SPIRITED AWAY: W KRAINIE BOGÓW. Triumf fantazji w arcydziele animacji
Spirited Away jest więc filmem coming-of-age, jak to zwykli określać Anglosasi, a za nimi reszta filmowego świata, z tym że bardzo specyficznym, wypełnionym po brzegi niesamowitościami, na które stać wyłącznie takiego wybitnego artystę jak Hayao Miyazaki. Jego film w każdej minucie po prostu tętni życiem i nieskrępowaną kreatywnością, czerpiącą garściami z japońskiego folkloru oraz kultury. Humanoidalne żaby w szlafrokach pracujące jako służba w łaźni to dopiero wierzchołek góry lodowej, którą po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Malutkie, noszące węgiel do kotłowni stworki z sadzy, trzy skaczące, zzieleniałe głowy z wąsami, gigantyczny bobas, cała parada różnorodnych kami w rozmaitych kształtach, rozmiarach i kolorach, zmieniająca się w ptaka wiedźma Yubaba rządząca całą łaźnią – to tylko kilka z fantastycznych tworów przygotowanych przez Miyazakiego. Chociaż niekiedy trudno jednoznacznie stwierdzić, jakim konkretnie elementem rodzimego folkloru inspiruje się reżyser, ze Spirited Away wprost wylewa się feeria znaczeń, symboli i nawiązań czytelnych wyłącznie dla Japończyków lub znawców tamtejszej kultury. Siła filmu leży jednak w tym, że nawet nie znając wszystkich tych odniesień, widz z dowolnego zakątka globu jest w stanie bez żadnego problemu zrozumieć całą historię, a wręcz zatonąć w tym zachwycającym, barwnym świecie, w którym odkrywanie kolejnych niezwykłości budzi ekscytację praktycznie w każdej scenie.
Podążanie za tym fabularno-audiowizualnym galimatiasem jest tym przyjemniejsze, że Miyazaki zadbał o to, by jego bohaterowie byli nie tylko intrygujący oraz inni od wszystkiego, co znamy, lecz także sympatyczni, a zarazem niejednoznaczni. Niemal każda postać z początku zdaje się pełna wad, drażniąca czy oschła, ale z czasem okazuje się, że wszystkie są po prostu autentyczne (co może brzmieć szczególnie paradoksalnie w kontekście takiego filmu). Autentyczne, bo ani dobre, ani złe, ani przesadnie silne, ani zbyt słabe. Po prostu nie zawsze podejmują właściwe decyzje. Nawet teoretyczni złoczyńcy nie są tak do końca źli, a chwilami zwyczajnie wzbudzają szczere współczucie i przywiązanie. Towarzysząc Chihiro w jej podróży, obserwujemy więc całą paletę barwnych (dosłownie i w przenośni) indywiduów, a przy tym z całych sił kibicujemy tej pociesznej, trochę niezdarnej, ale szalenie zdeterminowanej dziesięciolatce w jej karkołomnych staraniach.
Miyazaki w trwającym dwie godziny Spirited Away nie pozwala się nudzić, nie daje ani chwili na odsapnięcie w towarzystwie czegokolwiek znanego, w pełni zrozumiałego, zwyczajnego. Tutaj każda scena, każda sekwencja odkrywa nowe elementy tego niezwykle złożonego, a jednocześnie fascynującego świata – zasady nim rządzące, postaci go zamieszkujące czy zależności między wydarzeniami. I tym, co charakterystyczne dla twórczości Japończyka, co tak zachwyca, gdy Spirited Away dobrze się przyjrzeć, jest kompletność tej rzeczywistości. Miyazaki pozwala spojrzeć tam, gdzie normalnie byśmy nie spojrzeli, i dostrzec autentyczne życie – nie chodzi tylko o fenomenalną szczegółowość scenografii. Bo gdy na przykład Chihiro jedzie pociągiem – a więc w teorii jest w centrum zainteresowania widza – to towarzyszące jej maleńkie postaci zajmują się swoimi sprawami, ekscytując się krajobrazami za oknem. I gdy stopa Chihiro staje na drodze przenoszących węgiel stworków, można dostrzec ich irytację, gdy nie są w stanie ominąć dziewczynki. Ta przestrzeń kadru, której większość twórców filmowych nie chce zagospodarowywać, zawsze pokazuje miłość Miyazakiego do kreowanych przez siebie światów; do tego, by były one po prostu żywe.
I gdyby opowieść z morałem okraszona niesamowitym światem, niezapomnianymi bohaterami i potężną dawką artystycznej ekspresji nie była wystarczająca, Miyazaki obudowuje Spirited Away dodatkowymi znaczeniami, które odkrywa się przy każdym kolejnym seansie tego arcydzieła. Bo nie jest to wyłącznie opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu do nowej sytuacji życiowej oraz nauce odpowiedzialności za siebie i innych. Film ten jest również wyraźną krytyką – nie pierwszą zresztą w karierze Miyazakiego – konsumpcyjnego społeczeństwa ślepo zapatrzonego w kapitalizm, kochającego pieniądze i odcinającego się od duchowości czy tradycji. Rodzice Chihiro zamieniają się w dwa tłuste knury po tym, jak bez opamiętania pożerają nieprzyzwoite ilości jedzenia nieprzeznaczonego dla nich – ojciec dziewczynki usprawiedliwia swoją zachłanność tym, że gdy właściciel restauracji wróci, on będzie miał w pogotowiu gotówkę i karty kredytowe. To chyba najbardziej wyrazista metafora oszalałego konsumpcjonizmu, ale nie jedyna.
Dowodów dostarcza także pojawienie się w łaźni Boga Bez Twarzy. Co prawda już wcześniej było widać, jak ważne dla zarządzającej przybytkiem Yubaby oraz jej podwładnych są zyski, nawet kosztem dobrostanu pracowników najniżej usytuowanych w kapitalistycznej hierarchii. Dopiero jednak przybycie tajemniczego bóstwa uwypukla ich żądzę pieniądza – gdy okazuje się, że Bóg Bez Twarzy dysponuje zdolnością tworzenia szczerego złota dosłownie znikąd, staje się on niekwestionowanym VIP-em. Personel łaźni urządza na jego cześć parady, żebrząc bez przyzwoitości choć o maleńki złoty kamyczek – cena za chciwość jest jednak wysoka. Bóg Bez Twarzy pożera bowiem kolejnych żądnych bogactwa sługusów, a jego gniew niszczy wszystko na swojej drodze, przy okazji pochłaniając właściwie cały zapas żywności łaźni.
Bóg Bez Twarzy jest też ciekawym przykładem tego, jak destrukcyjny wpływ może mieć złe otoczenie na jednostkę. Bo pomimo że w pewnej chwili pożera żywcem usługujących mu pracowników łaźni i stanowi ogromne zagrożenie, sam w sobie nie jest stworzeniem wrogim. Jest istotą bez twarzy, bez właściwości, podatną na to, co się dzieje wokół, oraz naśladującą innych. A gdy widzi, że do osiągnięcia korzyści niezbędne są pieniądze czy po prostu posiadanie pewnych rzeczy, robi to samo – w ekstremalnej skali. Znamienne są słowa Chihiro: „On jest zły tylko w łaźni”. Gdy Bóg Bez Twarzy zostaje zaś nakarmiony przez dziewczynkę oczyszczającym pierożkiem, a następnie trafia do domu Zeniby, dobrodusznej siostry bliźniaczki Yubaby, zaczyna zajmować się zadaniami pożytecznymi, uczącymi cierpliwości i pokory – robótkami ręcznymi.