MALPERTUIS. Zagłada domu Kasawiusza
Ekranizacja znanej także w Polsce powieści Jeana Raya miała zadatki na kapitalny film, ale…
Kiedy jego statek zawija do portu, młody marynarz Jan schodzi na ląd i błądzi po miasteczku, aż w końcu trafia do starej rezydencji zwanej Malpertuisem. W położonym na odludziu domostwie mężczyzna spotyka galerię dziwaków, w tym swoją siostrę Nancy i przykutego do łóżka wuja Kasawiusza. Umierający patriarcha zamierza rozdysponować swój majątek pośród licznych mieszkańców Malpertuisa, ale pod warunkiem, że przysięgną oni nigdy nie opuszczać tego miejsca. Spadek trafi wówczas do ostatniej żyjącej pary zamieszkującej dom pełen labiryntów korytarzy, klatek schodowych i sekretnych pokojów. W klaustrofobicznym budynku dochodzi do serii brutalnych morderstw, a niektórzy mieszkańcy Malpertuisa (wypychacz zwierząt, miejscowy szaleniec, trzy kobiety w czerni itd.) zdają się skrywać mroczny sekret. Jan zakochuje się w pięknej Euriale i próbuje rozwikłać zagadkę domu Kasawiusza.
Malpertuis to ekranizacja powieści Jeana Raya (1887–1964), a właściwie Raymundusa Joannesa de Kremera – belgijskiego pisarza, scenarzysty komiksowego i dziennikarza, o którym pisano, że wiele zawdzięcza Edgarowi Allanowi Poemu. Jest w tym ziarno prawdy: Malpertuis może kojarzyć się chociażby z Zagładą domu Usherów. Belgijski reżyser Harry Kümel zdobył fundusze na realizację powieści Raya po sukcesie erotycznego horroru Dzieci nocy (1971). W 1972 roku anglojęzyczna wersja Malpertuisa (pocięta przez amerykańskiego dystrybutora, który usunął 20 minut materiału) zakwalifikowała się do konkursu głównego na festiwalu filmowym w Cannes, ale przegrała wyścig o Złotą Palmę z filmami Klasa robotnicza idzie do raju Elio Petriego i Sprawa Mattei Francesco Rosiego. Rok później ukazała się pełna wersja reżyserska obrazu Kümela, ale ona też nie odniosła sukcesu – ani komercyjnego, ani prestiżowego.
Twórcom udało się zaangażować do roli Kasawiusza samego Orsona Wellesa, ale współpraca z legendarnym filmowcem okazała się nad wyraz trudna. Welles spędził na planie tylko kilka dni, najczęściej był pijany i nadąsany, doprowadzając ekipę do szału: nalegał na zbliżenia swojej twarzy, zapominał swe kwestie, przeszkadzał innym aktorom i wtrącał się w pracę reżysera. Ostatniego dnia przeprosił za kaprysy, dokończył zdjęcia i opuścił plan filmowy. W anglojęzycznej wersji Welles przemawia własnym głosem, jednak w wersji reżyserskiej aktor został zdubbingowany w języku flamandzkim, co jeszcze bardziej osłabiło jego karykaturalny występ. Równie marny i drewniany jest Mathieu Carrière jako Jan. Prawdziwą gwiazdą filmu jest natomiast Susan Hampshire – brytyjska aktorka, która wcieliła się w aż pięć postaci (w tym trzy główne: Nancy, Euriale i Alice/Alecto) i w każdej z nich wypadła znakomicie.
Zrozumienie fabuły bez znajomości literackiego pierwowzoru może okazać się bardzo trudne – i dotyczy to zarówno wersji producenckiej, jak i reżyserskiej. Film do końca pozostaje niejasny, a i finał nie rozstrzyga, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy było tylko snem lub majakami Jana. Ambiwalencja nie jest jednak oznaką maestrii Kümela, lecz jego niemocy, a dowodem niezdecydowania są aż trzy (!) następujące po sobie plot twisty, z których żaden nie przynosi satysfakcji. Największymi atutami Malpertuisa pozostają więc elementy techniczne: barokowa scenografia Pierre’a Cadiou, znakomite zdjęcia Gerry’ego Fishera oraz niepokojąca muzyka Georgesa Delerue’a. Składają się one na gęstą, groteskową atmosferę bliską świetnemu czechosłowackiemu horrorowi Morgiana (1972) Juraja Herza, lecz nie wynoszą całości ponad poziom „akademickiej” ciekawostki. Interesująca porażka.