OSTATNI MOHIKANIN. W poszukiwaniu zaginionego świata
Jeden z finałowych fragmentów utworu stanowi sekwencja ostatecznej konfrontacji stojących po przeciwnych stronach barykady bohaterów. Z tak tradycyjnego, rzekłbyś, obowiązkowego punktu fabuły udaje się autorom dzieła stworzyć jedną z bardziej niezwykłych scen współczesnego kina. Tak, jest tu walka, jest szczęk broni, rozlew krwi; jest jednak także miejsce na kilka prawdziwych dramatów, na ilustrację dźwiękową emanującą nie grozą czy patosem, lecz liryzmem i tęsknotą. Efektem jest fragment filmu emanujący wręcz hipnotyczną siłą, stanowiący lepsze jego zwieńczenie, niż można by to sobie wymarzyć.
Ostatni Mohikanin wyreżyserowany został przez Michaela Manna, którego śmiało można określić mianem jednego z najważniejszych amerykańskich twórców ostatniego ćwierćwiecza. Mann to szczególny reżyser: odnajduje głębszą duchowość i emocjonalność pośród teoretycznie tradycyjnej dla kina sensacyjnego i przygodowego fabuły, dostrzega cechy głęboko ludzkie w postaciach, w których inni widzą jednowymiarowych protagonistów i antagonistów. Ostatni Mohikanin to prawdopodobnie najpiękniejszy i najsubtelniejszy z jego filmów; w trzy lata po nim nazwisko artysty jeszcze mocniej rozsławiła Gorączka, która okazała się jednym z największych artystycznych i komercyjnych sukcesów kina lat dziewięćdziesiątych. Przyniosła nie tylko niezapomniany duet aktorski Ala Pacino i Roberta De Niro oraz rzadko spotykany w kinie akcji realizm; film ten wyniósł reprezentowany przez siebie gatunek na zupełnie nowy poziom, łącząc wartką akcję i inteligentnie napisany scenariusz z refleksyjnymi i poetyckimi niemal tendencjami. Późniejsze obrazy, takie jak Informator czy Zakładnik, jedynie ugruntowały jego i tak już wysoką artystyczną pozycję. W swoich filmach wykazuje on nie tylko ponadprzeciętne zrozumienie specyfiki swoich bohaterów i konfliktów, które stają się ich udziałem; jego wielkim talentem jest również umiejętność oddania charakteru miejsca akcji, jego klimatu, jego duszy, niezależnie od tego, czy portretuje dziewiczą puszczę, czy też supernowoczesną metropolię.
Podobne wpisy
Wraz z Ostatnim Mohikaninem na początku lat 90. na ekranach amerykańskich kin pojawiły się dwa inne znaczące tytuły, próbujące dokonać rozliczenia z burzliwą przeszłością kontynentu na własny sposób. Obsypany Oscarami Tańczący z wilkami Kevina Costnera portretuje białego mężczyznę, dla którego odchodząca do przeszłości kultura Indian z plemienia Dakotów staje się wybawieniem i upragnioną ucieczką od zachodniej cywilizacji, w której nigdy nie odnalazł szczęścia. O wiele mniej znany obraz Czarna suknia Bruce’a Beresforda zaś to wizja bardziej bezkompromisowa i brutalna od dwóch pozostałych, próbująca w realistyczny sposób przedstawić niełatwą konfrontację kultury chrześcijańskiej z tradycyjną religijnością Indian, podczas pierwszego w historii spotkania owych dwóch rzeczywistości. Film Michaela Manna to bodaj najbardziej poetycki z tych utworów, najsilniej przywołujący tęsknotę za światem wyniszczonej kultury, światem bezpowrotnie utraconym.
Ostatni Mohikanin to niezwykle udany melodramat i film przygodowy, tak, ale i znacznie więcej niż to. W ramach gatunkowych konwencji stara się on bowiem – i udaje mu się to – przywoływać podziw dla cywilizacji, która w harmonii z naturą, w poszanowaniu dla własnej duchowości przetrwała wieki. Czy ukazana tu wizja zaginionego świata jest romantyczna i wyidealizowana? Zapewne w dużej mierze tak; jedną z najważniejszych cech sztuki nie jest jednak doskonałe odwzorowywanie rzeczywistości (choć może spełniać udanie i taką rolę), lecz odnalezienie drogi do naszych myśli i uczuć. I filmowi Manna się to udaje; udaje mu się przywołać osobliwą tęsknotę za światem, którego nie znamy i nie poznamy już nigdy, lecz było w nim coś, co było kiedyś i w nas. Ostatni Mohikanin nie pozostawia wątpliwości, że to coś już odeszło, pozostawia nas jednak z pytaniem o to, czy kiedyś mogłoby zostać powołane do życia jeszcze raz.
korekta: Kornelia Farynowska