search
REKLAMA
Archiwum

TRANSFORMERS 3. Przerost formy nad treścią

Adam Łudzeń

24 sierpnia 2020

REKLAMA

Od dobrych kilku tygodni w Internecie można poczytać o wzdychaniach ludzi na temat najnowszego i jakże efektownego trailera TF3. Osobiście, po jego obejrzeniu, dałem sobie “na wstrzymanie” – bo ileż już mieliśmy tak perfekcyjnie zrobionych zwiastunów, w których pokazano wszystko, co najlepsze. Ileż to razy twórcy nas zwyczajnie oszukali cudowną sztuką montażu, a daleko szukać nie trzeba (patrz: Transformers: Zemsta upadłych). No ale tuż przed premierą USA zaczęły się pojawiać pierwsze pozytywne recenzje i dość wysokie oceny – “Michael Bay znowu w formie!”, “Arcydzieło kina akcji i FX!”, “Świetna, wakacyjna rozrywka”, itp. itd. “Wreszcie się udało” – pomyślałem. Bay przecież nie zawodzi dwa razy i z wypiekami na facjacie udałem się na kinowy seans…

Zanim Drodzy Czytelnicy zagłębicie się w poniższy tekst – proponuję poświęcić parę minut i przeczytać moją recenzję Transformers: Zemsty upadłych. Absolutnie nie chcę iść na łatwiznę i odsyłać was do tekstu, z którego sporo może się powtarzać w niniejszej recenzji – chciałbym tylko byście po jego przeczytaniu zobaczyli, jak bardzo zawiódł mnie Michael Bay, i jak bardzo się myliłem mając nadzieję na świetną część trzecią po nie do końca udanym sequelu…

Fabuła i scenariusz zrobiły się niestety jeszcze bardziej pogmatwane i chaotyczne niż w przypadku części drugiej. I choć film zaczyna się dość ciekawie (lądowanie Amerykanów na Księżycu i odkrycie po jego “ciemniej stronie” rozbitego statku Autobotów) – potem mamy klasyczną równię pochyłą. Następuje skok do czasów obecnych – Autoboty pomagają ludziom w rozwiązywaniu konfliktów, wciąż wypatrując powrotu Deceptów. Ci się oczywiście pojawiają znienacka (a jakże), wspomniana wyżej “ciemna strona” Księżyca kryje tajemnicę, której nikt by się nie domyślił (a jakże), a Deceptikony mają nowy plan podbicia Ziemi i ludzkości (a jakże). Podsumowując: bla, bla, bla… Zaczynam zwyczajnie tęsknić za prostymi i klarownymi scenariuszami w przypadku takich blockbusterowych “akcyjniaków”, i powoli zaczyna mnie męczyć to całe niepotrzebne komplikowanie i wymyślanie na siłę “fajnych” historii. Ciągle pojawia się na arenie jakiś nowy lider “złych” (co oczywiście ma być jakimś mega zaskoczeniem), ciągle gdzieś się coś ukrywa – w TF2 na pustyni, w piramidach, w TF3 na Księżycu – cholera, przy okazji TF4 będę się bał zejść do piwnicy.

Wiecie kochani, co jest głównym i największym problemem Dark of the Moon? Kompletna bezpłciowość i wypranie z emocji. Nie ma naprawdę dobrych, kopiących po tyłku akcji. Brak klimatu. Wszechobecne efekciarstwo (nie mylić z efektownością). Brak dobrego humoru (a przecież poprzednie części miały kilka zabawnych momentów). Olanie i spłycenie ciekawych bohaterów poprzednich odsłon (myślałem, że brak Megan Fox wyjdzie filmowi na dobre, ale myliłem się – nowa kobieta Sama jest tragiczna…). Masa bezimiennych robotów (naprawdę wolałbym mniej, ale za to bardziej charakterystycznych maszyn – z osobowością!). I grzech największy – całkowite zatracenie idei Transformerów, ukrytych pod postacią samochodów/pojazdów/samolotów/innych maszyn, które “składając” się i walcząc ze sobą robiły wrażenie. Oglądając Transformers 3 czułem się jakbym uczestniczył w kolejnym seansie jakiejś papkowatej zagłady świata spod ręki Emmericha, a Transformery można by spokojnie zastąpić jakąkolwiek inną, kosmiczną rasą. Ba, niekiedy miałem wręcz wrażenie, że oglądam coś pokroju “cuda” kinematografii pt. Skyline (sic!).

