search
REKLAMA
Archiwum

OCH, KAROL 2. Bez dwójki. Po prostu remake

Adrian Szczypiński

19 lutego 2018

REKLAMA

No i stało się. Polska komedia romantyczna, skrzyżowanie syreny z hydrą (wciąż pociąga kolejnych twórców i ciągle odrasta jej nowy łeb obok odciętego), rzuciła się na remake, zamiast tłuc od metra te same bzdurne opowieści z jeszcze idiotyczniejszymi tytułami z wykrzyknikami. Czyżby i w tej hienowatej metodologii ten widowiskowo partolony gatunek doszedł do własnego kresu? Zamiast eskalacji, która pewnego dnia zapewne doprowadziłaby do realizacji filmu pod tytułem „Nigdy w życiu nie kłam kotku, bo zaraz ci przyp…”, Ilona Łepkowska odkurzyła swój przebój z 1985 roku i wrzuciła w rok 2011. Bo Och, Karol 2 to nie jest sequel, jak mogłaby sugerować cyfra przy tytule. To opowiedzenie tego samego w lśniącej, glamourowej estetyce, mizdrzącej się do nas od czasu, kiedy Piotr Wereśniak Zakochanymi reaktywował zjawisko polskiej komedii romantycznej.

Karol Górski (Piotr Adamczyk) pracuje jako spec od szkoleń, a czas wolny dzieli między naiwną narzeczoną Marię (Małgorzata Socha), słodką idiotkę Paulinę (Marta Żmuda Trzebiatowska), drapieżną Wandę (Małgorzata Foremniak) i pedantyczną Irenę (Katarzyna Zielińska). Oczywiście przepis na sukces ma opanowany – żadna nie wie o pozostałych. Do czasu, kiedy narzeczona przejrzała listę kontaktów w jego komórce. Pewnego dnia Karol zastaje w domu wszystkie panie na raz, ochoczo godzące się na poligamiczny związek. Bezwolny i umęczony poczwórną dawką seksu Karol pewnego dnia poznaje kelnerkę Adriannę (Katarzyna Glinka), z którą ma nadzieję wrócić do starych, dobrych czasów, kiedy w łóżku był tylko z jedną kobietą. Również do czasu…

No i stało się nieoczekiwane. Och, Karol 2 nadspodziewanie się udał. Oczywiście w porównaniu z resztą filmów tego samego miotu, których tytułów nie warto przytaczać. Ilona Łepkowska i Piotr Wereśniak, jako scenarzyści, nie próbowali na siłę ulepszać przebojowego oryginału z 1985 roku w reżyserii Romana Załuskiego, powtarzając nawet imiona głównych postaci. Jedyna istotna zmiana dotyczy pociągnięcia opowieści nieco dalej niż w oryginale. Pierwowzór, przypomnijmy, był hitem lat 80., reklamowanym jako komedia erotyczna. Tamten Karol (Jan Piechociński) był projektantem z identycznymi problemami, a całość była zgrabnie oderwana od szarej rzeczywistości, na przekór pozostałym dokonaniom ówczesnego polskiego kina, pławiącego się w przaśnej, problemowej codzienności doby Jaruzelskiego (oczywiście za wyjątkiem filmów Juliusza Machulskiego). Wersja A.D. 2011 nie musiała wymyślać tego bajkowego patentu, wystarczało umieszczenie akcji w znajomych wnętrzach z komedii Zatorskiego. Ale, jak na czasy, w których z obyczajowego punktu widzenia można pokazać w kinie właściwie wszystko, remake po latach jest mocno konserwatywny. I nie chodzi o tych kilka przekleństw, których w oryginale nie było. Chodzi o kobiecą nagość, na którą w latach 80. waliły spragnione “momentów” tłumy, rozochocone Seksmisją i negliżami Grażyny Szapołowskiej w Wielkim Szu i Medium. Czego by nie mówić o ograniczeniach filmowców, pracujących pod komunistycznym jarzmem, to na pewno cycków się nie bali. Tymczasem Och, Karol 2 jest w tej kwestii grzeczny jak serial Ranczo. Co prawda od pięknych twarzy i ciał w obsadzie można dostać zawrotu głowy, wybory Miss Świata są przy nich błahostką, nawet udział Nataszy Urbańskiej i Weroniki Rosati nie wpłynąłby znacząco na wskaźnik urody. Ale bohaterki w łóżku przewracają się w bieliźnie, sceny łóżkowe kończą się w momencie rozpoczęcia gry wstępnej, nawet scena striptizu bohaterek przed Karolem osiągnęła szczyt wraz z pokazaniem szpagatu Marty Żmudy Trzebiatowskiej w kusych majteczkach. No ale kiedyś mieliśmy aktorki, teraz przez większość polskich hitów przewijają się uczestniczki telewizyjnych show, dla których realizacja filmu jest przecinkiem między bywaniem na salonach warszawki, sesją w popularnym tygodniku i wizytą u Kuby czy Szymona.

REKLAMA