search
REKLAMA
Nowości kinowe

NIĆ WIDMO. Uszyte na miarę

Maciej Niedźwiedzki

14 lutego 2018

REKLAMA

Rutyna ponad wszystko. Z samego rana spożywane w absolutnej ciszy śniadanie z siostrą (Lesley Manville) i jednocześnie bliską współpracowniczką. W jego trakcie wykonywanie szkiców przyszłych sukien. Zazwyczaj dla rodziny królewskiej, dla artystycznych elit, dla wybrańców. Dla tych, których na to stać. Zaraz potem do pracowni przychodzą szwaczki: idealnie zgrany zespół mistrzyń tego rękodzieła. Od każdej na powitanie słyszy serdeczne “Dzień dobry”. Popołudniem bohater zaplanowany ma spacer. Na świeżym powietrzu może pomyśleć, upewnić się, że każdy projekt zmierza we właściwym kierunku. Później lekka kolacja. Po niej pozostaje czas na sen. Często przerwany w środku nocy, by jeszcze coś zmierzyć, by sprawdzić jakiś materiał, by dalej projektować. Sztywny, przewidywalny harmonogram dnia jest czymś absolutnie kluczowym dla zdrowej egzystencji. Poznajcie Reynoldsa Woodcocka (Daniel Day-Lewis).

Tym razem Paul Thomas Anderson, kojarzony z wielowątkowymi, panoramicznymi filmami o grupach, zjawiskach i środowiskach (Magnolia, Boogie Nights, Wada ukryta), bierze na warsztat opowieść skupioną na jednostkach, a przez to intymną i kameralną. P. T. Anderson znowu wygrywa.

Nici widmo reżysera interesuje nie tyle moda, co sam wizerunek artysty. To, jak silny emocjonalny związek łączy go z tworzonym dziełem. W jaki sposób postrzega otoczenie, a jak ludzi wokół. W jakie relacje z nimi wchodzi i jaki utrzymuje wobec nich dystans. Jaką ma metodę pracy, ambicje, słabości i przyzwyczajenia. W jednej z pierwszych scen filmu pewna klientka odbiera zamówioną suknię. Woodcock uważnie przygląda się swojemu projektowi. Nie interesują go komentarze zleceniodawczyni, wyrażana satysfakcja bądź jej brak. Suknia ma podobać się przede wszystkim jemu. Tylko jego zadowolenie jest miarą sukcesu. Po drugiej stronie znajduje się jedynie model, który nabiera znaczenia, dopiero będąc przyodzianym w kostium. Zamykający scenę uścisk dłoni między klientką a Reynoldsem jest czytelną puentą. Projektant wie, że stworzył arcydzieło. Nic innego nie ma znaczenia.

Anderson kompleksowo buduje psychologiczny portret Woodcocka, w totalny sposób oddając jego charakter. Reżysera zajmują przyziemne sprawy, jak choćby odgłos obieranego jajka. Dźwięk rozprasza i nie pozwala pracować głównemu bohaterowi. W innych przypadkach mierzymy się z sytuacjami znacznie większego dramatycznego kalibru: tajnymi rozmowami z siostrą Cyril (ich dwuznaczne dialogi, wzmocnione grą spojrzeń, nadają tej relacji intrygujący podtekst) czy małżeńskim kryzysem. Każdy z tych planów dodaje nowy odcień w wizerunku Woodcocka – pedanta, pasjonata i perfekcjonisty, bardzo poważnie traktującego siebie i swoją pracę, nadającego jej wręcz metafizyczny wymiar. Bohaterowie Andersona definiowani są nie tyle przez momenty przełomowe, ale szczegóły, detale i drobne gesty. W dużej mierze to one świadczą o strukturalnej wielkości Nici widmo.

Życie Reynoldsa Woodcocka drastycznie zmienia się, gdy do jego domu wprowadza się młoda Alma (Vicky Krieps). Pracująca na wsi kelnerka, która swoją figurą przykuwa uwagę Reynoldsa. Początkowo jest jego muzą, potem partnerką, w końcu żoną. To typowy melodramatyczny mezalians. Jednak dla Paula Thomasa Andersona to jedynie punkt wyjścia. Reżyser Aż poleje się krew nie podąża gatunkowym tropem. Nić widmo poniekąd jest filmem o miłości i pożądaniu, ale Anderson pierwszeństwo daje zupełnie innym emocjom. To obsesja, lęk i niepokój nadają ton Nici widmo. To film niewolny również od cierpienia, rozumianego nawet czysto fizycznie.

Alma zdecydowanie różni się od wszystkich otaczających Reynoldsa kobiet. Nie podporządkowuje się ślepo jego wymaganiom, potrafi pyskować i postawić na swoim. Lubi mieć swoje zdanie. Relacja Reynolds–Alma ma charakter rywalizacji. Gry, w której żadna ze stron nie zamierza odpuścić. To dwoje równorzędnych, mających autorytarne zapędy przeciwników. Anderson zagłębia się w meandry toksycznego związku. Dając obu stronom sensowne argumenty, sprawia, że również widz powinien mieć problem ze zdecydowaniem, komu należy kibicować. I Alma i Reynolds co jakiś czas przekraczają granicę przyzwoitości. Pokazują swoje prawdziwe oblicze, będąc wobec siebie naprawdę okrutni. Czasami nienawiść i niemoc są zbyt silne. Skumulowane negatywne emocje domagają się, by zostać wyrażone. W efekcie dostajemy jedną z najbardziej frapujących i zastanawiających filmowych historii miłosnych ostatnich lat.

Nić widmo ma swoje specyficzne tempo, które na pewno wielu może nie przekonać. Pomimo tego powolna, pozbawiona wymyślnej inscenizacji narracja Paula Thomasa Andersona może momentami hipnotyzować. Podporządkowane są też temu powracające sekwencje zbierania wymiarów kolejnych klientek. Stanowią one refren Nici widmo. Przypominają o ukształtowanym cyklu dnia Reynoldsa Woodcocka. Cyklu, nad którym traci kontrolę.

“Pod podszewkę można wszyć niemal wszystko”. Takie zdanie pada w pewnym momencie z ust Reynoldsa. Artystyczne credo projektanta może określać również samą Nić widmo. To bowiem film o postaciach dwulicowych i nieoczywistych. Trudnych do rozszyfrowania, ukrywających prawdziwe intencje bądź bojących się je wyrazić. 

Nić widmo jest kinem wymagającym cierpliwości i skupienia. Przyzwyczajenia się do niespiesznego rytmu filmu. Nagrodą dla widza jest odkrycie tego, co znajduje się między wierszami. Usłyszenia wszystkiego, co nie zostaje jawnie wypowiedziane.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA