Maska Czerwonego Moru
Mam przed sobą kartę tarota opatrzoną liczbą trzynaście. To karta Śmierci, która przez samą swoją nazwę wzbudza lęk. Spowita w czerń postać z kosą siedzi na stosie czaszek, u jej stóp wyrasta pojedyncza biała róża. Na dalszym planie widać pochyloną ku ziemi dziewczynę, najwyraźniej dręczoną przez żałobę, smutek bądź strach. Jednak jej duch wyrywa się ku górze i zmierza w stronę horyzontu, gdzie przez chmury przedziera się słońce, a zza mgły wyłaniają drzewa. Karta Śmierci jest bowiem kartą przejścia – zawiera w sobie kres i odrodzenie, zmierzch starego i początek nowego życia, pozbycie się obciążeń i wejście na nową ścieżkę. Ten przerażający z pozoru symbol zawiera w sobie całą mądrość tarota, rozpacz, nadzieję i zmartwychwstanie. Koniec i transformacja są procesem bolesnym, ale wyzwalającym i otwierającym nowy cykl. To wieczny taniec, który trwa i będzie trwał, niosąc ze sobą po równi cierpienie i ulgę.
Niemniej groźnie jawi się karta z numerem piętnaście. Widnieje na niej Diabeł. Wokół rogatej czaszki tańczą płomienie, odwrócony pentagram, symbol pięciu żywiołów, oznacza dominację materii nad duchem. Obwieszona klejnotami kobieta spala się w ogniu namiętności i zniewolenia. Chociaż znalazła się tam z własnej woli, obecnie jest spętana i prawdopodobnie nie będzie mogła już odejść, uzależniona od siły, która ją kusi, podnieca, ale też odbiera wszelką niezależność.
W filmie Rogera Cormana Śmierć pojawia się osobiście już na samym początku. Zamiast młodej dziewczyny mamy starą kobietę niosącą chrust, biała róża zaś przeobraża się w szkarłatną, ociekającą krwią. Nadszedł czas sądu, przed którym nikt nie zdoła się obronić. Nie przejmując się losem skazanych na zarazę mieszkańców wioski, którą zarządza, amoralny i zepsuty książę Prospero (bezbłędny Vincent Price) zamyka się na cztery spusty za bezpiecznymi murami swojego zamku, by wraz z dziesiątkami gości – spragnionymi dekadenckich uciech niemal równie mocno jak on – celebrować zwycięstwo nad śmiercią poprzez wesołą maskaradę. Prospero jest pewien swego, znajduje się wszak pod osobistą opieką diabła, któremu oddaje cześć. Całej tej rozpuście przygląda się z przerażeniem Francesca, niewinna dziewczyna porwana z wioski, która do obrony ma tylko prostą, niemal dziecinną wiarę w Boga i miłość do więzionych w lochu narzeczonego i ojca. Prospero należy do gatunku tyranów najgroźniejszych – tych inteligentnych, błyskotliwych i pozbawionych jakichkolwiek moralnych ograniczeń. Francesca nie jest dla niego partnerką do rozmowy, książę czerpie więc przyjemność z szokowania jej, wykładając wyższość prawdy zwycięskiego szatana nad bezsilnością umarłego Boga. Przy całej swojej pysze i poczuciu niezwyciężenia Prospero nie zdaje sobie zupełnie sprawy, że – podobnie jak wszyscy jego goście – jest uczestnikiem cyklu, od którego nie ma ucieczki, trybikiem w machinie przyczyny i skutku, gdzie nie ma podziału na równych i równiejszych, a śmierć zbiera swoje żniwo nie oglądając się na winę, niewinność, pozycję czy zasługi.
Maska Czerwonego Moru należy do cyklu zrealizowanych przez Cormana adaptacji opowiadań Edgara Allana Poego i jest fantastycznym studium grozy wszechobecnej w twórczości mistrza horroru.
