ZBRODNIE PO SĄSIEDZKU, sezon 4. Bardzo dziki, kryminalny ZACHÓD [Recenzja 1. odcinka]
Świetnie rozegrany finał 3. sezonu Zbrodni po sąsiedzku zapewnił widzom sporo materiału do rozważań, co się stanie w kolejnym. Jak przystało na rasowy kryminał, pojawił się nowy trup w postaci Sazz Pataki, a widzowie z pewnością będą przebierać nogami z niecierpliwości, kiedy Charles (Steve Martin), Oliver (Martin Short) i Mabel (Selena Gomez) w końcu się zorientują, że została ona zamordowana. A miał to być właśnie Charles. Niezły był więc to twist na koniec 3. sezonu, a teraz Disney+ udostępnił zaledwie jeden odcinek. Kolejne będą co wtorek. Część widzów zapewne dzięki tej formie publikacji serialu przypomni sobie stare czasy w telewizji, gdy co czwartek pojawiał się jeden odcinek Kojaka. Wtedy generalnie seriale były raz w tygodniu po jednym epizodzie. Dzisiaj już od tego chyba odwykliśmy. Miło więc będzie sobie przypomnieć ten sposób zaznajamiania widzów z fabułą. Będzie sporo czasu, żeby pomyśleć, kto zabił i kto jeszcze zginie.
Nim jednak włączycie 1. odcinek 4. sezonu, przypomnijcie sobie ostatni z poprzedniego. To ważne ze względu na scenę postrzału Sazz, która przez okno apartamentu Charlesa, więc i z punktu widzenia snajpera, wyglądała zupełnie jak on. Trudno na początku zakładać, kto miał być zamordowany, bo twórcy serialu z pewnością mają w zanadrzu szalone zwroty akcji. Bądźcie cierpliwi. Po pierwszym odcinku widać już, że dalsze wydarzenia gładko układają się w całość, a to za sprawą dobrze zaprojektowanego scenariusza i energicznej realizacji. Mam wrażenie, że jest nawet lepiej niż w 1. sezonie. Bohaterowie już okrzepli, twórcy nie muszą poświęcać czasu na ich prezentację, akcja może iść dalej, a wzbogacają ją niewątpliwie aktorzy gościnni, jak Meryl Streep, Zach Galifianakis, Eva Longoria czy też Eugene Levy. Nie zabraknie też gorzkiej refleksji na temat samej Fabryki Snów i gąszczu trudności, przez które muszą przedrzeć się młodzi aktorzy, scenarzyści, reżyserzy i pisarze. To, że grało się w teatrze, prowadziło podcasty, tworzyło dramaty, niewiele znaczy.
Myślę, że grający główne role w Zbrodniach po sąsiedzku aktorzy, czyli Steve Martin, Martin Short oraz Selena Gomez, którzy zdecydowali się również współprodukować serial, mogą o tej początkowej drodze wiele powiedzieć. Zresztą tej refleksji już w pierwszym odcinku nie brak. Bohaterowie zdecydowali się wiele o sobie powiedzieć, łącznie z pokazaniem filmów z młodości, gdy nikt o nich jeszcze nie słyszał, a już im się marzyło, że będą gwiazdami wielkiego ekranu. Może ten serial to w ich przypadku podsumowanie, gdzie dotarli i co jeszcze mogą. Nie dziwcie się, że w tym towarzystwie, wciśnięta między dwóch starych dziadów, znalazła się Selena Gomez. Wiele w życiu przeszła, co wystarcza, żeby również coś pod grubą kreską na swojej życiowej kartce umieściła.
Jaka w tym rola widzów? Niewycenialna, przeolbrzymia, bo co by było warte życie na scenie i przed kamerą, gdyby nie było widowni. Widać, że Zbrodnie po sąsiedzku są tworzone z ogromnym poszanowaniem dla szerokiego gremium widzów. Jest wieloaspektowo, rubasznie, autoironicznie, tajemniczo, kryminalnie, sensacyjnie, romansowo i metafizycznie. Każdy znajdzie dla siebie miejsce w tym serialu, niezależnie od tego, czy lubi kryminały, czy od nich stroni, gdyż woli oglądać gwiezdne bitwy. Mnie osobiście cieszy, że już w pierwszym odcinku poszerzono świat przedstawiony o Los Angeles. Wyjście z NY zapewniło serialowi powietrze oraz lepiej uzasadniło nowych bohaterów. Mam więc nadzieję, że nie będzie to jednorazowe, a nawet stanie się stałą zmianą miejsca w serialu, którego rys sitcomowy jest niekiedy zbyt widoczny, a przez to rodzi się niebezpieczna dla odbioru akcji monotonia. Wszyscy bohaterowie przecież już w 3. sezonie dostali propozycje wyjazdu do L.A. i rozpoczęcia nowego życia. Ciekawym, chociaż przejściowym rozwiązaniem byłaby akcja rozgrywająca się zarówno w NY, jak i L.A. A w finale bohaterowie ostatecznie przenieśliby się na Zachód, gdzie czekałyby ich nowe przygody. I tak w 5. sezonie Zbrodnie po sąsiedzku mogłyby się zakończyć, żeby tej struny nie przeciągać. Przekonamy się, jak będzie, 29 października.
Zostało więc jeszcze dużo czasu. Kto wie, może część z widzów na tyle poczuje zainteresowanie kryminałami, że dzięki serialowi sięgnie do pełnometrażowych produkcji, jak również literatury. A może nawet nagra jakiś własny podcast? Produkcja ma taki potencjał, że prezentuje tematykę zbrodni w bardzo przystępny sposób, wręcz podniecający, bez tej otoczni złowrogości i kryminogenności, co jest pozytywne rozrywkowo, lecz dla niektórych będzie tanią romantyzacją przemocy. Jestem po tej pierwszej, rozrywkowej stronie, mając jednak świadomość, że kryminał zawsze powinien mieć solidnie zarysowaną granicę między fikcyjnością i realnością. Np. serial o Jeffreyu Dahmerze gdzieś tę cezurę utracił i zatracił. Stał się peanem na temat mordercy. Zbrodnie po sąsiedzku są bardzo daleko od zachęcania do tak amoralnej wiwisekcji zboczenia, którą jest morderstwo. I za to, oraz za wiele innych opisanych wyżej cech, bardzo cenię ten serial. Gdyby tylko nie trzeba było aż tyle czekać na kolejne odcinki…