MIŁOŚĆ JEST WSZYSTKIM. Kochajmy się nie tylko od święta
Słyszeliście już w tym roku nieśmiertelny przebój Last Christmas? Ja owszem, dosłownie kilka dni temu. Nawet jeśli jakimś cudem nie zauważyliście rozwieszanych tu i ówdzie dekoracji bożonarodzeniowych, to gdy do waszych uszu dobiegnie melodia piosenki grupy Wham!, wiadomo, że Wigilia za pasem. Filmowcy także dają nam wyraźny sygnał: w kinach pojawiają się ciepłe, pogodne filmy świąteczne. Nie tylko te zza granicy, bo polscy twórcy również nie próżnują na tym polu. Michał Kwieciński, reżyser komedii romantycznej Miłość jest wszystkim, przypomina jednak, że w tym wszystkim nie chodzi o założenie czapki świętego Mikołaja i szczerzenie się do najbliższych jedynie przez te dwa dni w roku.
Podobne wpisy
Twórcy Statystów nie chodzi jednak o wykpienie nieautentyczności świątecznej atmosfery i przepuszczenia Bożego Narodzenia przez popkulturowo-konsumpcyjną maszynkę. Ten aspekt zostaje co prawda w filmie zaznaczony, choćby poprzez postaci telewizyjnych producentów skaczących z radości na wieść o rekordowej oglądalności programu, z którego dzieci dowiadują się, że Mikołaj nie istnieje (rozgoryczenie maluchów w całym kraju nie ma znaczenia). Jednakże pozostaje to tematem marginalnym, Kwiecińskiego interesują bowiem przede wszystkim jego bohaterowie i odczuwane przez nich zagubienie. Temat to już dość wyeksploatowany i trudno doszukiwać się w Miłość jest wszystkim szczególnej oryginalności czy fabularnych zaskoczeń. Dość powiedzieć, że reżyser podąża wyznaczonym głównie przez kino brytyjskie szlakiem, którego trzymało się kilka innych (skądinąd całkiem udanych) polskich opowieści o miłości. Kwieciński sprawnie korzysta z prawideł gatunku oraz specyficznej narracji i tym samym dorzuca swoje trzy grosze do coraz skuteczniejszych wysiłków twórców, by słowa „komedia romantyczna” nie wzbudzały w Polsce popłochu.
Film operuje zatem wielowątkowym sposobem opowiadania, w które uwikłanych jest kilkanaścioro postaci, a ich losy w taki czy inny sposób splatają się ze sobą. Wśród nich są samotna i coraz bardziej sfrustrowana marzycielka Wanda (Aleksandra Adamska), gwiazdor sportu o jakże swojsko brzmiącym nazwisku Zbyszek Grunwald (uderzająco podobny do pewnego polskiego piłkarza Mateusz Damięcki), z niesmakiem odgrywający rolę świętego Mikołaja Jan (Olaf Lubaszenko), będąca w separacji, a zarazem w żałobie po śmierci ojca Krysia (Agnieszka Grochowska), małżeństwo z problemami (Leszek Lichota i znakomita Julia Wyszyńska) i wielu innych. Właśnie, wielu, gdyż w Miłość jest wszystkim przydałoby się jednak trochę okroić obsadę — kilka wątków zostało potraktowanych w sposób tak pretekstowy, że można by je albo uczynić epizodami, albo w ogóle wyciąć (jak choćby wątek miłości bohaterki granej przez Joannę Kulig czy postać Macieja Musiała). Szczęśliwie nie ma to większego wpływu na odbiór całości, bo reżyser skutecznie dba o spójność i zdecydowanej większości postaci poświęca wystarczającą ilość czasu, a aktorzy, którymi dysponuje, wykonują swoją robotę najlepiej jak się da (warto wspomnieć zwłaszcza o pociesznym epizodzie Fabiana Kocięckiego).
Kwieciński opowiada o swoich bohaterach z sympatią i lekkością, gdzieniegdzie wplatając drobne i subtelne momenty humorystyczne. Można pośmiać się nawet na pogrzebie, ale będzie to raczej drobny uśmiech niż rechot doprowadzający do łez. A tych jest tu całkiem sporo, zarówno na twarzach bohaterów, jak i widzów, bo głównym tematem Miłość jest wszystkim pozostaje — tak, zgadliście — potrzeba miłości. Ta pomaga przetrwać trudne chwile, daje nadzieję na lepsze jutro, pozwala wybaczać błędy, sobie i innym. Życie nie jest usłane różami i Kwieciński zdaje się to wiedzieć, dlatego niejednokrotnie, za pośrednictwem swoich bohaterów, podkreśla: czasem jest cudownie, a czasem każdy z nas ma poczucie, że spadł na samo dno. To jednak te dobre momenty dają nam siłę i to nimi powinniśmy oddychać zamiast bezustannie dusić się zmartwieniami. Boże Narodzenie to dobry pretekst do zmiany, ale tylko pretekst.
Ktoś może powiedzieć, że to, co Miłość jest wszystkim stara się przekazać, to komunały i że każdy to wszystko wie. Pozornie to prawda, ale rozejrzyjcie się wokół siebie. Twórcy komedii romantycznych ciągle powtarzają nam o tym, jak ważne jest bycie blisko kochanych osób, a mimo tego w relacjach międzyludzkich tak niewiele się zmienia. Chociaż obraz Michała Kwiecińskiego nie różni się bardzo od innych optymistycznych i serdecznych filmów świątecznych, to chyba nadal istnieje potrzeba, by nam o tym wszystkim przypominać. Powinniśmy dzielić się miłością nie tylko od święta. Może kiedyś w końcu to zapamiętamy.