Co zostało mi w pamięci? Niewiele szczerze mówiąc. Dobre ujęcia i lepsze sceny to kwestia wyliczanki na palcach jednej ręki (np. upadek wielkiego, szklanego wieżowca wygląda nieziemsko dobrze). Pościg na autostradzie to jedna z wizytówek reżysera, ale tutaj to istne deja vu Wyspy (dałbym sobie rękę uciąć, że jedno z ujęć wręcz pochodzi z tamtego filmu). Optimus Prime to nadal ultimate-badass, któremu lepiej nie podskakiwać, bo załatwi cię szybko i skutecznie. F/X to rzecz jasna najwyższa z możliwych półek, ale już nie bawi i nie szokuje jak kiedyś. Nawet dźwięk już nie robi takiego wrażenia, bo “to już było”. A muzyka Jablonsky’ego to zaledwie kalka poprzednich partytur, w dodatku robiąca tylko i wyłącznie za tzw. underscore. Shia LaBeouf na szczęście wciąż trzyma poziom – ten sam sposób grania, ta sama charyzma, ten sam bohater – bohater, którego da się lubić. Powtórzę swoje słowa sprzed dwóch lat: gdzie te czasy, gdy Bay za pomocą kilku zajebistych (tak, zajebistych – bo to najlepsze określenie) i wyrazistych robotów stworzył zapadającą w pamięć rozpierduchę? Gdzie te czasy, gdy jedna, krótka walka Optimusa z Bonecrusherem robiła większe wrażenie niż jakikolwiek inny pojedynek w sequelach? Gdzie ten klimat zagrożenia i nieznanego, tak doskonale doprawione kontrolowanym chaosem? I wreszcie: gdzie ta historia, której opowiadaniu służyły niesamowite efekty specjalne, a nie na odwrót?

Czy jest to film zły? Tak. Bardzo? Nie. Transformers 3 to po prostu idealny przykład przerostu formy nad treścią. Miałem nadzieję, że Michael Bay po mocno krytykowanym TF2 obierze inny kierunek i pożegluje w stronę formuły pierwszej części. Niestety – kierunek został ten sam, co zaowocowało filmidłem, które od początku do końca ogląda się obojętnie. Nic nie cieszy, nic nie zaskakuje, nie ma tu kompletnie niczego nowego w stosunku do poprzedniczek. Ba, w Zemście upadłych pokwapiono się przynajmniej o jakąś zmianę scenerii, za to nie zgadniecie, gdzie się toczy cały finał Dark of the Moon… Schemat, schemat i jeszcze raz schemat – wytarte klisze filmowe, masa bezpłciowej akcji, zupełnie obojętni widzowi bohaterowie i ogrom efektów specjalnych, powodujących znieczulicę po połowie seansu. A może to ja się starzeję i już nie potrafię znaleźć w tego typu odmóżdżającym akcyjniaku choćby namiastki dobrej zabawy? Zdecydowanie nie – wystarczyło, że po kinowym seansie włączyłem kilka fragmentów TF1 – i czułem się jak dziecko, które dopiero co odkrywa magię kina. Tam zaledwie prolog i krótki, acz treściwy pościg na autostradzie miały więcej “powera” i klimatu niż wszystko, co pojawiło się później w temacie TF.

Bay zawiódł mnie po raz pierwszy 2 lata temu – ale tylko dlatego, że TF2 nie spełnił wszystkich moich oczekiwań i był znacznie słabszy od poprzednika. Teraz tak naprawdę Bay zawiódł mnie na całej linii, a ewentualna część czwarta (nie wyobrażam sobie, by “trójka” nie zarobiła ponownie setek milionów dolarów…) nie wróży nic dobrego. Panie Michale – weź się Pan lepiej za Bad Boys 3 żeby odzyskać moje mocno nadszarpnięte zaufanie. Bo w temacie Transformerów coś się popsuło i lepiej nie będzie. Dark of the Moon miał być szansą naprawy, która została całkowicie zmarnowana. To film, który powstał zdecydowanie za szybko i bardzo, ale to bardzo “na siłę”. Jeśli TF1 i TF2 dzieliła przepaść, tak TF3 dzieli od nich chyba Rów Mariański. Transformers 3 to dla mnie obecnie najsłabszy film Baya. A najśmieszniejsze jest to, że Transformers uznaję za najlepszy… Całkowicie odradzam seans w kinie – szkoda czasu i pieniędzy. Idźcie lepiej na cokolwiek innego. I własnym oczom nie wierzę, że to piszę…

Ah, zapomniałbym jeszcze wspomnieć o “cudownej” technice 3D. Tak, jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tego zjawiska zakrawającego wręcz o plagę. Dziś w 3D wychodzi niemal każdy film – szkoda tylko, że większość niepotrzebnie. Panowie producenci/reżyserzy – dajcie sobie spokój… albo zostawcie odpowiednie wykorzystanie tej techniki Cameronowi – bo do tej pory jedynie Avatar pokazał prawdziwą potęgę i jakość tej technologii. Cała reszta to jakaś nieudolna podróbka i pięć dobrych efektów na krzyż w czasie całego filmu. W przypadku TF3 miałem nadzieję na coś lepszego, bo doszły mnie słuchy, że kręcony jest tą samą techniką co Avatar właśnie. Nic bardziej mylnego – cudnej głębi obrazu i efektu “wow” nie stwierdziłem. Czy 2D, czy 3D – wizualny odbiór Dark of the Moon będzie niemal identyczny – i tyle.

Tekst z archiwum Film.org.pl (29.06.2011)

REKLAMA