search
REKLAMA
Recenzje

WYPRAWA W PRZESZŁOŚĆ. Jak znaleźć żywego trylobita w kinie science fiction z lat 50.

Czechosłowacka produkcja w reżyserii Karela Zemana, nakręcona w 1955 roku zadziwiła mnie jakością efektów specjalnych.

Odys Korczyński

3 sierpnia 2024

REKLAMA

Pierwszy raz obejrzałem ten film w ramach tekstu o najbardziej odjechanych filmach science fiction w historii kina. Czechosłowacka produkcja w reżyserii Karela Zemana, nakręcona w 1955 roku zadziwiła mnie jakością efektów specjalnych. Nie zdawałem sobie sprawy, że Czesi mogli zrobić tak dobre technicznie kino. I to w latach tak odległych od naszej świadomości, że mogło wtedy istnieć jakiekolwiek science fiction. Amerykanie kręcili wtedy jeszcze swoje śmieszne produkcje o atakach wielkich stworów. Liniowość i szkolność fabuły jestem w stanie twórcom wybaczyć, bo i tak dokonali przełomu w kinie europejskim w ramach fantastyki naukowej i kina nowej przygody. Gdyby więc dopisał jeszcze scenariusz pod względem sensacyjnym, mielibyśmy ponadczasowy Park Jurajski znad Wełtawy. A tak mamy ciekawą pozycję ze względów historycznych, którą można pokazywać dzieciom, żeby mniej więcej zorientowały się, jak wyglądała przeszłość zoologiczna i geologiczna naszej Ziemi.

Ta szkolność nie jest zarzutem, bo kino powinno pełnić nie tylko funkcję rozrywkową, ale i edukacyjną. Problematyczna staje się jednak dominacja każdej z tych cech. Wtedy albo dostajemy pastisz kina science fiction, albo wychowawcze napuszenie naznaczone czasami produkcji. A lata 50. w tej części Europy były bardzo nastawione na kolektywne i materialistyczne wychowanie młodych ludzi. Nie da się ukryć, że Wyprawa w przeszłość Zemana mogła się w tej perspektywie rozumienia edukacji bardzo podobać cenzurze. Nic w tym jednak złego, bo akurat ta część komunizmu, czyli materializm, jeśli był rozpatrywany w granicach rozsądku – to znaczy nie jak światopogląd quasi-religijny – jest wciąż podstawą nauk stosowanych. Narracja jest prowadzona podobnie do rysowania mapy nieznanego terenu, dosłownie rysowanego przez jednego z bohaterów. Są to bardzo młodzi ludzie, nastolatkowie, zajawieni na punkcie prehistorii, stratygrafii i paleontologii. Pewnego dnia postanawiają na własne oczy zobaczyć, jak wyglądała Ziemia przed setkami tysięcy i milionami lat. W tym celu pakują sprzęt w plecaki, biorą łódkę i udają się do pewnej jaskini, którą płynie rzeka. Czasy współczesne zostają gdzieś z tyłu, gdy wypływają po drugiej stronie. Wciąż pozostając na rzece, badają świat, od czasu do czasu biwakując przy brzegu, i coraz bardziej cofając się historii Ziemi, im dalej niesie ich nurt.

Ciekawy pomysł. Twórcy eksperymentowali z formą i treścią. Nie mieli zbytniego doświadczenia w kinie przygodowym, więc zdecydowali się na tak liniową prezentację treści, od czasu do czasu tylko wplatając w historię naturalną wydarzenia bardziej sensacyjne np. zaginięcie jednego z członków wyprawy, burzę, nocną wartę lub atak zwierząt. Podwyższenia napięcia są jednak krótkie i również nieco harcerskie, instruktażowe. Rzec można, podstawy przetrwania w pigułce, niewątpliwie ciekawe dla młodych fanów Verne’a. Za najsłabszą sekwencję uznałby jednak starcie z prehistorycznym lampartem, bo – o dziwo – oparte na wmontowanych zdjęciach dzisiejszego wielkiego kota, a nie animowanym poklatkowo modelu, jak np. mamut, tygrys szablozębny, trachodon i brontozaur. Zrobił się z tego już niezły Park Jurajski i w rzeczy samej tak można Wyprawę w przeszłość nazwać. Jestem ciekawy, czy Steven Spielberg znał produkcję Zemana, bo nigdzie nie znalazłem jego wypowiedzi, że mógłby się w jakimkolwiek zakresie nią inspirować, gdy na początku lat 90. XX wieku kręcił swoje kultowe dzieło. Scena, gdy bohaterowie podchodzą do martwego stegozaura, który poprzedniego dnia umarł po walce z tyranozaurem, przypomina jedną z Parku Jurajskiego. Stąd ta moja myśl, że Spielberg mógł jednak widzieć czeski pierwowzór Parku. Niemniej, nawet jeśli uznacie Wyprawę za filmu zupełnie nieoglądalny, doceńcie przynajmniej odwagę twórców, którzy – nie mając właściwie bogatego zaplecza ani doświadczenia kinowego w fantastyce – zdecydowali się być pionierami gatunku z dobrym skutkiem. Warto, żebyście również doczekali do końca podróży bohaterów, gdy rzeka zaniesie ich ku temu mitycznemu i upragnionemu trylobitowi. Wizualizacja karbonu robi wrażenie, syluru również. A w sylurze czeka cel podróży. Dobrze się również stało, że bohaterowie nie spotkali prehistorycznego człowieka, bo mogłoby zrobić się nazbyt pretensjonalnie, a tak kino dziecięce pozostało nienaruszone w swojej bajkowości, przez co paradoksalnie nie straciło cech typowo science fiction. Tak właśnie, Wyprawa w przeszłość jest dużo bardziej fantastyczno-naukowym filmem niż wiele współczesnych tytułów, bo korzysta z wiedzy o wiele lepiej eksperymentalnie sprawdzonej i wykopaliskowo potwierdzonej niż marzenia o futurystycznych światach, sztucznej inteligencji i podbojach obcych planet.

Piękne jest natomiast to, że Czesi nie przejmowali się żadnymi uzasadnieniami naukowymi, obowiązującymi w kinie SF, żeby im naukowy film wyszedł w sensie dziedzin szczegółowych (zoologia, historia naturalna, geologia). Trudno również uwierzyć, że w latach 50. to nasi południowi sąsiedzi zaczęli kręcić Park Jurajski. Wszystko to wydaje się odwrotne, niż przyzwyczaił nas zdrowy filmowy rozsądek, bo wychowani jesteśmy jednak na kinie zachodnim, a nie rodzimym, co również jest smutnym paradoksem. Nie zdziwiłbym się wcale i chciałbym, żeby tak było, gdyby Steven Spielberg obejrzał Wyprawę w przeszłość i postanowił, że zrobi coś lepszego, zachowując przy tym neoprzygodowy klimat, a rezygnując z edukacyjnego podejścia. To właśnie ono zdecydowało o tym, że film Karela Zemana jest taki, a nie inny, dziwny i odjechany, może również zapomniany i oceniany jako naiwny. Ogląda się go jak filmową encyklopedię prehistorii, trochę już dzisiaj nieaktualną, albo ekranizację podręcznika do historii, biologii lub środowiska; mało tego – wyświetlaną z kasety wideo w klasie, w której mało kogo interesuje temat. Jak widać, w tamtych czasach Czesi po swojemu rozumieli klimaty Verne’owskiej Tajemniczej wyspy czy Twainowskich Podróży Tomka Sawyera. Niemniej Wyprawa w przeszłość jest odjechaną perełką, którą kinomani i fani science fiction powinni chociaż raz obejrzeć.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA