search
REKLAMA
Archiwum

ODLOT. Sympatyczna historia bez magicznej iskry

Andrzej Wiśniewski

10 marca 2021

REKLAMA

Jednym z mankamentów Odlotu jest fakt powolnego wypalania się formuły, swoistego zmęczenia materiału. Jak wspomniałem wcześniej, Pixar ma swój tajemniczy przepis na znakomitą animację. Po seansie jednak mam wrażenie, że przepis ten zaczyna się zwyczajnie przejadać. Proszę mnie źle nie zrozumieć – Odlot to świetne kino rodzinne, wspaniała animacja i świetna opowieść. Ale mam wrażenie, że to już było. Że czas na jakąś zmianę. Że Pixar powinien odświeżyć formułę, i skupić się mocniej na rozbudowaniu scenariusza i dramatyzmu, ponieważ niedługo okaże się, że pazłotka i świecidełka animacji albo efektów 3D to będzie za mało, żeby utrzymać tak wysoko zawieszoną poprzeczkę. Sama jakość wizualna i techniczny perfekcjonizm nie wystarczy, a przecież szkoda byłoby, gdyby wartość marki Pixar, tak skrupulatnie i z miłością szlifowanej, poszła nagle w dół. Przesłanie jest proste i wyraźne: marzenia pomogą nam przenosić góry. Miłość, przyjaźń i dążenie za wszelką cenę do spełnienia marzeń – ani to dokrywcze, ani fascynujące. Poza znakomitym otwarciem, dotykającym poważnych tematów, reszta filmu charakteryzuje się dość prostym morałem. O ile przesłanie to świetnie sprawdzało się w świecie żyjących plastikowych zabawek, czy fabryce do straszenia dzieci – w rzeczywistym,”ludzkim” świecie zdaje się zbyt banalne.

Nietaktem byłoby oczywiście pominąć kwestię trzeciego wymiaru. Muszę jednakże zwrócić tutaj uwagę, że paradnie nazwane RealD 3D, w którym wyświetlany jest film (w niektórych kinach), to nie zwykły chwyt marketingowy i wydumane słownictwo rodem z obudowy sprzętu Sony. RealD 3D, w odróżnieniu od 3D, które znamy dziś, charakteryzuje się zupełnie inną technologią wyświetlania i dedykowanych projektorów. Przy użyciu polaryzacyjnych okularów 3D obraz nabiera trójwymiarowej głębii ostrości. I to właśnie ona ma za zadanie imitować efekt trzeciego wymiaru. Scenografia w Odlocie tworzy efekt prawdziwego wnętrza czy też prawdziwego pleneru. Każdy przedmiot ma swoje miejsce na osi ostrości. I tak, w pierwszej scenie filmu wyraźnie widać małego Carla w wielkich lotniczych goglach na pierwszym planie, oparcie kinowego fotela z którego się zsuwa – na planie drugim, kolejny rząd foteli widać poprzez szpary na planie trzecim, itd. Jedna z kolejnych scen w plenerze jest po prostu magią, które do złudzenia (a zdaje się, że nawet jakby lepiej i piękniej) przypomina naszą normalną percepcję świata w 3D. Widzimy wyraźnie chodnik i postać z przodu, drzewa i trawnik w tle, dom nieco głębiej, i kolejne plany wypełnione kolejnymi drzewami w dalszym tle, zdaje się jakby w nieskonczoność. To wszystko znajduje się w ekranie kinowym, w głębii, niczym na teatralnej scenie. Zapomnijcie o tandetnych rękach, pociskach czy gałęziach magicznie wychodzących z kinowego ekranu wprost na widza. To przeżytek i przekłamanie. Tak jak papierowe okulary o dwóch kolorach. Prawdziwe 3D, poprzez nowy typ okularów, oddaje wyraźną głębię ostrości i osobne kolejne plany w scenie. Takie, jak widzimy na codzień i jakie jesteśmy wyraźnie w stanie określić poprzez odległości. Nie, nie pracuję dla RealD.

Z całą odpowiedzialnością stwierdzić mogę, że 3D w Odlocie to najlepiej zrealizowane 3D jakie do tej pory widziałem w kinie (nie robią takiego wrażenia Miasteczko Halloween, Beowulf czy Potwory kontra Obcy – dwa ostatnie wyświetlane już w technologii RealD 3D). Kto miał okazję widzieć teaser Toy Story 3 w 3D z pewnością zgodzi się, że Pixar do trybu 3D przygotowany jest jak nikt inny. Znani ze swego technicznego zaawansowania i postępu dostarczają nam po raz kolejny obraz bez skazy, wręcz perfekcyjny (patrz strona wizualna Wall-E). Tym razem jednak serwują nam dodatkowy torcik w postaci symulacji percepcji świata rzeczywistego (oczywiście zachowując stylistykę i konwencję animacji). Całkiem niedawno miałem okazję zobaczyć pierwszy pełnometrażowy film Pixara – Toy Story właśnie przeniesiono w 3D. Jest to niejako potwierdzenie powyższego. Czystość obrazu cyfrowej kopii HD, głębia ostrości i planu tworzą zupełnie nowe wrażenia, jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało. Historia naprawdę nabiera nowego wymiaru, świat jest bogatszy, bliższy i zdaje się prawdziwszy, mimo że zabawki nadal trącą plastikiem i sprężynami. Tym starym, dobrym plastikiem, który znamy z 1995 roku, i który tworzy tę samą, sympatyczną i wciągającą opowieść o rodzącej się w bólach przyjaźni dwóch zabawek Andy’ego.

Na koniec warto wspomnieć o krótkim metrażu, który stał się tradycją przed seansem każdego nowego filmu Pixara. Tym razem jest to Partly cloudy – ciepła opowieść o bocianach donoszących pociechy nowym rodzicom. Wedle amerykańskiej interpretacji – dzieci tworzone są w chmurach, a raczej powinienem powiedzieć – tworzone są PRZEZ chmury. Chmury więc mają postać, i postać ta z chmurzej waty tworzy coraz to nowe dzieci każdego gatunku – bobasy, szczeniaczki, kaczuszki, ale również małe krokodyle, jeżozwierze czy żarłacze błękitne. Produkty te dostarczane są przez bociany do adresatów, czyli nowych rodziców. Historia opowiada o przyjaźni pomiędzy właśnie jednym (jedną?) takim chmurą i bocianem, która to przyjaźń przetrwać musi próbę wytrzymałości. Bardzo sympatyczna, ciepła historyjka, będąca dobrym wstępem do samego filmu. Odlot to podobnie ciepła, wesoła i pozytywna opowieść o przyjaźni i wytrwałym dążeniu i spełnianiu marzeń. Opatrzone niezwykłą oprawą 3D, naprawdę przednie kino i świetna animacja. Brakuje jednak tej magicznej iskry, która powoduje, że chce się wrócić na kolejny seans zaraz po wyjściu z kina (a Kevin nie może być jedyną zachętą dla ponownego seansu).

Tekst z achiwum film.org.pl (16.10.2009)

REKLAMA