SEKS, NARKOTYKI I PINK FLOYD. O „More” Barbeta Schroedera

Choć Schroedera wiązać należałoby raczej z rohmerowską szkołą opowiadania, formalnie More jest filmem bliższym ekspresyjnej gorączkowości Jeana-Luca Godarda niż melancholijnej powściągliwości twórcy Sześciu opowieści moralnych. Schroeder w dużej mierze opowiada obrazem, przywiązując dużą wagę do kompozycji kadrów, wyrażających ciągłe ambiwalentne napięcie erotyki i zagrożenia, którym przesycony jest film. Dominująca na Ibizie słoneczna, wakacyjna sceneria podkreśla początkową idylliczność wyprawy oraz romansu Stefana i Estelle, ale równocześnie, dzięki naturalnemu zastosowaniu żółci, dodaje nieustannie do ich relacji element zazdrości. Większość sekwencji jest też sfilmowana w zaskakująco chłodny, beznamiętny sposób, co z kolei podkreśla iluzoryczność wyzwolenia bohaterów i antyromantyczną rzeczywistość hippisowskiego snu.
Bardzo ważnym aspektem More jest warstwa muzyczna, za której przygotowanie odpowiadał zespół Pink Floyd, wtedy jeszcze niemający statusu światowej gwiazdy, ale za to związany z brytyjską sceną psychodeliczną, co wzmacniało na swój sposób siłę oddziaływania filmowej refleksji nad używkami. Choć album ze ścieżką dźwiękową do More nie należy do najpopularniejszych wydawnictw grupy, jest to bardzo oryginalna, dopasowana w warstwie tekstowej i emocjonalnej ilustracja dźwiękowa do filmu. Floydzi tworzyli poszczególne utwory pod konkretne sceny, ale nie brzmią one jak typowa muzyka ilustracyjna. Najciekawsze jest jednak to, w jaki sposób muzyka pojawia się w More, niemal nigdy nie dochodzi bowiem z offu, ale wtapia się w świat przedstawiony – to dobiegając z szafy grającej, to z nastawionego właśnie gramofonu. W ten sposób towarzyszące wydarzeniom piosenki są słyszane przez bohaterów i stanowią rodzaj błyskawicznego komentarza do rozgrywającej się akcji, co wzmacnia efekt ciążącego nad postaciami fatum, dostrzeganego przez otoczenie, ale nie przez nich.
Nie wszystko jednak w More jest tak pomysłowe i udane. Największą bolączką filmu są okropne dialogi, których momentami słucha się wręcz z fizycznym bólem. W tej sferze na jaw wychodzi ogólna słabość scenariusza, przygotowanego przez reżysera we współpracy z Paulem Gégauffem. O ile jeszcze fabularne klisze, gruba kreska, którą zarysowani są bohaterowie czy przesadne narracyjne skróty, bronią się wykorzystywaniem przez Schroedera kulturowych znanych tropów do dekonstrukcji hippisowskiego mitu, to wypowiadane przez bohaterów banały to po prostu wyraźny niedostatek obrazu, którego reżyser – trzeba otwarcie przyznać, że mniej uzdolniony od Rohmera czy Antonioniego – nie potrafił lub nie chciał bardziej zamaskować, przez co też uwypukla pozostałe mankamenty filmu, nieco zbyt ochoczo korzystającego z utartych schematów i cierpiącego przez kiepskie aktorstwo, poza dobrą kreacją Farmer. Trochę szkoda, że ktoś bardziej wprawny nie podpowiedział Szwajcarowi redukcji dialogów do niezbędnego minimum, bo przy przemyślanej warstwie wizualnej przyniosłoby to lepszy efekt.
Podobne wpisy
Zapewne More mogłoby być lepszym filmem. Ale też jest chyba dziełem niesłusznie zapomnianym, koncepcyjnie i formalnie ciekawszym niż niektóre późniejsze dokonania mistrzów Nowej Fali, z której wywrotowego etosu wyrasta i którą równocześnie na swój sposób przekracza. Do historii film Schroedera przejdzie zapewne głównie jako ciekawostka towarzysząca dorobkowi Pink Floyd i interesujący eksperyment znany garstce fanów kina francuskiego lat 60. Warto jednak po ten film sięgnąć nie tylko dla muzyki, ale też ze względu na bardzo udaną warstwę wizualną i ciekawy, mocno krytyczny, a pozbawiony moralizatorstwa głos na temat rozwiewania się marzeń i iluzji dzieci kwiatów. Najcenniejsze, co oferuje More, to frapująca, melancholijna aura rozczarowania romantyków, schwytanych w pułapkę iluzji wolności. Przy tym Schroederowi udało się przekazać gorzki smak zawodu życiowego w dobie obyczajowej swobody, poszukiwania własnego miejsca i buntu.