NOCNY PORTIER. W łóżku z nazistą
Zły nazista
Po obejrzeniu kilkunastu pierwszych minut filmu Nocny portier nie mogłem z początku zrozumieć, czy Lucia faktycznie boi się i szczerze nienawidzi byłego oficera SS, Maxa, czy najpierw doprowadza się do panicznego lęku, a następnie sama podnieca tym strachem. Przecież spotkanie swojego oprawcy po latach obozowej gehenny nie może być przyjemne. Tak przynajmniej stwierdzi większość w miarę racjonalnie myślących ludzi.
Podobne wpisy
Maxowi Aldorferowi również to spotkanie nie było na rękę. W ogóle cały świat za dnia mu przeszkadzał, dlatego posada nocnego portiera w hotelu „Zur Oper”, gdzie mieszkali albo czasem bywali koledzy po dawnych fachu, wydawała się jedyna, żeby jakoś móc kontrolować wstyd. No właśnie, kto tu jest teraz ofiarą, a kto wstydliwym katem?
Te role nigdy nie były do końca rozdane. No może przy obozowej selekcji, kiedy Lucia naga i przelękniona nie mogła do końca osłonić się przez obiektywem kamery Maxa. Musiała wybrać, czy chce zakryć piersi czy twarz. Z czasem nauczyła się akceptować niewyobrażalne rzeczy, które człowiek może zrobić, żeby przeżyć. Z czasem coraz mniej skarżyła się w sobie na niewygody obozu, bo Max zrobił z niej swoją małą dziewczynkę, przedwcześnie rozbudzoną nimfetkę, która uzależniła się od bólu w podobny sposób, co od seksu. On także się uzależnił od jej dziecięcego ciała. Patrzył na nią jak Bóg, ojciec, Pigmalion i sadysta w jednym. Kiedy w 1957 roku zobaczył ją już jako dorosłą kobietę, przypomniał sobie tamten obozowy romans. Zrozumiał też, że cała jego złudna, nazistowska wolność ogranicza się do nocnego życia w hotelu i przesypiania czasu, kiedy jest dzień. Z tej matni, jaką zgotowała mu esesmańska przeszłość, mogła uratować go jedynie Lucia, a dokładnie odegranie tamtej obozowej relacji, tym razem do końca.
Po obejrzeniu całego filmu zrozumiałem, co Liliana Cavani chciała osiągnąć postacią zagraną przez Charlotte Rampling. Lucia nie kocha Maxa. Nie chce z nim mieć dzieci, zakładać rodziny, chodzić na romantyczne spacery w świetle wieczornych latarni. Ona chce, żeby ją dręczył, gwałcił, poniżał, a ona będzie mu to ciągle wybaczać, bo jest tak samo w nim zakochana, co jednocześnie udaje. Nie bez kozery w scenie rozbieranego tańca niektórzy esesmani noszą maski, które nie wyrażają jakichkolwiek uczuć. To nie ludzie, a symbole, roboty bez tożsamości. Imiona nie są im potrzebne. Na ich tle Max wydaje się wręcz ludzki, ponieważ ma poczucie winy. Po pierwszym spotkaniu z Lucią w hotelu stwierdza:
Gdy wszystko wydaje się stracone, dzieje się coś nieoczekiwanego. Umysł nadaje duchom kształty. Jak przed tym uciec? Przed zjawą z głosem i ciałem, która jest częścią ciebie samego.
Zjawa Lucia przebacza mu poprzez wcielenie się w rolę ofiary, co okazuje się dla Aldorfera gorsze niż doniesienie na policję.
Jak daleko można się posunąć w relacji ze swoim potencjalnym katem? W potocznych żartach często mówi się, że „każdy ma swoją cenę, tylko nikt mu jeszcze takiej nie zaproponował”. Czy istnieje więc taka suma zwyrodnialstwa, bólu i wszelkiego innego zła, która z powodu swojej astronomicznej wartości może zamienić się w coś, co możemy nazywać dobrem, albo co sprawi nam przyjemność? Albo inaczej. Czy istnieje taka graniczna wartość pozytywów, która usprawiedliwiłaby najgorsze zbrodnie?