klimatu, obraz wydawał mi się zbyt czysty, a historia nie taka jak ta z 1974. Zachwytu brak.
- Czwarta władza – jeśli zabieram się za film tak znanego reżysera, to trudno nie mieć oczekiwań. Dramat polityczny musi być przedstawiony w sposób niestandardowy, żeby przykuwał uwagę odbiorcy. Oczekiwałem od Stevena Spielberga innego, bardziej zaskakującego i mniej oklepanego podejścia. Odnoszę wrażenie, że to wszystko już było i wyszedł po prostu kolejny film. Swoje, Steven, już zrobiłeś!
- Moonlight – może oczekiwałem więcej od tego, w mojej ocenie przeciętnego, filmu? Czułem problem życiowy i odmienność głównego bohatera, ale nie do końca mnie to wciągało. Czy w 2017 roku zasługiwał na miano najlepszego filmu według Amerykańskiej Akademii Filmowej? W tej edycji było kilku lepszych przeciwników.
REKLAMA