search
REKLAMA
Recenzje

NA SKRÓTY. Kalifornijska mozaika Altmana

Tomasz Raczkowski

3 lipca 2018

REKLAMA

Tak jak w 1975 roku tytułowe Nashville reprezentowało smutną agonię nadziei ery Woodstock i ogniskowało schizofrenię Stanów epoki wojny w Wietnamie, tak na Los Angeles A.D. 1993 u Altmana można spojrzeć jako na pękającą fasadę amerykańskiego snu w inkarnacji dziedzictwa kolorowych i ekstrawaganckich lat 80. Bohaterowie Na skróty mieszkają w miejscu, które wedle popkultury jest nieomal rajem na Ziemi. Tymczasem codzienne zmagania nie mają nic wspólnego z kojarzonym z L.A. splendorem, a życie w paradygmacie amerykańskiego snu może momentami zdawać się koszmarem. Wszyscy wydają się uwięzieni w projekcji powszechnego dobrobytu, który jednak nie zapewnia ani równych możliwości, ani nie uwalnia od mniejszych i większych ciężarów egzystencji. Z poczucia stagnacji i niedopasowania do słonecznego, kalifornijskiego obrazka bierze się w postaciach Altmana poczucie bezsilności, popychające ich do poszukiwania dróg na skróty, ominięcia lub przeczekania problemów. To jednak nie wyzwala, a jedynie gmatwa sytuację.

Przełamujące dramat akcenty pozytywne wskazują mimo wszystko na istnienie głębszych relacji międzyludzkich i dobro, które w bohaterach Na skróty jednak nie gaśnie. Niemniej mimo że nieco równoważą pesymistyczny wydźwięk całości, to nie przynoszą ulgi czy happy endów, a raczej zwiększają autentyczność w trosce o zbalansowanie prezentowanych realiów społecznych. Na skróty to wszechstronnie pomyślana konstrukcja, nastawiona na uchwycenie kondycji ludzkiej, swoistego ducha czasów i równocześnie oddawanie naturalnego biegu spraw, pozbawione efekciarstwa. Dramatyczne kulminacje i przełomy są przez Altmana ukazywane w sposób pozbawiony ekscytacji czy ostentacyjnego narastania napięcia, wpisując się w normalny ciąg zdarzeń, po prostu dziejąc się, a nie „nadchodząc”. W ten sposób reżyser oddaje dynamikę zdarzeń w prawdziwym życiu, podkreślając nie tylko charakter filmu, łączący realizm z egzystencjalnym namysłem, ale także duszność i stagnację świata przedstawionego.

Po premierze na festiwalu w Wenecji Robert Altman zdobył za Na skróty Złotego Lwa i dwa inne wyróżnienia, a zespół aktorski nagrodzony został Pucharem Volpiego. Można powiedzieć, że taki podział oddawał sprawiedliwość twórcom tego wyjątkowego filmu. Aktorzy i aktorki wywiązali się ze swoich zadań lepiej niż dobrze, tworząc ze stosunkowo niewielkich fragmentów scenariusza niejednoznaczne i głębokie postacie, ucieleśniające egzystencjalne sprzeczności i niepokój amerykańskiego poszukiwania życiowej drogi na skróty. Każda z historii wydaje się pełnoprawną opowieścią, z odpowiednią wieloznacznością i ciężarem. Z kolei reżyserowi – notabene przy okazji tego filmu po raz kolejny pominiętemu na rozdaniu Oscarów – należy się uznanie za znakomite poprowadzenie i spięcie całości, splatającej poszczególne wątki w dramatyczną, słodko-gorzką mozaikę, która pomimo skomplikowania i ponad trzygodzinnego metrażu niesamowicie przemawia i zachwyca mistrzowską narracją. Jeśli Robertowi Altmanowi udało się w ciągu swojej kariery stworzyć film, który niemal bezbłędnie oddaje półcienie życia, przy równoczesnym uchwyceniu kondycji duchowej społeczeństwa, to jest to właśnie Na skróty.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA