search
REKLAMA
Recenzje

WONKA. W pogoni za wyobraźnią [RECENZJA]

Nowy aktor, nowa historia, ta sama przepyszna rozrywka.

Mary Kosiarz

11 grudnia 2023

REKLAMA

Wszystko, co dobre na tym świecie, zaczyna się od marzenia. Willy Wonka ma ich ze sobą całą masę i nie zawaha się poruszyć nieba i ziemi, by je spełnić. Wątły, niepozorny, chowający głowę w chmurach wynalazca w zabawnym cylindrze i burgundowym płaszczu stawia czoła rzeczywistości, w której ludzie zapomnieli już, czym jest śmiech, dobra zabawa i wzajemna życzliwość. Podróżujący po całym świecie cukiernik, który w końcu wierzy, że znalazł swoje miejsce na ziemi, pragnie nie tylko obdarować ich nieziemsko apetyczną czekoladą, lecz przede wszystkim zachęcić do podążania za wyobraźnią, szerzenia miłości i dodawania do swojego codziennego menu szczyptę optymizmu, garść uśmiechów i fiolkę płynnego szczęścia. Wonka powraca – w zupełnie nowym wydaniu, w zupełnie nowym aktorskim wcieleniu i z nieco innym przesłanie, niż w wersji Tima Burtona i Mela Stuarta. Czym tym razem zaskoczy nas właściciel najsłynniejszej na świecie fabryki czekolady?

Baśniowa sceneria i musicalowy klimat łączą się już w pierwszych minutach produkcji, porywając nas do wspólnego śpiewania i tańca, zapraszając do niezwykłej krainy wyobraźni i magii, w której królem i dyrygentem jest nie kto inny, jak zawodowy marzyciel: Willy Wonka (Timothée Chalamet). Z charyzmatycznym uśmiechem, trzymając w ręku jedynie niewielki bagaż, ląduje w miejscowości, w której zamierza rozwijać swój cukierniczy talent. Motywowany wspomnieniami o ukochanej zmarłej mamie postanawia na jej cześć otworzyć największy sklep z wyrobami czekoladowymi, jaki widział świat. Nie wszystko jest jednak tak słodkie i łatwe, jakie wydaje się w jego lekkodusznych założeniach. Na jego drodze stoi kartel czekoladowy, na który składa się trójka lokalnych przedsiębiorców, którzy dopuszczają się niemałych finansowych przekrętów i trzymają w ryzach całą miejscową policję – wszystko po to, by młody aspirujący cukiernik Wonka nie podebrał im klientów. Zaczynamy więc nierówną walkę o status i pozycję w branży, w której Wonkę uratować może jedynie jego autentyczność, odwaga i konsekwencja w realizacji planów. W międzyczasie młody wynalazca zatrzymuje się w nie dość powiedzieć podejrzanym pensjonacie, prowadzonym przez odstręczającą Panią Skrobicz (Olivia Colman) i jej biznesowego partnera Bielarza (Tom Davis). Tam Willy poznaje młodą Nitkę (Calah Lane), która podobnie jak on pada ofiarą oszustwa właścicieli i jest zmuszona wykonywać dla nich bezterminowo nieodpłatne prace. Wspólnie łączą siły i próbują jednocześnie wydostać się z ukrycia, powstrzymać lokalnych krętaczy oraz sprawić, by receptury Wonki stały się najbardziej pożądanym towarem w mieście.

Przez długi czas burzliwie dyskutowaliśmy nad tym, czy nowy Wonka jest w ogóle potrzebny, czy wniesie cokolwiek nowego do historii inspirowanej powieścią Roalda Dahla, czy uda się jeszcze przebić fenomen Johnny’ego Deppa i Gene’a Wildera. Cóż, Timothée Chalamet zdaje się nawet nie próbować konkurować z legendami, które poprzedziły jego występ, lecz tworzy zupełnie nową, awangardową postać, w której próżno doszukiwać się podobieństw z wymienionymi przed chwilą odtwórcami. Jego Willy jest szalonym, pozytywnie zakręconym młodzieńcem, który wciąż szuka swojego miejsca na ziemi, karmi się nadzieją i dodaje otuchy zarówno swoim ekranowym przyjaciołom, jak i tym, którzy go na tym ekranie obserwują. Film Paula Kinga to całkiem inny kaliber niż Willy Wonka i fabryka czekolady czy Charlie i fabryka czekolady, które słynnego cukiernika-magika ukazywały jako ekscentrycznego, nieprzewidywalnego osobnika. Wonka to film nasycony pozytywną energią, roztańczony i niosący mnóstwo uniwersalnych morałów, które poruszą serca zarówno tych najmłodszych, jak i dobrze znających poprzednie wersje tej opowieści odbiorców.

