POSE. Recenzja najbardziej EKSTRAWAGANCKIEGO serialu na Netfliksie
W gruncie rzeczy jednak Pose stał się dla mnie serialem przede wszystkim o macierzyństwie. O silnych więzach rodzinnych niemających żadnego związku z krwią. To wokół Blanki krąży niezmiennie fabuła serialu; matki z powołania – zaangażowanej, skorej do poświęceń, czułej dla swoich dzieci, ale i surowej, kiedy trzeba. Matki, która dodatkowo całe życie musi walczyć o prawo do bycia kobietą. Blanka stała się dzięki temu najbardziej wiarygodną, wielowymiarową postacią serialu, głównie dlatego, że choć jest protagonistką serialu, zdarza jej się popełniać błędy. Jej słodko-gorzka historia, przede wszystkim o trudach samotnego rodzicielstwa z piętnem choroby i w poczuciu społecznej niechęci, najbardziej chwyta za serce. Nawet ja stworzyłam z tą bohaterką pewną matczyną więź.
Pose, choć porusza istotne, niełatwe tematy, trudno nazwać serialem wyjątkowo ambitnym. Być może wcale do tego miana nie pretendował. Twórcy z gracją i wyczuciem przeskakują z wątków dramatycznych do komediowych. Momentami pozwalają sobie na zbytnią banalność i ckliwość. Z czasem jednak serial przybiera formę sitcomu czy nawet telenoweli. Fabuła zaczyna krążyć wokół perypetii osobliwej rodziny związanej z osobą Blanki – dobrej duszy serialu. Z odcinka na odcinek fabuła ulega stopniowemu spłycaniu; nakierowana zostaje głównie na sentymentalizm i czułostkowość; brakuje jej nowych, świeżych wątków. Co ciekawe jednak, nie na długo się tym przejęłam. Bohaterów, szczególnie Praya i Electrę, granych przez zjawiskowych Billy’ego Portera i Dominique Jackson, polubiłam na tyle mocno, że serial wciąż oglądałam z niemałym zaciekawieniem. Co więcej, doszłam do niezwykle istotnego wniosku, że w moim życiu brakuje serialu komediowego o złośliwych transseksualistkach, które piętnują w swój arcywyrafinowany sposób, kogo tylko się da (nie obrażę się za taki spin-off). Serial zapracował sobie na sympatię widzów już od pierwszych odcinków i nawet małe postrzępienia fabularne nie potrafiły tego zepsuć. Odezwały się moje pierwotne serialowe instynkty. Dałam się wciągnąć w ten melodramatyczny rollercoaster emocji i przywiązań i było mi z tym wyjątkowo dobrze.
Końcówka drugiego sezonu potrafi wycisnąć łzy z oczu. W finale uzmysłowiłam sobie, że jest tak, ponieważ to ostateczne pożegnanie z bohaterami. Miałam do czynienia z wyrafinowanym, wyjątkowo subtelnym zakończeniem serialu, które zręcznie spięło fabułę klamrą. Poczułam wzruszenie i radość, że kończy się to w taki słodko-gorzki sposób, a moje nadzieje na 3 sezon szybko i bezboleśnie odeszły w zapomnienie. Pose to przyjemnie angażujący, wartościowy, momentami bosko broadwayowski serial, który zakończył się dokładnie tam, gdzie powinien i jak powinien się zakończyć. Miejmy nadzieję, że tak zostanie. Niemniej czekam na więcej takich odważnych produkcji.