search
REKLAMA
Recenzje

POJEDYNEK W CORRALU O.K.

Tomasz Raczkowski

12 stycznia 2019

REKLAMA

Specyficzny dialog między Wyattem a „Dokiem” ustanowiony zostaje w otwarciu, gdy legendarny już szeryf Earp jest świadkiem jednego z osławionych ekscesów Hollidaya. W Pojedynku… raz po raz cechy jednego będą wspomagać w kryzysowej sytuacji drugiego – wykraczające poza prawne regułki poczucie sprawiedliwości Earpa uratuje skórę „Docowi”, który odwdzięczać się będzie nutą improwizacji i brawury, przechylającą szalę na korzyść Earpa w sytuacjach kryzysowych. Skontrastowani Earp i Holliday okazują się więc doskonałym duetem, pomimo przeciwności łączonym przez wspólne wartości honoru i sprawiedliwości. Obaj starają się pozostać wierni własnemu sumieniu i wartościom, co nie jest łatwe w świecie zdominowanym przez występek, arogancję i korupcję. Właśnie to zmaganie z realiami buduje pomiędzy nimi analogię, stanowiącą podstawę przyjaźni. To porozumienie jest równocześnie istotą filmu, spinającego w pewien sposób w jedną całość dualizm Dzikiego Zachodu, którego etos zawieszony jest pomiędzy dążeniem do społecznego porządku hołdującego tradycyjnym wartościom a awanturniczym szelmostwem.

Oczywiście jednak Pojedynek w Corralu O.K. nie oferuje jedynie sprawnie rozpisanej opowieści o konfrontacji typów osobowości, łącząc ten walor z cechami rasowego westernowego kanonu. Kolejne etapy relacji Earpa i Hollidaya wyznaczane są przez epizody, w których ścierają się oni (słownie lub fizycznie) z mniej moralnymi przedstawicielami Dzikiego Zachodu. Są to znakomicie skonstruowane, narracyjnie angażujące i budujące napięcie sekwencje, rozplanowane zgrabnie po całym filmie, przez co nadają opowieści dynamizm. Każdy fragment Pojedynku… cechuje się świetną dramaturgią, która czyni seans bardzo płynnym i przyjemnym. W balansie między całością opowieści a siłą jej detalu widać kunszt reżyserski. Sturgesowi wystarczy oszczędna sceneria saloonu i ledwie zasygnalizowany punkt zaczepienia pomiędzy kilkoma osobami – westernowa klisza – by zawładnąć uwagą widza i przekazać mu bez zbędnych fajerwerków buzującą w całej sytuacji tłumioną agresję i niepokój.

W osiągnięciu takiego efektu duża jest zasługa Warrena Lowa, który zresztą za Pojedynek… otrzymał nominację do Oscara za najlepszy montaż. Płynny i dynamiczny, spaja wszystkie elementy filmu w przekonującą całość, wyważoną pomiędzy akcją a dramatem i przepełnioną antycypacją finalnego koncertu na osiem luf. Low odpowiada też za doskonałe wrażenie wywoływane przez strzelaninę w tytułowym Corralu. Proste, ale efektowne starcie stanowi godne zwieńczenie całego filmu, dając ujście kumulowanej gatunkowej energii, której erupcja oczyszcza i puentuje budowaną skrupulatnie fabularną układankę. Jest to też moment całkowitego zjednoczenia Earpa i Hollidaya, którzy w momencie walki porzucają swoje maski, koncentrując się na fizycznej, brutalnej walce ze złem. Cała dynamika relacji między nimi, między prawem a bezprawiem, moralnością a zawadiactwem, harmonią i przemocą – w tej jednej bezbłędnej sekwencji znajduje swoje rozwiązanie, ujawniając istotę świata Dzikiego Zachodu i rdzeń westernu jako gatunku. Wszystkie bowiem konflikty postaw, tożsamości i poczucia obowiązku ulegają zatarciu, sprowadzając się do pozbawionej skrupułów konfrontacji strzelców. Wiedział o tym Sam Peckinpah, tworząc nieco później pamiętne balety przemocy; wiedział i Sturges, który wraz z Lowem w innej, mniej szokującej i bardziej subtelnej konwencji po mistrzowsku wkomponował w swój film twardą walkę rewolwerowców – kwintesencję westernowej ikonografii.

W efekcie Pojedynek w Corralu O.K. jest wzorcowym przykładem westernu nakręconego w klasyczny sposób, zapewniający wysokiej jakości rozrywkę przy jednoczesnym oddaniu ducha świata przedstawionego. Choć w filmografii Johna Sturgesa pod względem popularności i kultowego statusu Pojedynek… ustępuje o trzy lata późniejszym Siedmiu wspaniałym, jest on jednym z najlepszych dokonań tego reżysera, bez wątpienia stanowiącym jeden z klasyków gatunku, wyznaczających jego tożsamość i stanowiących punkt odniesienia dla innych filmów. Ta adaptacja losów Wyatta Earpa i „Doca” Hollidaya zawiera bowiem wszystko, co powinien zawierać jakościowy film o Dzikim Zachodzie – ciekawie zestawionych, wiarygodnych bohaterów zagranych przez doborową obsadę, przejrzystą i dynamiczną narrację oraz mieszankę wyrazistej akcji z kompleksowym przedstawieniem sytuacji. Nie ukrywam, że Pojedynek w Corralu O.K. to jeden z pierwszych westernów, jakie (świadomie) widziałem, i należy do moich ulubionych filmów tego gatunku, dziełem, które znam niemalże na pamięć. Ale sentyment nie jest jedynym powodem mojego uczucia do obrazu Johna Sturgesa, który za każdym kolejnym odświeżeniem broni się w jednakowy sposób i który już kilka razy odkrywałem na nowo.

W momencie premiery film zyskał duże uznanie, zdobywając dwie nominacje do Oscara (oprócz wspomnianej dla Warrena Lowa pojawiła się też nominacja za dźwięk dla George’a Duttona). Do kanonu przeszła też ballada Dimitriego Tiomkina napisana na potrzeby filmu, dopełniająca wdzięku filmu Sturgesa. Na koniec warto wspomnieć, że reżyser zdawał się nie mieć poczucia wyczerpania tematu Wyatta Earpa i jego towarzyszy, ponieważ dekadę później nakręcił mniej głośną – acz również udaną – Godzinę ognia z Jamesem Garnerem i Jasonem Robardsem w rolach głównych. Ten swoisty sequel rozpoczyna się słynną strzelaniną, by następnie skoncentrować na jej skutkach (czym w geście oddania większej niż w 1957 roku sprawiedliwości faktom historycznym reżyser podważył poniekąd epilog Pojedynku…). Taka autopolemika nie podważa jednak wartości Pojedynku w Corralu O.K., ale wskazuje raczej na potencjał drzemiący nieprzerwanie w adaptowanej przez Sturgesa historii, która sprowokowała go do dwukrotnego zmierzenia się z nią. O potencjale tym decyduje mnogość niuansów dotykających fundamentów mitu Dzikiego Zachodu i tożsamości westernu, który to walor wyraźnie widoczny jest w znakomicie nakręconym Pojedynku w Corralu O.K. – broniącym się zarówno autonomicznie, jak i w szerszym kontekście.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, czarnego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA