MAJ Z RIDLEYEM SCOTTEM. American Gangster
Z kolei jego przeciwnik, Richie Roberts, to typowy niepokorny gliniarz z niepoukładanym życiem osobistym. W pracy jego problemem są niezłomne zasady moralne, dzięki którym na przykład odmawia „przygarnięcia” trefnych pieniędzy, narażając się tym samym swoim mniej prawomyślnym kolegom. Co ciekawe, zasady te nie mają zupełnie zastosowania w jego życiu prywatnym – Roberts jest rozwiedziony, dość swobodnie podchodzi do opieki nad synem, równie niechlujnie traktuje kwestie ubioru, odżywiania się i kontaktów z kobietami. Postać policjanta jest w scenariuszu American Gangster niepotrzebnie zupełnie przerysowana – Roberts, pomimo swojego zaangażowania w słuszną walkę, nie budzi pozytywnych emocji. Wydaje się, że Scott poszedł tu za daleko, stawiając przed wcielającym się w rolę Richiego Russellem Crowem niewdzięczne zadanie. I choć australijski aktor robi, co może – a może wiele – żeby wycisnąć cokolwiek z powierzonej mu kliszy, efekt jest przeciętny. Talent Crowe’a błyszczy w filmie tylko przez moment – w scenach, które dzieli z Washingtonem. Te krótkie momenty w końcówce, kiedy przeciwnicy stają naprzeciw siebie w bezpośredniej konfrontacji, są prawdziwym popisem umiejętności obu panów.
Także i Richie Roberts miał swój udział w pracy nad filmem. Nie można mu jednak nie przyznać racji, kiedy twierdzi, że jego postać została potraktowana sztampowo i niesprawiedliwie – wątek z walką o opiekę nad synem jest nie tylko przerysowany, ale i niezgodny z prawdą, Roberts bowiem nie ma dzieci. Z kolei Lucas z kreacji swojej postaci jest wyjątkowo zadowolony, wykorzystując ją do tworzenia swojej legendy.
Próbując poprzestawiać akcenty, uczynić swoje postaci niejednoznacznymi, Scott doprowadził je obie do bezpiecznej, nieco nudnej szarości. Lucas nie jest całkiem zły, Roberts nie jest całkiem dobry, i w efekcie żaden z nich nie jest całkiem. To wielka szkoda, bo gdyby fikcja ekranowa panowała nad faktami w nieco mniejszym stopniu, byłoby znacznie bardziej interesująco.
Czego Scottowi jednak odmówić nie można, to umiejętności spokojnego, stopniowego budowania akcji. American Gangster w wersji reżyserskiej trwa niemal trzy godziny i nie jest to czas zmarnowany. Jest w filmie co prawda wiele statycznych scen dialogowych, które przeważają nad dynamicznymi scenami akcji, budują one jednak klimat filmu, bynajmniej nie zamieniając go w przegadaną nudę. Dodatkowym atutem produkcji jest charakterystyczne dla Scotta przywiązanie do detali i malarskość filmu. Nowy Jork przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to skąpane w ciepłym pomarańczowym świetle miejsce, pełne klasycznych, amerykańskich wozów, pięknych kobiet i ciekawych wnętrz.
Podobne wpisy
American Gangster, choć raczej nie jest filmem kultowym, jest solidną produkcją. Umiejętności reżysera i warsztat aktorów pierwszo- i drugoplanowych (pojawiają się tu takie nazwiska jak Josh Brolin, Cuba Gooding Jr. czy Armand Assante) gwarantują miłośnikom gatunku rozrywkę na wysokim poziomie.
korekta: Kornelia Farynowska