search
REKLAMA
Ranking

NIE ZNASZ, NIE LUBISZ, A POWINIENEŚ. Filmy ostatniej dekady zasługujące na większą uwagę

Filip Pęziński

8 sierpnia 2017

REKLAMA

Miejsce 7. Super 8

J.J. Abrams tworzy list miłosny dla kina swojej młodości – filmów Stevena Spielberga, George’a Lucasa i Roberta Zemeckisa. Tworzy arcydzieło przygody, które śmieszy, wzrusza, wciąga i zachwyca nieletnią obsadą. I chociaż film został przyjęty raczej ciepło, to dzisiaj wszyscy krzyczą Stranger Things, a nikt już nie ogląda się na Super 8, którego serial braci Duffer jest wyraźnie duchową kontynuacją.

Miejsce 6. Batman v Superman: Świt sprawiedliwości

Film Zacka Snydera zebrał zasłużone baty, bo studio i reżyser zdecydowali się wypuścić do kina pozbawionego logiki kastrata. Nie winię osób, które nie miały ochoty sięgać po wersję rozszerzoną do gargantuicznych, bitych trzech godzin, ale gorąco do tego zachęcam. Film nabrał sensu, sceny zaczęły z siebie wynikać, a całość zamieniła się, do pewnego przynajmniej czasu, w sprawny kryminał. Jasne, wciąż potrafi zaskoczyć absurdalnymi rozwiązaniami, łopatologicznymi easter eggami i niezgrabnym tempem, ale nadrabia muzyką, klimatem, znakomitym Batmanem i zjawiskową Gal Gadot. Nie potrafię przestać oglądać tego filmu, od marca 2016 roku widziałem Świt sprawiedliwości jakieś siedem razy.

Miejsce 5. Przygody Tintina

Na Przygody Tintina trafiłem do kina zupełnym przypadkiem. I nawet polski dubbing nie powstrzymał mnie przed przeżyciem znakomitej przygody, która kontynuuje dziedzictwo najlepszych tego typu produkcji – stojącego również za kinowym Tintinem – Stevena Spielberga. Produkcja barwna, lekka i oferująca znakomite sceny akcji. Przyciągnąć przed ekran może widzów w każdym wieku.  Plany wobec ekranizacji tego kultowego komiksu były wielkie – kontynuację miał wyreżyserować Peter Jackson, a za wieńczącą serię część trzecią zabrać się mieli w duecie obaj reżyserzy. Film niestety nie zawojował świata, a Spielberg i Jackson mieli pod dostatkiem innej pracy.

Miejsce 4. Watchmen. Strażnicy

Zack Snyder przeniósł na ekran kultowy komiks Alana Moore’a z wrodzoną pasją, ale i brakiem wyczucia. Powstał film stylistycznie ciekawy i oryginalny, fabularnie na szczęście dość wierny oryginałowi, więc ocierający się o arcydzieło, ale jednocześnie miejscami bardzo mało subtelny i wypaczający komiks. Nie zmienia to jednak podstawowego faktu, że zwyczajnie wyprzedził swoje czasy – dzisiaj, w momencie złotej ery kina superbohaterskiego, triumfów Deadpoola i Logana, byłby chwalony, ceniony i zarabiał na siebie kolejne miliony. W okresie premiery byłem świadkiem ludzi wychodzących z kina w połowie seansu.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA