WAMP. Horror, bez którego nie byłoby „Od zmierzchu do świtu”
Reakcje krytyków i widzów na Wampa były mieszane (z przewagą negatywnych), tymczasem jest to jedna z ciekawszych gatunkowych hybryd lat 80.
Keith i AJ, dwaj studenci koledżu, mają dość swojego ciasnego pokoiku w gwarnym akademiku. Przyjaciele marzą o wygodnym lokum w domu studenckiego bractwa, aby więc wkraść się w jego łaski, zamierzają wynająć striptizerkę na zamkniętą imprezę braci. W poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki towarzyszy im bogaty, lecz samotny student Duncan, który użycza Keithowi i AJ-owi swego luksusowego auta. Gdy w jednym z nocnych klubów chłopcy trafiają na występ charyzmatycznej Katriny, wiedzą już, że znaleźli swoją striptizerkę. AJ udaje się do garderoby, by przekonać kobietę do występu na prywatce bractwa, ale ona najpierw go uwodzi, a potem gryzie w szyję. Wychodzi na jaw, że Katrina jest potężną wampirzycą, a klub to siedlisko krwiopijców żerujących na klienteli; wkrótce ofiarą wampirów pada także Duncan. Jedynym sprzymierzeńcem pozostałego przy życiu Keitha wydaje się rezolutna kelnerka Allison „Amaretto”. Oboje muszą przeżyć do świtu w klubie pełnym upiorów.
Jeśli niektóre elementy fabuły Wampa brzmią cokolwiek znajomo, nie powinno to dziwić: znamy je z Od zmierzchu do świtu (1996) Roberta Rodrigueza do scenariusza popkulturowego złodziejaszka Quentina Tarantino. W obu filmach identyczny jest punkt wyjścia, czyli wizyta bohaterów w klubie nocnym opanowanym przez wampiry, a także scena seksownego tańca (Katrina u Wenka, Santánico Pandemonium u Rodrigueza) oraz komediowa konwencja na granicy pastiszu. Wamp jest bowiem mieszaniną czarnej komedii i filmu grozy – przypomina trochę skrzyżowanie Po godzinach (1985) Martina Scorsese z Postrachem nocy (1985) Toma Hollanda. Takie połączenie nie zawsze przynosi dobre rezultaty: niedoścignionym wzorem pozostają tu Nieustraszeni pogromcy wampirów (1967) Romana Polańskiego, z drugiej strony spektrum czają się zaś rozmaite Straszne filmy. Wamp nie jest może tak zabawny, jak film Polańskiego, ale nie jest też tak idiotyczny, jak cykl braci Wayans.
Poczucie humoru to rzecz równie subiektywna, co gust, więc film Wenka jednych rozbawi, a innych pozostawi obojętnym. Popremierowe recenzje świadczą o tym, że większość krytyków była filmem rozczarowana: narzekano przede wszystkim na wątłą i zarazem zagmatwaną fabułę, która rzekomo miała służyć jako pretekst do serwowania kolejnych żartów. Niewielu krytyków zwróciło uwagę na niewątpliwe walory Wampa: zaskakujące zwroty akcji (np. postać, którą prezentuje się od początku jako głównego bohatera, ginie w pierwszej kolejności), pomysłowe nawiązania do klasyki horroru i komizm podawany z kamienną twarzą. Film jest też bardzo sprawnie zrealizowany – syntezatorowa muzyka, wysmakowane zdjęcia oraz scenografia skąpana w neonowych seledynach i pastelowych różach tworzą nastrój charakterystyczny dla produkcji z lat 80. W rzeczy samej Wamp jest filmem, który przynależy do tamtej dekady i nie mógłby powstać w żadnym innym czasie.
Główne role AJ-a i Keitha powierzono Robertowi Ruslerowi i Chrisowi Makepeace’owi, ale gwiazdą Wampa jest Grace Jones – posągowa modelka, znakomita piosenkarka i aktorka charakterystyczna znana m.in. z kreacji Zuli w Conanie Niszczycielu (1984) Richarda Fleischera, May Day w Zabójczym widoku (1985) Johna Glena i Sonii w Z piekła rodem (1986) Alexa Coxa. W filmie Wenka artystka z dużym dystansem zagrała swoim wizerunkiem niebezpiecznej, erotycznie nienasyconej dominy – i choć nie wypowiada na ekranie ani jednego słowa, nie sposób oderwać od niej wzroku. Tworząc postać Katriny, Jones wzorowała się na kreacji Maxa Schrecka w filmie Nosferatu – symfonia grozy (1922) F. W. Murnaua, a jej makijaż został zainspirowany wizerunkiem Pris z Łowcy androidów (1982) Ridleya Scotta; co ciekawe, Jones odrzuciła rolę Zhory w tym ostatnim filmie. Szkoda, bo występem w Wampie udowodniła, że w rolach kobiet pięknych i groźnych nie ma sobie równych.