Trudno doszukać się w akcji promocyjnej filmu informacji o tym, że jest to, prawdę mówiąc, musical z krwi i kości – po raz pierwszy mamy okazję ocenić umiejętności wokalne Chalameta, i trzeba przyznać: jego śpiewający Willy urzeka i zalewa ekran słodkością. Tego samego nie powiemy jednak o większości drugoplanowych postaci – rolę mrocznego Wonki z poprzednich części przejmuje tu m.in. mściwa Pani Skrobicz czy członkowie czekoladowego kartelu, którzy robią wszystko, by na każdym kroku podsuwać przybyszowi kłody pod nogi. Można by wytknąć w tym momencie filmowi powtarzalność, schematyczność w zestawieniu z innymi skierowanymi do podobnego grona odbiorców dziełami, jednak magia nowego Wonki polega właśnie na tej niewinności, lekkości filmu, będącego idealnie dopasowanym plasterkiem na małe i duże zmartwienia. Ścieżka dźwiękowa Neila Hannona i Joby’ego Talbota nie musi być wcale przełomowa i niezwykle oryginalna, by na stałe zadomowiła się w waszej głowie po wyjściu z kina. Wszyscy oczekiwaliśmy również powrotu słynnego utworu Pure Imagination, z którego Gene Wilder stworzył prawdziwy musicalowy hit – słuchając wersji Chalameta, wzruszycie się na nim podobnie, a może i jeszcze mocniej niż poprzednio. Warstwa muzyczna perfekcyjnie komponuje się tu bowiem z niebanalną scenografią czy fikuśnymi kostiumami, które nadają postaciom kolorytu i charyzmy, tworząc z Wonki musical na miarę klasyków gatunku, idealny dla was i waszych pociech, będący symbolicznym rozwinięciem życiorysu czekoladowego wynalazcy.

Czy Wonka otworzy przed wami całe mnóstwo nieznanych dotychczas faktów z życia Willy’ego i rozwinie motywy pominięte bądź jedynie krótko wspomniane w dwóch poprzednich filmach? Zdecydowanie nie, i ma to po części swoje zalety. To nowy rozdział w historii cukiernika, który tym razem zamiast złowieszczego uśmiechu nosi w sobie pokłady humoru, jest niekiedy niezdarny, wciąż dziecinnie naiwny i daleko mu do twardego stąpania po ziemi. Właśnie dlatego jego dusza idealnie współgra z musicalowymi wymaganiami, a Chalamet (nie bez powodu określany jako nowy hollywoodzki James Dean) był wręcz stworzony do tego, by się w tę postać wcielić. Wonka nie zawodzi, spełnia funkcję pociesznego świątecznego, a jednocześnie niezwiązanego ze świętami filmu familijnego, w którym ciepło i czary toczą walkę z pazernością i oszustwami, a dobre uczynki nagradzane są – jakże by inaczej – spełnieniem największych marzeń bohaterów. Patrząc wstecz i biorąc pod uwagę fenomen, jaki do dziś otacza dzieła Burtona i Stuarta, Wonka nie jest filmem, który oryginalnością i przełomowością mógłby z nimi konkurować. To raczej przyjemny, nieskomplikowany w odbiorze dodatek do waszych ulubionych historii, który mimo wszystko otuli was niczym ciepły koc w mroźne popołudnie i osłodzi ponurą zimową scenerię odrobiną magii, pokaźną dawką humoru i kilkoma uniwersalnymi lekcjami, jakie Willy wynosi ze swoich nowych przygód.

Aby przednio bawić się na nowym Wonce, nie musicie wcale szczegółowo znać poprzednich filmów – dzieło Paula Kinga broni się samo. To film, który się czuje, przy którym nogi same porywają się do tańca, a serce rozgrzewa bijąca z ekranu czasem może i zbyt beztroska, niemniej jednak pocieszna i w pełni tego słowa znaczeniu rozrywkowa atmosfera. Czy tak szeroko zakrojony marketing rzeczywiście ma co promować? Zdecydowanie tak, Wonka z pewnością wpisze się w ranking produkcji, które w okresie świątecznym (i nie tylko) zwyczajnie trzeba zobaczyć. Wszystko, czego oczekujemy od kina familijnego, znajdziecie właśnie tutaj.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA