SPECIAL OPS: LIONESS. Taylor Sheridan na pełnej [RECENZJA]
Yellowstone zrobił furorę. Jego spin offy – 1883 i 1923 – także zyskały wiernych widzów. Zachęcony sukcesem Taylor Sheridan coraz śmielej wypuszcza się na nowe wody. Na SkyShowtime dostępna jest już historia mafiosa po odsiadce z udziałem Sylvestra Stallone (Tulsa King) oraz nowość – SPECIAL OPS: Lioness.
Najlepsza z najlepszych
Lwica opowiada historię młodej żołnierki, rekrutowanej do operacji specjalnej przez jeszcze bardziej specjalną jednostkę antyterrorystyczną. Żeby było ładnie i poprawnie, jednostką dowodzi kobieta, nadzorowana przez jeszcze jedną kobietę, i wszystko zależy od tejże młodej rekrutowanej oraz jej relacji z córką celu nadrzędnego. Wiadomo, gdzie diabeł nie może…
Akcja otwiera się dość dramatycznie, poprzedniczka naszej bohaterki ginie, co głęboko porusza odpowiedzialną za akcję Joe (Zoe Saldaña). Aby uniknąć kolejnego niepowodzenia, tym razem do swojego zespołu dobiera dziewczynę, która podczas morderczego szkolenia osiąga najlepsze wyniki. Nie bez obaw o Cruz (Laysla De Oliveira) wysyła ją na misję szpiegowską, polecając jej zdobyć zaufanie i przyjaźń córki jednego z największych terrorystów na Bliskim Wschodzie – Aaliyah (Stephanie Nur).
Podobne:
Światem rządzi dolar
I to wszystko całkiem nieźle się zapowiada i równie nieźle jest zrealizowane. Sheridan umie w akcję, wie, jak utrzymać napięcie, i choć czasami scenariusz wiedzie go niebezpiecznie blisko podstępnych mielizn, potrafi tu i ówdzie wrzucić motyw, który zostawia widza z otwartymi ustami, a jednocześnie mocno daje do myślenia. Podczas gdy wątek Joe i jej ekipy to sprawny sensacyjniak, który ogląda się łatwo i przyjemnie, to wątek nadzoru nad operacją w wykonaniu Kaitlyn (niezawodna Nicole Kidman) i Bryona (Michael Kelly) to druga strona medalu: brudna polityka, która rzadko kiedy jest uczciwa w sensie pojmowania przeciętnego człowieka. To miejsce, w którym jednostka ludzka to tylko numer w kartotece, a najwyższą wartością jest pieniądz.
Nie można zarzucić Lwicy niedopracowania pod względem akcji, nie można uczepić się realizacji. Zarówno działania w terenie, jak i duszne sale konferencyjne, w których ważą się losy świata, oddane są w typowy, ale nadal bardzo dobry sposób. To wszystko ma klimat, wygląda na prawdziwe, działa. Co zatem nie działa?
Kobieta stereotypowa
Taylorowi Sheridanowi w paradę wchodzą tworzone przez niego postacie. Nie jest to pierwszy raz, kiedy zaobserwowałam, że kobiety w jego produkcjach są nie do zniesienia schematyczne. Tak, jakby twórca seriali nie potrafił się zatrzymać, stonować odrobinę swoich bohaterek, uwiarygodnić. Nie inaczej jest w Lwicy. Problem polega na tym, że tutaj kobiety stanowią większość. Przyjrzyjmy się im zatem. Na górze piramidki stoi Kaitlyn (Nicole Kidman). Jest kobietą wysoko sytuowaną w hierarchii służbowej, a zatem nie ma życia prywatnego. Jej małżeństwo istnieje wyłącznie na papierze, a okazjonalne spotkania z mężem ograniczają się do czysto biznesowej wymiany informacji. Nieco niżej mamy Joe (Zoe Saldaña), która działa operacyjnie, co oznacza, że jej małżeństwo przeżywa kryzys. Naturalnie na pokładzie jest przystojny małżonek w odpowiedniej randze cenionego lekarza, który bohatersko opiekuje się dwiema córkami. Bohatersko, acz nieskutecznie, ponieważ jest jasne, że matka działająca operacyjnie musi mieć problemy także z potomstwem. Mimo problemów, oczywiście, wszyscy się bardzo kochają, zapewniając się o tym średnio co pół odcinka wśród potoków łez. Na samym dole drabinki zaś znajduje się Cruz (Laysla De Oliveira), która jest od biegania i strzelania, nie myślenia. Jej wyjątkowo dobre wyniki szkolenia należało uzasadnić faktem, że doświadczała przemocy w toksycznym związku, bo przecież nie może być po prostu dobra. I aby uwolnić ją od okropnej zależności od mężczyzny, trzeba było natychmiast pchnąć jej przyjacielską relację z Aaliyah w przeciwnym od platonicznego kierunku.
Mocny, otwarty finał
Za dużo tego, zbyt schematycznie i zbyt momentami żenująco. Trzeba było odpuścić kompletnie wątek męża lekarza i ckliwe historie z potomstwem i już byłaby jaka taka równowaga. Czy to tak trudno uwierzyć, że kobieta potrafi i ma prawo godzić życie zawodowe z prywatnym bez takich histerii – niezależnie od tego, czy biega z bronią po pustyni, czy nabija godziny za biurkiem w korpo? Postać bohaterki można tworzyć inaczej, niż tylko osadzając ją w kontekście związku z mężczyzną, mniej lub bardziej nieudanego. Niestety, nie jest to mocna strona Taylora Sheridana i widać to w każdym z jego seriali, bez wyjątku.
Finałowy odcinek Special Ops: Lioness, najlepszy chyba z całej serii, to ewidentnie zakończenie otwarte. Chodzą słuchy, że jesienią tego roku doczekamy się drugiego sezonu. Pomimo tego, że w trakcie sezonu pierwszego nie raz i nie dwa czułam się, jakbym oglądała brazylijską nowelę, obejrzę kolejny. Kidman i Saldaña to bezsprzecznie przecież nazwiska, które gwarantują konkretny poziom, nawet jeśli powierzone im postacie są, delikatnie mówiąc, płytkie. Przymknąwszy jednak oko na te niedociągnięcia, widz otrzymuje solidną dawkę nieźle zrealizowanej akcji, a to wystarczy, żeby uniknąć rozczarowania.