search
REKLAMA
Recenzje

ZAGŁADA DOMU USHERÓW. Przez ciemne zwierciadło z Edgarem Allanem Poe [RECENZJA]

E.A. Poe zasługiwał na nietuzinkową firmę prezentacji filmowej.

Odys Korczyński

14 października 2023

REKLAMA

E.A. Poe zasługiwał na nietuzinkową firmę prezentacji filmowej. W swoich czasach nie zawsze był traktowany z szacunkiem. Nie inspirował wielkich rzesz czytelników. Zbierał ich latami, mozolnie, jakby liczył na pośmiertną sławę. Doczekał się jej w końcu. Najbardziej komercyjnie znana adaptacja Zagłady domu Usherów pojawiła się w 1960 roku. Roger Corman w swoim „tanim” stylu spróbował i podołał zadaniu nadania osobliwej formy wizualnej noweli Poego, chociaż zachował klimat czasu opowieści. Następnym, o którym warto wspomnieć, był w 1989 roku mniej znany Alan Birkinshaw, który metaforycznie rzecz ujmując, dodał do Poego samochody.

Ten współczesny styl utrzymał Mike Flanagan w 2023 roku, celnie jeszcze bardziej uwspółcześniając opowieść, żeby tak wielkim pisarzem jak Edgar Allan Poe mogło się zainteresować młodsze pokolenie. W najnowszej wersji znajdziemy świetną obsadę, zgrabne połączenie gatunku horroru z dramatem i komedią o zepsutych wyższych sferach, niemal socjalistyczną krytykę zamożnej burżuazji oraz wszystkie te przedstawienia doświadczeń ludzkich, które są potencjalnymi elementami życia każdego młodego, otwartego na świat konsumenta zachodniej kultury. Czasem bywają niszczące, wręcz śmiertelnie, lecz z reguły każdy z nas część z tych doświadczeń nosi w sobie, chociaż nie zawsze chce o nich pamiętać, gdy czyta bajki dzieciom i opowiada, jakie powinny być, gdy dorosną.

Uwaga! Drobne spoilery poniżej.

Nie da się ukryć, że w serialu znajdziemy wątki LGBT, multikulturowość, multirasowość, popkulturę, wolne konopie, współczesną muzykę, spisek korporacji farmaceutycznych Instagrama, podłych bogaczy jeżdżących ferrari, hasztagi, cytrynowe czopki zwalczające toksyny, DNA i wszelkie inne libertyńskie wartości, które jakże skrycie są kochane przez sprzeciwiających się im konserwatystów filmowych. Wszystkie te tematy są jednak tak wkomponowane w literaturę pisaną w XIX wieku przez Edgara Allana Poego, że uznaje się ten świat za koherentny, logicznie konsekwentny wobec upływu czasu od pierwszej publikacji Zagłady domu Usherów w 1839 roku, przez kolejne opowieści niesamowite, wiązane z Zagładą w kolejnych odcinkach, którym towarzyszy śmierć o pięknej twarzy i ciele Carli Gugino. Towarzyszą jej Bruce Greenwood jako Roderick Usher oraz Carl Lumbly jako Auguste Dupin. Gdzieś w tle przemyka od czasu do czasu zadziwiająco dobry aktorsko Mark Hamill jako Arthur Pym.

Osią serialu jest rozmowa, a właściwie spowiedź nestora rodu, przeklętego Rodericka Ushera, który opowiada prokuratorowi, jak to się stało, że wszystkie jego dzieci zginęły, on sam zaś stał się genialnym współpracownikiem śmierci. Każde jego wytłumaczenie, które składa w osobliwym, umierającym wraz z jego rodziną domu, każdy trup, którego widzi w tych ścianach, prowadzą nas do szalonego i pełnego śmierci finału. Nim jednak do niego dojdzie, odbędziemy podróż przez najważniejsze opowieści Poego, od Maski Czerwonego Moru aż do Kruka. Wcale ich nie trzeba znać, ale dobrze by było, żeby spojrzeć na serial wnikliwiej oraz łatwiej rozumieć stosowane przez Mike’a Flanagana metafory, a czasem skróty myślowe. W nich może tkwić problem dla widzów purystycznie traktujących nowele XIX-wiecznego pisarza. Mogą zarzucić Flanaganowi, że ślizga się w ekspresowym tempie po kolejnych motywach, ale musiał on potraktować tak wiele noweli Poego nieco bardziej szkicowo. W niczym to jednak nie przeszkadza, bo dzieła Poego nie są jedynym konstytutywnym elementem świata przedstawionego w serialu.

Znajdziemy w nim wiele odniesień do kultury, filmów, muzyki. Odbędziemy estetyczną podróż w czasie przez różne epoki, amerykańskie, rzecz jasna, jednak zupełnie inne chronologicznie czasy niż ten nasz obecny, jak również minione lata w Europie. Fabuła bazuje na rozmowie dwóch osób: Rodericka i Auguste’a. Towarzyszą im liczne retrospekcje pokazujące kolejnych bohaterów oraz ich upadek. Z odcinka na odcinek upada cała rodzina, a Roderick zdaje się trzymać niezmiennie, ale to fasada. Budowa serialu, mimo retrospekcji, jest więc liniowa i trzyma się intuicyjnej chronologii. Im bliżej finału, tym bezpośrednich odniesień do Poego jest mniej. Stają się one coraz bardziej ukryte, wysublimowane, możliwe do zauważenia, gdy niektóre sceny obejrzy się kilkukrotnie. Trzeba także dokładnie słuchać dialogów, a nawet włączyć sobie oryginalne napisy, żeby zauważyć, że niekiedy bohaterowie trawestują lirykę Poego, bo dużą część jego pracy pisarskiej zajmowała właśnie poezja, a nie proza. Jest w tym podejściu twórców siła, w tej wielopoziomowej interpretacji dorobku pisarza, filtrowania go przez współczesną semantykę, by pokazać, kim ludzie stają się, jeśli zdominują ich duchy, złe istoty, demony, tyle że nie te z innego świata, wymiaru, piekła, nawiedzonego domu itp. Chodzi o idee stworzone przez fizycznych ludzi, cele, które stają się ważniejsze niż życie, niż cokolwiek – stają się niebezpieczniejsze od wszystkich demonów znanych nam od początku historii świata.

 

Ta podróż wraz z Allanem Edgarem Poem w serialu ma jeszcze jeden najważniejszy, psychologiczny wymiar, podobnież sformułowany w całej twórczości Poego. Zawsze jest taki moment w życiu, tuż przed wszelką karkołomną decyzją, kiedy można jeszcze zawrócić, jeśli jest się rzecz jasna przy zdrowych zmysłach. Paradoksem jest jednak to, że właśnie w tych kluczowych momentach jest się już tak daleko, że nie można zawrócić, jest się w ciemnym zwierciadle, z którego wyjście dostrzegają tylko ci, którzy w nie nigdy nie spojrzeli. O takich bohaterach pisał E.A. Poe, przygotowując swoich czytelników na to, co nieuniknione – pokorną śmierć.

Spójrz, śmierć uwiła sobie tron. W samotnym mieście stanął on. Daleko stąd, zachodu kresem, gdzie co dobre i złe, co zmorą, co sukcesem, cieszy się wytchnieniem wiecznem. Nie spływają tam promienie z niebios, by zakończyć miasta nocną niemoc. Lecz światło z głębi upiornych mórz pnie się po ścianach wieży już. Sięga już kopuł, iglic i sal. Sięga świątyń, babilońskich ścian, mrocznych alkierzy, porzuconych bluszczu i kwiatów w skale rzeźbionych. Pod niebem tak zrezygnowane morze stoi, co skrywa żale. Lecz czuwaj, bowiem nagle – ruch. Z falą pędzi głębin duch. Fale czerwienią rozgorzały. Czas dyszy, choć słaby, ospały. I wtem, gdy umilkł ziemski gwar, gdy falom miasto się dało nieść, z tronu się podniósł piekielny car, by oddać miastu cześć.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA