search
REKLAMA
Recenzje

FUCKING BORNHOLM. Being Polish woman [Recenzja]

Gdyby wypośrodkować te wszystkie „za” i „przeciw” to wyjdzie nam fajne kino środka. I tak chyba najlepiej jest o Fucking Bornholm myśleć.

Katarzyna Kebernik

30 czerwca 2022

anna kazejak agnieszka grochowska fucking bornholm
REKLAMA

Trochę czuję się rozdarta w środku, kiedy piszę tę recenzję. Bo Fucking Bornholm to film, w którym sporo się nie udało i kilka rzeczy mnie irytuje, a przecież dobrze się na nim bawiłam i oglądało się też dobrze.

Najnowszy film Anny Kazejak bierze na warsztat dobrze znany i sprawdzony motyw: grupka na pierwszy rzut oka szczęśliwych ludzi wyjeżdża gdzieś razem, a wraz z rozwojem fabuły okazuje się, że każdy z nich ma tak naprawdę wiele problemów. W Fucking Bornholm mamy dwie pary: Maję (Agnieszka Grochowska) i Huberta (Maciej Stuhr) oraz Dawida (Grzegorz Damięcki) i Ninę (Jaśmina Polak). Plus dzieci. To szokujące wyznanie najmłodszego z nich przemieni wspólny wypoczynek nad skandynawskim brzegiem Bałtyku w bolesną i wymuszoną grupową terapię.

Dialogi są naturalne i cięte, rosnące napięcie i ukryte urazy między bohaterami – wyczuwalne. Kazejak bardzo dobrze wychodzi odtwarzanie atmosfery leniwych wakacji nad chłodnym morzem, całość jest lekka i bezpretensjonalna. Niestety film szybko zaczyna wskazywać nam palcem, kogo powinniśmy lubić, a kogo nie, zbyt łatwo ferując wyroki i osuwając się z satyryczności w stronę banalnych diagnoz. Każda z czterech postaci przechodzi podczas pobytu na Bornholmie kryzys, ale tylko kryzys jednej z nich potraktowano z wnikliwością i szacunkiem. Maja jest wyraźną faworytką reżyserki, to jej mamy współczuć, reszta bohaterów jest zarysowana pretekstowo, pospiesznie. Jej karykaturalny, fajtłapowaty i gapowaty mąż (Stuhr) sprawia wrażenie osoby przeklejonej z całkowicie innej estetyki i historii. Zaoferowano mu również o wiele mniej empatii. Porównajmy chociażby, w jaki sposób została przedstawiona niewierność małżeńska u Mai, a w jaki u Huberta. U niej jest to piękna, romantyczna przygoda z przystojnym Magnusem Krepperem, zasłużona chwila dla siebie, usprawiedliwiona ucieczka od przytłaczających obowiązków. U niego – żałosna, podstępna, niemęska zdrada najbliższych osób. Ten sam występek, całkowicie inna interpretacja.

anna kazejak fucking bornholm

O kobiecie, nie o kobietach

Agnieszka Grochowska nie wypada przekonująco jako zmęczona życiem matka, która poświęciła karierę prawniczki dla wychowania dzieci i której mąż robi publiczne przytyki do rzekomej tuszy. No nie – czterdziestodwuletnia aktorka ma gibkie, wysportowane ciało, wspaniałe włosy, klasycznie piękną twarz i gładką, niepotrzebującą makijażu cerę, po której widać regularne korzystanie z dobrych zabiegów pielęgnacyjnych. W realnym świecie byłaby to żona, której mężowi zazdrości całe jego otoczenie, a nie taka, której ten się wstydzi i uważa za zapuszczoną.

To film o kobiecie, ale na pewno nie o kobietach. Jak pisałam wyżej, główna bohaterka jest jedna, a reżyserka nierzadko cechuje się dużą złośliwością w portretowaniu drugiej najważniejszej bohaterki, granej przez Jaśminę Polak. To stereotypowa, pretensjonalna i stale pouczająca innych studentka psychologii; Kazejak nie omieszka też pokazać nam, że dla swojego partnera stanowi ona jedynie niewiele znaczącą pocieszajkę po rozwodzie, bo Dawid, gdyby tylko miał szansę, to wróciłby do głównej bohaterki filmu, swojej młodzieńczej miłości. Nina jest o pokolenie młodsza od reszty towarzystwa i w jej portrecie widać niestety sporo boomerskiej niechęci do dzisiejszych dwudziestoparolatek i ich luźniejszego podejścia do relacji. Także inne kobiety, te tylko wzmiankowane i pojawiające się na trzecim planie, nie są potraktowane z równą empatią i wyrozumiałością, co Maja (np. była żona Dawida to gderająca, histeryzująca kura domowa, która „całe życie zajmowała się tylko wychowywaniem dzieci”, chociaż… para ma ze sobą tylko jedno dziecko).

anna kazejak fucking bornholm katarzyna kebernik recenzja

Maja jest wyraźnie „fajniejsza” od reszty towarzystwa, a im dalej w las, tym silniejsze staje się wrażenie, że ta bohaterka to w pewien sposób self-insert twórczyni (Kazejak nie tylko wyreżyserowała ten film, ale też napisała scenariusz, o którego realizację starała się przez kilka lat). Nadmierna idealizacja bohatera(-ki), z którą(-ym) ma się utożsamiać widz(ka), określana często mianem „marysuizmu”, zawsze obniża jakość artystyczną dzieła. Jest też charakterystyczna dla tych filmów i książek, których główne cele są kompensacyjne, eskapistyczne, które sprzedają odbiorcom kojące fantazje zamiast głębszego spojrzenia na rzeczywistość (najczęściej: kino akcji dla niego, melodramat dla niej). Niestety Fucking Bornholm osuwa się w stronę takiego banału i bajki-pocieszajki dla tkwiących w nudnych związkach kobiet. I super, jeśli któraś z nich poczuje się po seansie lepiej – możemy się tylko z tego cieszyć. Przez swoją jednostronność i miałkość refleksji film nie okazuje się jednak satysfakcjonujący jako zjadliwy portret współczesnych trzydziestoparo- i czterdziestoparolatków oraz ich związkowych problemów, a tym – mam wrażenie – miał być przede wszystkim. A dramat małego dziecka gdzieś w tym wszystkim ginie, nie doczekując się ani satysfakcjonującego zwieńczenia ze strony reżyserki, ani odpowiedniego wsparcia ze strony filmowych opiekunów.

Gdyby jednak wypośrodkować te wszystkie „za” i „przeciw” to wyjdzie nam fajne kino środka. I tak chyba najlepiej jest o Fucking Bornholm myśleć. Mimo niedociągnięć to ciekawy film dla szerokiego grona odbiorców, mówiący o związkach ambitniej od komedii romantycznych, a bardziej strawnie i przystępniej od ciężkich dramatów psychologicznych.

Katarzyna Kebernik

Katarzyna Kebernik

Publikuje w "KINIE", Filmwebie, serwisie Film w Szkole i (oczywiście) na film.org.pl. Edukatorka filmowa w Zespole Edukacji Ferment Kolektiv. Lauretka II nagrody w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych oraz zwyciężczyni konkursu Krytyk Pisze Festiwalu Kamera Akcja.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA