search
REKLAMA
Recenzje

TAJNA INWAZJA. Czy to jeszcze Marvel, czy już szpiegowskie science fiction? [RECENZJA pierwszego odcinka]

Czy nowy serial ze świata Marvela jest wart uwagi?

Jakub Piwoński

22 czerwca 2023

REKLAMA

Marveloza trwa w najlepsze. Pomimo wrażenia zmęczenia materiału, pomimo chwiejnych wyników finansowych ostatnich widowisk kinowych na bazie komiksu Disney nie odpuszcza, bo wie, że strumień potrzebuje zawartości, by mógł płynąć dalej. Akurat w streamingu, dla którego dedykowane są kolejne seriale, pojęcie przesytu nie istnieje. Kontent musi się powiększać, użytkownicy żądają nowości, najlepiej jednak takich, które już znają. Warto kuć to żelazo dalej. Nawet jeśli nie robi się tego z udziałem młota Thora.

Ale uściślijmy. Seriale to odgałęzienie superbohaterskiego uniwersum, które względem niego pełni obecnie funkcję uzupełniającą, mającą jednak wiele do dodania. Czego nie dało się upchnąć w kinie, co miało potencjał na rozwinięcie, co zachęcało do zmiany formuły i eksperymentowania, to z powodzeniem zamieniono w odcinki. Jak dotychczas, czasem było bardziej sensownie, czasem mniej, ale zawsze było odpowiednio głośno. Za sobą mamy już takie produkcje jak Loki, Hawkeye, WandaVision, Moon Knight, Ms. Marvel. Do tego grona dołącza Tajna inwazja. Jestem po seansie pierwszego odcinka i dzielę się wrażeniami.

Jeżeli chcielibyśmy być lepiej przygotowani do seansu Tajnej inwazji, to spośród szerokiego wachlarza produkcji uniwersum Marvela przed podejściem do nowego serialu Disneya warto najlepiej nadrobić Kapitan Marvel. Ja tak zrobiłem i nie żałuję. To tu bowiem lepiej poznajemy wątek rasy Skrullów, która pod przewodnictwem Talosa wszczyna wojenki w galaktyce, czemu przeciwstawia się filmowa Vers, a właściwie Carol – ziemianka z kosmicznymi mocami. Na marginesie dodam, że jest to według mnie jeden z bardziej zaskakujących filmów całego uniwersum. Wydawać by się mogło, że został zaprojektowany pod feministyczną agitkę, a tak naprawdę posiada ciekawą, złożoną postać główną i jest po brzegi wypełniony zwrotami akcji i niejednoznacznymi, wręcz szokującymi posunięciami fabularnymi. Sam się zdziwiłem, jak łatwo wsiąkłem w to widowisko, nawet gdy do „marveli” podchodzę ostatnio z dużą rezerwą, z racji uczucia zmęczenia materiału.

W taki sam oryginalny i zaskakujący sposób zapowiedziana została Tajna inwazja, która dla odróżnienia w świecie facetów i panien biegających w ciasnych, lateksowych strojach tym razem miała dostarczać nieco dosadniejszej, pełnokrwistej historii w duchu kina szpiegowskiego. Batutę przejął ponownie Nick Fury, ale w nieco bardziej zmęczonej, zblazowanej wersji. Kto bowiem uważniej oglądał widowisko Spider-Man: Daleko od domu, ze sceny po napisach wie, że Fury udał się na zasłużoną emeryturę, z tą różnicą, że nie została zaplanowana na Ziemi, a w odległej galaktyce. Fury jednak wraca na Ziemię na samym początku odcinka pilotażowego Tajnej inwazji, by raz jeszcze zawalczyć o ład i porządek.

Pomagać mu w tym będzie sam Talos, czyli antagonista ze wspomnianego filmu Kapitan Marvel, który – jak wiemy – w tym samym filmie okazał się nie być tak złowieszczym i obrzydliwym typkiem, jakim się wydawał. Popatrzcie zresztą na grającego Bena Mendelsohna i sami powiedźcie – czy te oczy mogą kłamać (mrugnięcie okiem do faktu, że to obecnie etatowy czarny charakter dużego ekranu)? Tajna inwazja, która łączy się z Kapitan Marvel zarówno wątkiem Skrullów, jak i postaciami Talosa i Nicka Fury’ego, to serial, którego akcja została zatem umiejscowiona lata po przedstawionych w widowisku z 2019 wydarzeniach. Czas, który upłynął, zaowocował chociażby tym, że dwie główne postacie zdążyły się zaprzyjaźnić, przez co Tajnej inwazji blisko jest do czegoś w rodzaju buddy movie ­– kumpelskiego kina policyjnego w wydaniu SF.

W jednym z wywiadów wspomniał o tym zresztą sam Ben Mendelsohn, mówiąc:

Relacja między Talosem a Furym jest bliższa niż kiedykolwiek. Nie wiem, czy Talos jest dla niego jak Abbott dla Costella, ale to z pewnością coś, co spodoba się publiczności, choć jednocześnie będzie mieć ona świadomość, jak poważna jest przedstawiona sytuacja.

Co racja, to racja, bo w pilotażowym odcinku Tajnej inwazji widać, że twórcy tym razem chcieli opowiedzieć historię w taki sposób, by nadać jej odpowiedniej dozy powagi. Nie tylko poprzez zwrócenie ku sobie postaci. Zwróciło moją uwagę, że wyraźnie zwolniono także akcję, która – na razie – prowadzona jest niespiesznie, w szacunku do detali i z celebracją prostych dialogów. Ma to bardzo pozytywny efekt, niejednokrotnie ma się wrażenie, że ogląda się jakiś sensacyjny serial science fiction, z kryminalną podbudową, a nie kolejny pstrokaty i hałaśliwy produkt świata Marvela.

Prócz Mendelshona i Jacksona w serialu znalazła się także Emilia Clarke, która niby ponownie wciela się w kobietę nieprzebierającą w środkach, ale jest w niej coś innego, dojrzalszego. Jakby spojrzenie kryło w sobie dużą dozę pewności siebie i spokoju. To może być ciekawa postać, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób będzie ona wchodzić w relację z Talosem i go, poniekąd, uzupełniać (postać Clarke okazuje się bowiem… albo nie, nie zdradzę tego).

Mendelsohn, Jackson, Clarke to oczywiście trzy spore atuty nowego widowiska. Na drugim planie jest też Olivia Colman, więc akurat o aktorstwo można w Tajnej inwazji być spokojnym. Dla mnie jednak najciekawszy w tej produkcji wydaje się wątek jedynie liźnięty w Kapitan Marvel, a tu stanowiący podstawę dla fabuły – czyli zmiennokształtność Skrullów. Umiejętność ta stwarza bowiem ciekawe możliwości fabularne, podsycając tę historię szpiegowską o dodatkowy aspekt paranoi i niepewności. Co jak co, ale gdy wróg zachowuje się jak kameleon, posiadając nieograniczone możliwości wtapiania się w tło, wówczas bardzo łatwo o błędy i tragedie – co udowadniać ma mocna scena końcowa pilotażowego odcinka.

Generalnie jestem na tak, ale mam kilka zastrzeżeń do Tajnej inwazji. Na razie nie czuję tu atmosfery zagrożenia. Nie wiem też, czy na tym dość oszczędnym gruncie twórcy będą w stanie utrzymać moją uwagę dłużej niż przez trzy odcinki. Ale solidne aktorstwo i klimat oldschoolowego, zimnowojennego kina SF powinny w tym wypadku przeważyć szalę.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA