OCH, KAROL 2. Bez dwójki. Po prostu remake
Wiarę w scenarzystów komedii romantycznych straciliśmy już dawno. Ich szlakiem podążyli aktorzy, a raczej te same składy, pokazujące się w kolejnych filmach Saramonowicza, Zatorskiego i Machulskiego. Kot, Karolak, Adamczyk i Mecwaldowski na raz na dużym ekranie to już niemal gwarancja puszczenia pawia, choć to przecież znakomici aktorzy. Plakat do Och, Karol 2 zrazu nie pozostawia złudzeń – Mucha, Socha, Żmuda Trzebiatowska, Foremniak. No i Adamczyk, który tak ucieka od nalepki papieża, że kompletnie zatracił wyczucie i gra coraz gorzej napisane role. Byle było bardziej wariacko i jak najdalej od złożonych bogobojnie rączek. Tymczasem, wbrew prawdopodobieństwu, udało się twórcom wlać filmowe życie w wyeksploatowane gwiazdki kolorowych okładek. Piotr Adamczyk, grający Karola już po raz trzeci (po dwóch filmach papieskich), jest taki jak zwykle, ale nie przeszarżowuje i nie robi z siebie koncertowego idioty, któremu kobiety i widzowie muszą wszystko wybaczyć, skoro on taki przystojny. Z kobiecej obsady najlepiej wybroniły się Marta Żmuda Trzebiatowska, potrafiąca znaleźć dystans do samej siebie, by świetnie zagrać rolę słodkiej idiotki (podobnie aktorka podeszła do celowo schematycznej roli w Ciachu), oraz Małgorzata Socha, która skutecznie zagrała na tych samych, przeszarżowanych gestach, znanych z jej brawurowej roli w BrzydUli. Katarzyny Zielińska i Glinka były tylko ładnymi ozdobnikami. Z promującego film plakatu mogło wynikać, że Anna Mucha będzie jedną z “kobiet Karola”. Tymczasem otrzymała nieoczekiwaną, drugoplanową rolę lesbijki, wzdychającej do biurowej sekretarki. I bardzo dobrze. Za to bardzo złym wyborem była Małgorzata Foremniak. Nie wiem, co stało się z tą znakomitą kiedyś aktorką. Jej rola została koncertowo położona, fałszywa i niestrawna w każdym geście i dialogu, za wyjątkiem sceny porannego kaca, który pani Foremniak zagrała wyjątkowo wiarygodnie aż do najmniejszego drgnięcia zmęczonej powieki. Dodatkowo plus dla scenarzystów za pomysł na epizod Magdaleny „Top Model” Mielcarz, która standardowo wyglądała ślicznie, ale za to kiedy się odezwała…
Na tym przepięknym tle pozostałe role męskie sprowadzono do epizodycznych schematów, organicznie zrośniętych z formułą komedii romantycznej. Krzysztof Stelmaszyk ma unikalny dar rozśmieszania samym wyglądem, najlepiej ze zbolałą miną a’la Nicolas Cage. Tymczasem scenarzyści, może ze względu na to, że aktor był już “ojcem” Adamczyka w Testosteronie, nie wykorzystali jego vis comica, ograniczając występ do kilku zabawnych scen. Rolę przyjaciela Karola, Romana Dolnego, autorzy przekierowali na Grzegorza Małeckiego, który niestety nie przeskoczył Romana Dolnego z oryginału, granego przez koncertowo poczciwego w takich rolach Zdzisława Wardejna. Ale nie ma czego żałować – dobrze, że przyjaciela Karola nie zagrał Tomasz Karolak, któremu wszyscy po Testosteronie piszą takie same, schematyczne do wyrzygania role. Jan Frycz w roli psychoanalityka to powielenie jego safandułowatej roli w Nigdy w życiu!. Marek Barbasiewicz, jako ojciec Karola, zagrał w jednej scenie i ukradł ją całej obsadzie. Ale najlepszą scenę w całym filmie zarezerwował Wiktor Zborowski, grający teścia Karola. Jego monolog o codziennym seksie z żoną od kilkudziesięciu lat, po których jego penis wygląda jak spracowane ręce praczki, wart jest całego seansu. Na drugim miejscu jest scena z wyprowadzanym siłą Adamczykiem z samolotu, krzyczącym znajome hasło “Niemcy mnie biją!” (oprócz cytatu z Jana Rokity, można ten tekst uznać również za nawiązanie do niemieckiej fobii jego Kornela z Testosteronu). No i wreszcie warto odnotować epizod oryginalnego Karola, Jana Piechocińskiego, tutaj grającego księdza w ostatniej scenie. Twórcy dowcipnie podsumowali jego życiorys, sugerując kapłaństwo jako jedyną ucieczkę przed tabunami zakochanych kobiet. To byłby materiał na osobny film, niestety nie do realizacji w naszym polskim katolandzie.
Podobne wpisy
Czy tylko dla tych scen warto obejrzeć Och, Karol 2? Przecież tak naprawdę to tylko jedna z wielu polskich komedii romantycznych, w dodatku zrobiona przez sztandarowych dostawców tanich wzruszeń. Ilona Łepkowska, sprawna przecież scenarzystka, sama wepchnęła się w miłosno-serialową tandetę, a Piotr Wereśniak nie poszedł za ciosem znakomitej Stacji i ugrzązł w szybkich zleceniach wiecznego wyrobnika. Patrząc na te dwa nazwiska, można sformułować gotową opinię jeszcze przed seansem. Polski kom-rom, czyli pochód przemielonej szmiry, tak? Nie tym razem. Och, Karol 2 to sprawne filmidło, komedia która śmieszy i która nie próbuje za wszelką cenę zrobić z widza idioty w imię nienaruszalnego, kom-romowego schematu made in Poland. Jest zabawnie, kolorowo i dynamicznie. Bez rewelacji i nie-wiadomo-jakich oczekiwań. Po prostu zawodowy produkt. Całość trzęsie się od cytatów z innych filmów, z oczywistym pierwowzorem na czele, ale tę zbieraninę zapożyczeń ogląda się znakomicie. A po wyjściu z kina pozostaje na twarzy tzw. banan. Czegóż chcieć więcej?
Tekst z archiwum film.org.pl.