search
REKLAMA
Archiwum

WSZYSCY ALBO NIKT. Scenariusz pisany przez życie

Krzysztof Gonerski

8 marca 2018

REKLAMA

W 2007 roku na ekranach polskich kin gościło dzieło chińskiego reżysera, Zhanga Yimou, Cesarzowa. Oszałamiające widowisko, warte 45 milionów dolarów, z gwiazdorską obsadą (Gong Li, Chow Yun-Yat), z olśniewającymi kostiumami i monumentalnymi scenami batalistycznymi, może przyprawić o zawrót głowy. To trzecia w dorobku Yimou superprodukcja, obok Hero i Domu latających sztyletów, opowiadająca o zamierzchłych dziejach Chińskiego Cesarstwa. Ale choć dzięki tym wielkim historyczno-kostiumowym widowiskom o Yimou głośno jest na świecie, miano jednego z najznakomitszych współczesnych chińskich reżyserów zawdzięcza produkcjom o wiele skromniejszym. Warto przypomnieć sobie jedną z nich, pochodzący z roku 1999 film pt. Wszyscy albo nikt.

Dzieło Zhanga Yimou to jeden z najwybitniejszych filmowych przykładów potwierdzających starą prawdę, że najlepsze scenariusze pisze życie. Reżyser, przeczytawszy przypadkiem w jedynym z magazynów historię Wei Minzhi, biednej wiejskiej trzynastolatki, nie miał wątpliwości, że trafił na swój “temat”. Postanowił przenieść historię z życia wziętą na ekran. Dostrzegł w niej materiał na opowieść o ważkim społecznym problemie, co rok bowiem ponad milion uczniów porzuca szkołę, by ciężko pracować na roli lub szukać szczęścia w mieście. Ale zamierzał także opowiedzieć o determinacji i poświęceniu młodej bohaterki. W filmie, który stanowi wierną rekonstrukcję faktów, głównej roli nie mógł zagrać nikt inny, jak “prawdziwa” Wei Minzhi. Dodajmy od razu – zagrała wspaniale. Wydawałoby się, że nic prostszego, jak powtórzyć na ekranie to, co przytrafiło się jej w realnym życiu. Ale nagrodzona na festiwalu w Los Angeles nagrodą Young Artist Award Wei pokazała, że słowo “grać” w jej przypadku nie jest przesadzone. Dziewczyna stworzyła bowiem autentyczną aktorską kreację, w której nie ma nic z nieudolnej amatorszczyzny. Na ekranie bywa na przemian irytująca, wzruszająca, nieporadna, przedsiębiorcza, a w każdym swoim geście i słowie – niewiarygodnie naturalna i przekonująca. Ale słowa uznania należą się także pozostałym dziecięcym aktorom, odtwarzającym na ekranie samych siebie w sposób równie naturalny i prawdziwy, co główna bohaterka. Oczywiście, duża w tym zasługa Yimou, który tak wspaniale poprowadził naturszczyków, iż zagrali jak profesjonaliści.

Że fabuła filmu Yimou jest pisana przez życie, widać w nieustannym zaskakiwaniu widza wydarzeniami tyleż kuriozalnymi, co możliwymi tylko w prawdziwym życiu. Już fabularny punkt wyjścia można tak właśnie określić: oto trzynastoletnia dziewczynka przybywa do zapadłej wiejskiej dziury, by zastąpić nauczyciela. Zastępczyni jest niewiele starsza od swoich uczniów, a jedyne, co potrafi, to zaśpiewać jedną piosenkę. Dopiero z czasem odkryje w sobie zamiłowanie do matematyki i niemałe zdolności w tym kierunku. Jednak pierwsze dni jej pracy w szkole polegają na spędzaniu do klasy rozbisurmanionych dzieciaków i zamykaniu ich na klucz. Wei z początku nie ma ambicji, by czegokolwiek nauczyć swoich niesfornych podopiecznych, lecz raczej by nie pozwolić żadnemu z uczniów porzucić szkoły, bo jest to konieczny warunek otrzymania obiecanej pieniężnej nagrody. Pierwsza połowa filmu jest więc opowieścią o dojrzewaniu do odpowiedzialności, o zdobywaniu autorytetu przez konsekwentne, cierpliwe i wytrwałe dążenie do celu, ale także o rodzącej się głębokiej przyjaźni między narzuconą z zewnątrz i obcą “nauczycielką Wei” a jej rozbrykanymi podopiecznymi – dziećmi w różnym wieku i o różnych, czasem bardzo trudnych charakterach. Kulminacją procesu wzajemnego zbliżania się Wei i jej uczniów są wspólnie podejmowane wciąż na nowo próby zdobycia pieniędzy na autobusowy bilet do miasta.

Na pierwszym planie w tej części filmu znajduje się jednak konflikt Wei z klasowym rozrabiaką i najbiedniejszym uczniem, Huike. Konflikt o tyle niezwykły, że rozgrywający się niemal między rówieśnikami, których różni jedynie społeczna rola “nauczyciela” i “ucznia”. O tyle też zaskakujący, że Wei będzie zmuszona zawalczyć o sprawiającego jej największe kłopoty ucznia. Bilet na autobus, który dziewczynka próbuje tak zawzięcie zdobyć, ma być jej przepustką do miejskiego świata, w którym pracy i powodzenia szuka niepokorny Huike. Dziewczynka wyrusza, by go sprowadzić, ale zadanie nie będzie proste.

Druga połowa filmu rozpoczyna się w miejskiej scenerii, a kamera tym razem skupia się na samotnej, zagubionej Wei i na jej rozpaczliwych, ale niezłomnych próbach odnalezienia chłopca. Reżyser, a pamiętajmy, że tak naprawdę jest nim samo życie, co chwila rzuca kłody pod nogi młodziutkiej bohaterki. Problemem okazuje się już samo dotarcie do miasta. Kiedy bohaterka zostaje wyrzucona z autobusu za jazdę na gapę – nie zawraca, tylko pieszo, a potem autostopem, pokonuje drogę do miasta. Gdy już do niego dotrze, okaże się, że Huike nie mieszka pod wskazanym adresem. Ogląda się tę drugą połowę filmu niemal jak thriller – tyle w niej emocji. Gdy tylko na horyzoncie pokaże się nadzieja, zaraz okazuje się ona złudna. Wei, prawie jak mityczny Syzyf, mozolnie i z godną podziwu determinacją walczy z przeciwnościami losu. Nigdy się nie poddaje, nigdy nie rezygnuje, uparcie próbuje osiągnąć cel, nie zraża się niczym, nie pozwala się spławić i odpędzić, a jednak w końcu zapłacze. Bezradna wobec strażniczki, która, sztywno trzymając się przepisów, stanie jej na drodze ostatecznej szansy nawiązania kontaktu z Huike. Czasem wręcz irytująca w swym oślim uporze Wei zjednuje jednak bez reszty serca widzów. Nie jest ona w twórczości chińskiego twórcy jedyną kobiecą postacią o takiej dzielności i sile charakteru. Najbliższą krewną wydaje się być Qiu Ju, z filmu “Historia Qiu Ju”, ale prawie każda z kobiecych postaci w “wiejskich filmach” Yimou wykazuje niebywały hart ducha.

Finał filmu przyjmujemy z wielką satysfakcją. Choć brzmi on wręcz bajkowo, a w wymiarze społecznym bynajmniej nie stanowi rozwiązania problemu masowego exodusu młodych ludzi porzucających naukę, to przyjmuje się go jako zasłużoną nagrodę za dzielność i wytrwałość małej Wei.

REKLAMA