search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

NEMEZIS. Seks, cyborgi i kasety wideo w ARCYDZIELE b-klasowego SCIENCE FICTION

Dlaczego „Nemezis” to tak dobry film cyberpunkowy nawet po trzydziestu latach? Jak dobry jest jego główny aktor? W czym film naprzykrzył się kobietom? Przeczytajcie kolejną odsłonę...

Jakub Piwoński

5 grudnia 2022

nemezis
REKLAMA

Zmarłego niedawno Alberta Pyuna wypada nazywać reżyserem kultowym. Nie tworzył wielkiego kina, ale nie do tego miana pretendował. On się kinem bawił. Sprzedawał emocje, wykorzystując stylistykę kiczu. W 1992 roku z tej zabawy wyszedł mu niemniej kultowy od niego samego Nemezis. Film, który po równych trzydziestu latach od premiery można śmiało uznawać za arcydzieło kina klasy B.

Przypadający na lata 80. i 90. okres dominacji VHS ma coś wspólnego z tym, co dziś dzieje się z mediami strumieniowymi. Mam na myśli głównie aspekt tempa tworzenia produkcji, mnogości tytułów i stosunek jakości do ich budżetu. Obok głównego nurtu dystrybucji kinowej wyodrębniło się wówczas coś tak osobliwego i tak silnego, że zaczęło to żyć własnym życiem. Co poległo w kinowych kasach, mogło z powodzeniem nadrobić straty w dystrybucji VHS. Ba, wiele tańszych tytułów mogło dzięki VHS w ogóle zaistnieć, dzięki ominięciu tradycyjnej drogi kinowej i trafieniu bezpośrednio na domowe nośniki. Z kolei Albert Pyun to twórca, który w tamtym czasie wyczuł koniunkturę i poszedł za ciosem.

Miecz i czarnoksiężnik z 1982 roku to film, który z przytupem rozpoczął przygodę Alberta Pyuna z niskobudżetowym kinem. Przy 4 milionach budżetu widowisko fantasy zdołało zarobić dziesięć razy tyle. Mniej więcej w taki właśnie sposób zarabiano ogromne pieniądze na b-klasowych, kiczowatych produkcjach (co trwa zresztą nieprzerwanie do dziś). Później nastała współpraca reżysera z wytwórnią Cannon Films. Pod koniec lat 80. Pyun zrealizował dla studia słynnego już Cyborga z Jean-Claudem Van Dammem w roli głównej. Film okazał się strzałem w dziesiątkę i otworzył drzwi do kolejnego projektu skąpanego w stylistyce cyberpunku. Scenariusz do Nemesis powstawał już jednak znacznie wcześniej i z biegiem lat przybierał różne formy. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie na stole leżała opcja z akcją osadzoną… na Marsie.

Obyło się jednak bez odlotów w kosmos, ale nie uniknięto przenosin do przyszłości. Akcja widowiska odbywa się w roku 2027. Ludzie rywalizują o prym nad światem z cyborgami. Światową plagą jest terroryzm, do walki z którym powołana została specjalna grupa pół ludzi, pół maszyn. Jeden z nich, niejaki Alex Rain, zostaje oskarżony przez swoich byłych pracodawców o zabójstwo przywódczyni podziemnej grupy bojowników i jednocześnie swojej byłej kochanki. Rain odkrywa spisek mający na celu przejęcie przez cyborgów kontroli w rządach na świecie. Problem w tym, że bohater jest sam przeciw wszystkim. Pozostaje mu uciekać i strzelać do każdego, kto stanie na jego drodze.

Wierzyć się nie chce, że ponoć w oryginalnym scenariuszu głównym bohaterem była… 13-letnia dziewczynka, która pracowała pod przykrywką dla Policji. Pod uwagę była brana Megan Ward, która nawet wstępnie zgodziła się na udział w filmie, pomimo zastrzeżeń do scen z udziałem przemocy i nagości. W momencie, gdy Pyun szukał producentów dla filmu, nakręcił kilka scen z udziałem Ward i wysłał je braciom Shah z Imperial Entertainment. Zgodzili się wyłożyć kasę na film, ale pod jednym warunkiem – głównym bohaterem miał być facet. Zaproponowali Oliviera Grunera, francuskiego kick-boxera, którego sami wcześniej odkryli. Pyun się oczywiście zgodził, zastrzegając, że nie chce więcej ingerencji w scenariusz. Co się odwlecze to nie uciecze – koncepcja reżysera z kobiecą protagonistką została wykorzystana w sequelach Nemesis. Film z 1992 był bowiem pierwszą częścią serii filmów pod tym samym tytułem, uwzględniającą cztery bezpośrednie kontynuacje i jeden spin-off.

Cieszę się, że Pyon ugiął się do zaleceń studia i zatrudnił Grunera. Świat b-klasowego kina stał się lepszy za sprawą tego odkrycia. Kapitalna rola, perfekcyjnie skrojona pod poziom widowiska. To postać pełna przesady, ale jednocześnie cholernie charyzmatyczna. Przygotowując się do swojej roli, Olivier Gruner ponoć zredukował całkowitą tkankę tłuszczową do, bagatela, czterech procent. Swoje przećwiczyła też Deborah Shelton, pojawiająca się na drugim planie. Choć ma w filmie jedną, pamiętną scenę, w której efektownie odsłoniła swoje ciało, to jak można się dowiedzieć, aktorka sporo włożyła w to, by w tym konkretnym momencie wyglądać nienagannie. Trudno nie zauważyć, że na dalszym planie widowiska widzimy także charakterystyczne twarze aktorów zwyczajowo wcielających się w filmowych rzezimieszków – mam na myśli Cary-Hiroyuki Tagawa (Mortal Kombat), czy rzecz jasna Briona Jamesa (Łowca androidów). Ta paleta postaci jest w Nemesis dobrana umiejętnie, choć nieskrywanie schematycznie.

Trudno zresztą mówić, by Nemesis był filmem oryginalnym przynajmniej z punktu widzenia scenariusza. Pomysł, by Alexowi Rainowi wszczepiono bombę jako „ubezpieczenie”, zapożyczono z Ucieczki z Nowego Jorku. Ale w filmie przenikają się echa innych klasyków kina sensacyjnego i science fiction. Cały koncept, na którym oparty został film, wprowadzający bohatera w sytuację zaszczucia i zmuszenia do ucieczki został zapożyczony z serialu The Six Million Dollar Man. Z kolei cyberpunkowa podbudowa filmu, na czele z motywem wzmocnienia ciała bohatera cybernetycznymi częściami, została zaczerpnięta z RoboCopa i Terminatora.

Bezkompromisowy

Na pewno jednak oryginalnie i świeżo wypadła sama realizacja. W Nemesis uświadczymy sporo praktycznych efektów specjalnych, które jak na niski budżet filmu (2 miliony dolarów) wypadły nad wyraz solidnie. Albert Pyun celowo wybrał paletę kolorów wypełnioną ciepłymi odcieniami ziemi, w przeciwieństwie do chłodnych kolorów, których można spodziewać się po futurystycznym filmie z cyborgami w roli głównej. Warto też zwrócić uwagę, że film ma świetne tempo, w którym bardzo krótkie, acz mięsiste sceny dialogowe, przeplatają się z genialnie wyreżyserowanymi scenami akcji. Scena „wycinania” sobie drogi ucieczki strzałami w podłogę czy też scena, w której postacie suną ze zjeżdżalni, nie przerywając oddawania strzałów (ponoć w trakcie jej kręcenia oberwał kamerzysta), to poziom filmowej energii, którą trudno porównać do czegokolwiek innego.

To, że te sceny mogły się udać, jest dużą zasługą kaskaderów. Z jednym z nich wiąże się ciekawa historia. Dubler Oliviera Grunera, Bob Brown, zwichnął ramię podczas sceny, w której musiał wyskoczyć przez okno. Brown nie chciał kontynuować pracy, ale Pyun za nic nie chciał podmieniać Grunera innym kaskaderem. Musiał jednak czymś Browna przekonać. W ten sposób został zaakredytowany dodatkowo jako koordynator kaskaderów, co wiązało się ze znacznie lepszym wynagrodzeniem. Jest też inna szalona scena, o której kulisach kręcenia trudno tu nie wspomnieć. W niej pewna starsza pani strzela do cyborga, rzucając do niego na odchodne kilka gorzkich słów. Ta pani to niejaka Mabel Falls, która była naturszczykiem. Ponoć Albert Pyun wyraził obawy, że pani Falls nie poradzi sobie z trzymaniem tak ciężkiej broni. Na szczęście, przeliczył się, a scena wyszła świetnie.

Nemesis to film, który pod wieloma względami wygląda tak, jakby jego twórcy chcieli iść pod prąd i prowokować widownię. Jednym z nich jest aspekt przemocy wobec kobiet, uzyskany na przekór pierwotnemu pomysłowi, by prym w widowisku dyktowała kobieca postać. Jest kilka momentów w Nemesis, które z pewnością nie spodobałyby się współczesnej widowni ze względu na ukazanie kobiet w negatywnym świetle (szczególnie prolog). Może ich umiejscowienie w filmie wydawać się zaskakujące, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że scenarzystą filmu jest kobieta – Rebecca Charles. To jednak podpucha. Okazuje się, że osoba, która kryje się pod tym nazwiskiem, to sam Albert Pyon, który został namówiony przez studio do użycia pseudonimu. Nie jest mi wiadomo dlaczego. Być może studio chciało w ten sposób uniknąć zarzutów o szowinizm. Choć z drugiej strony, kto na przełomie lat 80. i 90. się czymś takim przejmował?

W Nemesis urzeka po latach przede wszystkim bezkompromisowość. Jest to cecha, której w dzisiejszym sterylnym, tworzonym w rękawiczkach kinie można uświadczyć jak na lekarstwo. To też film, który udowadnia, że nawet przy kiczowatej realizacji, z drastycznie niskim budżetem, można było na ekranie oddać rodzaj niepodrabialnego klimatu, będącego mieszanką charyzmy aktora, tworzonych z sercem efektów, zmyślnych lokacji i pełnych polotu scen akcji.

Przeczytaj poprzednie odsłony Fantastycznego Cyklu.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA