OSTRE SIATKARKI. Jak bezgłowy kurczak
Francuzi (Belgowie chyba też) mają – delikatnie rzecz ujmując – dość specyficzne poczucie humoru. Pierdzenie, sikanie, prostackie słownictwo, wulgarne drwiny czy rzucanie zwierzętami to elementy, z których często korzysta się we francuskich komediach. Ostre siatkarki stosują wszystkie te chwyty i dodają do nich jeszcze elementy kina gore oraz narratora – minstrela burzącego tzw. czwartą ścianę. A ja jestem już chyba za stary na takie żarty.
Podobnewpisy
Ostre siatkarki to ten rodzaj kina, który emituje się na niektórych festiwalach filmowych bardzo późnym wieczorem, żeby widzowie mogli się zupełnie rozluźnić i po prostu dobrze bawić po całodniowych, poważnych seansach. Tworzenie tego typu kina nie jest jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać i jak wydaje się Olivierowi Afonso. Wszystko jednak wskazywało na to, że kto jak kto, ale Afonso, czyli uzdolniony dyrektor artystyczny i choreograf, pracujący przy takich obrazach jak Mięso (2016) czy Motyl i skafander (2007), powinien sobie bez większych problemów z tym poradzić. Tymczasem horror komediowy, na którego reżyserię się porwał, ani nie straszy, ani nie śmieszy. Ktoś powie, że od produkcji pod tytułem Ostre siatkarki nie powinienem oczekiwać niczego więcej niż niewybrednych żartów, hektolitrów krwi oraz odrobiny miękkiej pornografii i być może miałby rację, gdyby film Oliviera Afonso nie był przy tym zupełnie pozbawiony smaku, jak również jakiejkolwiek golizny.
Cała fabuła Ostrych siatkarek zostaje widzom właściwie streszczona w pierwszej scenie filmu za sprawą utworu kowboja-trubadura (francuski raper Orelsan), który po zupełnie nietrafionym porównaniu siatkówki do tenisa [„sport podobny, ale rakietami są dłonie” (sic!)] oznajmia, że nie każda zawodniczka drużyny Sokołów dożyje końca historii. Następnie poznajemy dziewczyny i ich trenera, którzy – jak na pastisz horroru przystało – reprezentują zupełnie odmienne charaktery i osobowości. Po odniesieniu chyba znaczącego zwycięstwa Sokoły wracają do domu kamperem. Ten jednak psuje się gdzieś w lesie, co zapoczątkowuje prawdziwy koszmar. Drużynę zaczyna ścigać banda krwiożerczych lokalnych dziwolągów.
W czym powinna tkwić siła tak zarysowanego obrazu? Jeśli Ostre siatkarki miały być pastiszem, to jest to rzecz za mało inteligentna. Jeśli film miał traktować o sile kobiet, to dlaczego Afonso nie uwypukla choć trochę bardziej ich historii, tylko przedstawia je stereotypowo? Jeśli produkcja miała przede wszystkim szokować i bawić widza obrazami gore, to dlaczego CGI wygląda tak tandetnie i mało efektownie (poza scenami odstrzelenia ręki i dziury w brzuchu)? Jeśli natomiast dzięki scenom gore dzieło miało być zabawne, to… no dobra, może dla Francuzów, odbiorcy po trzecim browarku lub młodszej widowni gustującej w kloacznym humorze jest.
Ostrymi siatkarkami rządzą jednak chaos i przypadek polane krwią o konsystencji i kolorze rozcieńczonego soku malinowego, który wydaje się smakować jedynie reżyserowi i Denisowi Lavantowi (Tak, to ten Denis Lavant), wcielającemu się w przywódcę łowców z upodobaniem do lizania przedmiotów. OK, pod względem aktorskim naprawdę nie można filmowi wiele zarzucić. Problemem są natomiast źle napisane postaci, których motywacje i pragnienia są ledwie naszkicowane. Niewystarczające rozwinięcie głównych bohaterów powoduje, że widzowi jest właściwie obojętne, czy dziewczyny i trener wygrają walkę o życie, czy nie, bo kogo tu tak naprawdę mogłoby być nam żal: pyskatej, samolubnej laleczki (Manon Azem), nieźle serwującej okularnicy (Louise Blachère), naiwnej gwiazdy zespołu (Tiphaine Daviot), lesbijskiej pary (Margot Dufrene i Dany Verissimo-Petit), tchórzliwego coacha (Victor Artus Solaro)? Ze względu na brak możliwości sympatyzowania z jakąkolwiek postacią wydaje się, że film skacze po wątkach. Wobec powyższego historia bohatera, który uciekł gdzieś w połowie filmu, przywoływana jest pod jego koniec, aby ów bohater w niewiadomy sposób pojawił się w efektownym, ale nie efektywnym finale opowieści. Umowne są również dobór i liczba broni, którą posługują się siatkarki. Na przykład w jednej ze scen walczą przy pomocy piłek do siatkówki, które musiałyby być chyba wypełnione ołowiem, aby siać takie spustoszenie wśród dziwaków z lasu.
Ostre siatkarki Oliviera Afonso to film zły i niedopracowany, którego jedna ze scen przypomina mi okropną historię bezgłowego kurczaka Mike’a. Ten pięcioipółmiesięczny kogut żył jeszcze osiemnaście miesięcy po nieudolnej próbie odcięcia mu łba przez farmera ze stanu Kolorado. Obawiam się, że podobnie będzie z obrazem Afonso, który tak jak kurczak Mike przetrwa w świadomości widzów jeszcze przez pewien krótki czas, zamiast od razu skończyć swoją egzystencję i stracić popularność.