Sam Poe był przez całe życie dręczony własnymi demonami i nieopanowanymi fobiami, którym dawał wyraz na papierze, zazwyczaj jednak stawiając się w roli obserwatora i narratora. Ta próba dystansowania się od własnego lęku czyni go jeszcze bardziej rzeczywistym, ponieważ nawet jeśli nie zostaje wyrażony wprost – drzemie gdzieś pod powierzchnią. Na zamku księcia Prospero jest siedem następujących po sobie komnat, każda innego koloru – żółta, biała, fioletowa i ta najmroczniejsza, czarno-czerwona, do której mało kto odważa się zapuszczać. Wedle najczęściej pojawiających się interpretacji komnaty symbolizują labirynt ludzkiego umysłu w kolejnych fazach zmagania się z życiem, dojrzewania i osiągania świadomości. W tym wypadku czarna komnata, gdzie Juliana doświadcza fantastycznych wizji podczas ceremoniału zaślubin z diabłem, jest jednocześnie miejscem targowania się i wyparcia. Tam Prospero zawiera swój pakt i tam, jak sądzi, kupuje sobie bezpieczeństwo.
Za zdjęcia i scenografię odpowiadał Nicolas Roeg, wówczas stawiający pierwsze kroki w branży, później reżyser takich wysmakowanych wizualnie filmów jak Walkabout, Człowiek, który spadł na ziemię i przede wszystkim Nie oglądaj się teraz. To głównie jego sprawnemu oku Maska Czerwonego Moru zawdzięcza swoją niesamowitą, odrealnioną atmosferę. Mimo kilku dynamicznych sekwencji w gruncie rzeczy akcja toczy się leniwie, wszyscy goście, chociaż wynajdują sobie coraz to brutalniejsze i niemoralne rozrywki, są zawieszeni w próżni, pogrążeni w marazmie, w nieświadomości. Są jak bezwolne kukiełki, gotowe podrygiwać i skakać ku uciesze panującego nad nimi w pełni Prospero, dodatkowo utwierdzając go jeszcze w złudnym przekonaniu o własnej wszechmocy. Nic dziwnego, że kontestująca postawa Franceski jest dla księcia tak atrakcyjnym powiewem świeżości. Dla narcystycznego sadysty nie ma nic bardziej przyjemnego, niż deprawowanie tego, co niewinne – bo jaką ma korzyść z chociażby tysiąca dusz, które już są zepsute? Jednak goście okazują się równie bezwolni wobec wezwania innego mistrza, pogrążając się w upiornym, wyzutym z emocji danse macabre, a Prospero bynajmniej nie jest bezpieczny, musi zmierzyć się z tym, kim się stał, sam dla siebie przeobraża się w personifikację śmierci. Wszelki bunt jest nieskuteczny i bezsensowny, co więcej, nie ma tu mowy o wymierzaniu kary czy ponoszeniu odpowiedzialności – czy przeżyje Prospero, czy mała dziewczynka z wioski, to tylko kwestia przypadku i tego, jak rozłożą się karty. Niemniej nawet człowiek pozbawiony duszy boi się umierania, ale jego żałosne próby targowania się nie mają najmniejszych podstaw. Widz, z drugiej strony, jest coraz bardziej osaczony przez narastającą grozę, przez atakującą go ze wszystkich stron feerię kolorów i błyskotek, masek i kostiumów, przytłoczony przez świadomość nadejścia nieuniknionego.
Czym dla Poego była Czerwona Śmierć, nigdy jednoznacznie nie udało się określić – niektórzy dopatrywali się w niej personifikacji gruźlicy, która zabrała mu żonę, inni cholery, której epidemii był świadkiem. Podobne próby identyfikowania podejmowali fani filmu Cormana, usiłując przypisać “tożsamość” każdemu z “braci” Czerwonej Śmierci na podstawie kolorów, które ich reprezentują. W zasadzie nie ma to jednak większego znaczenia – na pierwszy plan wysuwa się po prostu śmierć jako taka, mór przetaczający się nad światem, który przyjmuje rozmaite oblicza, zawsze jednak w końcu zbiera swoje żniwo.
Dodatkową ciekawostką jest fakt, że Maska Czerwonego Moru wykorzystuje również w pobocznym wątku (karła i ukaranego za zniewagę szlachcica) inne opowiadanie Poego, Żabi skoczek. Jeżeli zaś chodzi o cały cykl adaptacji twórczości tego pisarza zrealizowanych przez Rogera Cormana, Maska… jest prawdopodobnie najbardziej enigmatyczna… i najlepsza.