search
REKLAMA
Recenzje

PADDINGTON W PERU. Droga do El Marmolado [RECENZJA]

Wciąż jest zabawnie i emocjonalnie, komputerowo wygenerowany miś jest uroczy, a towarzyszący mu aktorzy pierwszorzędni.

Janek Brzozowski

16 listopada 2024

REKLAMA

Paddington w Peru rozpoczyna się od dokładnie tego samego wydarzenia, które otwierało Paddingtona 2. Podczas próby zerwania dorodnej pomarańczy mały niedźwiadek wpada do wody i zostaje porwany przez rwący nurt Amazonki. Gdy zbliża się do wodospadu i już wydaje się, że jego los jest przypieczętowany, z rzeki wyciągają go dwa stare niedźwiedzie – Lucy i Pastuzo. Różnica jest taka, że tym razem przebieg zdarzeń śledzimy nie z perspektywy Lucy i Pastuzo, ale Paddingtona. Twórcy wysyłają nam w ten sposób bardzo czytelny sygnał: dostaniecie to samo, a jednocześnie coś innego.

Od premiery poprzedniej części Paddingtona – jednego z najwybitniejszych osiągnięć kina familijnego wszech czasów – minęło 7 lat. Sporo się od tego czasu zmieniło. Przede wszystkim – Wielka Brytania opuściła Unię Europejską. Paddinton w Peru nie komentuje co prawda tego wydarzenia wprost, ale pozostaje filmem silnie i otwarcie zaangażowanym po stronie imigrantów. Na plan pierwszy wysunięte zostają zagraniczne korzenie brytyjskiego niedźwiadka. Podróż do Peru to dla Paddingtona podróż do krainy dzieciństwa. Oczywiście, w pierwszej kolejności chodzi o odnalezienie zaginionej cioci Lucy. Przy okazji można też jednak poznać lepiej samego siebie – poprzez miejsce, z którego się pochodzi.

Bohater stworzony prawie 70 lat temu przez Michaela Bonda funkcjonuje tu jako jednoosobowy tygiel kulturowy. Ścierają się w nim dwie siły: DNA Peruwiańczyka i wychowanie Brytyjczyka. Wewnętrzna walka otrzymuje swoją wizualną reprezentację – Paddingtona nawiedzają tajemnicze wizje, pełne inkaskiej ikonografii. Przemawiają do niego przedmioty z kraju przodków: lokalne posążki, bransoletki, ruiny. Jednocześnie najważniejszym atrybutem, jaki niedźwiadek dźwiga ze sobą przez całą wyprawę – poza zapasem kanapek z marmoladą – jest parasol, wykorzystywany kolejno jako łódź, spadochron oraz broń biała. Trudno o bardziej brytyjski gadżet. Paddington w Peru jawnie afirmuje proces przenikania się kultur, przedstawiając go jako doświadczenie ubogacające jednostkę, niegroźne dla jej integralności. Dość powiedzieć, że w sekwencji po napisach główny bohater zaprasza do Londynu swoich peruwiańskich krewnych – wszyscy razem zwiedzają stolicę Anglii, obładowani pamiątkami z napisem „I Love London”.

Największą siłę Paddington w Peru czerpie jednak, podobnie jak poprzednie części serii, z pokładów slapstickowego humoru. Czystej radochy dostarcza chociażby sekwencja, w której Paddington próbuje zapanować nad płynącym na oślep statkiem. Misiek zaplątuje się w kabel od interkomu, ucieka przed toczącym się za nim pianinem, w końcu utyka, zaklinowany w kole sterowym. Paddington jest wówczas niczym Charlie Chaplin albo Buster Keaton – uroczy, a jednocześnie zabawny w swej wrodzonej niezdarności. W jednym z najlepszych gagów twórcy Paddingtona w Peru nawiązują zresztą do wyczynu drugiego z komików, odtwarzając słynne ujęcie z Marynarza Słodkich Wód (to, w którym na bohatera zawala się ściana budynku). Mało brakowało, a Keaton przypłaciłby jego realizację życiem – cyfrowemu Paddingtonowi, całe szczęście, nic nie grozi.

Nad seansem Paddingtona w Peru unosi się widmo zmiany osobowej i nie chodzi mi w tym momencie o przedziwne, niczym nieuzasadnione zastąpienie Sally Hawkins przez Emily Mortimer. Za sterami serii nie stoi już Paul King (bodaj najbardziej utalentowany reżyser kina familijnego na świecie), który związał się bliżej z wytwórnią Warner Brothers i pracuje obecnie nad kontynuacją Wonki. Reżyserię przejął po nim debiutant, Dougal Wilson, do tej pory święcący triumfy przede wszystkim na polu reklam i klipów muzycznych. Taka zmiana musiała odbić się na jakości filmu. Wilson objawia się w trzeciej części Paddingtona jako reżyser kompetentny, ale pozbawiony wizualnej wyobraźni i narracyjnej sprawności swojego poprzednika. Brak tu więc wymyślnych kadrów nawiązujących do poetyki filmów Wesa Andersona, trochę mniej też absurdalnego humoru, za który wszyscy – zarówno starsi, jak i młodsi – pokochaliśmy Paddingtona 2.

Kiedy myślę o filmie Kinga z 2017 roku, to od razu przypominam sobie scenę z Niewyobrażalnego ciężaru wielkiego talentu. Nicolas Cage próbuje wydusić z Pedro Pascala listę jego ulubionych filmów wszech czasów. Przed wymieniem trzeciego tytułu bohater robi dłuższą przerwę, w końcu wyrzuca z siebie: Paddington 2. Cage najpierw reaguje niedowierzaniem, a zaraz później rozbawieniem. „Nie chcę wyjść na snoba, ale Gabinet doktora Caligari a Paddington 2? Co te filmy mają ze sobą wspólnego?”. „Paddington 2 sprawił, że chciałem stać się lepszym człowiekiem” – odpowiada ze śmiertelną powagą gangster grany przez Pascala. Po cięciu widzimy, jak bohater Cage’a nie potrafi powstrzymać płaczu, oglądając zakończenie (arcy)dzieła Kinga.

Przy odrobinie dobrych chęci na Paddingtonie w Peru również można uronić łezkę, zwłaszcza podczas autentycznie poruszającego, choć lekko rozciągniętego finału. Wciąż jest zabawnie i emocjonalnie, komputerowo wygenerowany miś jest uroczy, a towarzyszący mu aktorzy pierwszorzędni (Antonio Banderas, Olivia Colman). Na żadnej liście ulubionych filmów wszech czasów Paddington w Peru jednak się nie znajdzie. Tak jak dobrze wychowany młodzieniec: zawsze będzie ustępować miejsca starszemu krewniakowi.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA