KIEDY HARRY POZNAŁ SALLY. 12 lat dojrzewania do uczuć
Ten osobliwy upór jeszcze bardziej podkreśla obecność ich najlepszych przyjaciół, którzy zostają parą w maksymalnie szybkim tempie. To wprowadza do filmu nieco tęsknej, może nawet odrobinę smutnej tonacji. Prawie każda naprawdę udana komedia romantyczna zawiera w swej fabule bardziej refleksyjne elementy, jednak film Roba Reinera jest pod tym względem szczególny. Stopniowo bowiem Harry i Sally uświadamiają sobie, jak wiele pięknych, wspólnych chwil, okazji do spędzenia czasu razem stracili – my zaś uświadamiamy to sobie razem z nimi.
Lwia część filmu oparta jest na dialogach, które najczęściej wypadają bardzo świeżo i błyskotliwie. Nie mają w żadnym stopniu oddać prawdy o tym, jak wyglądają realne, codzienne rozmowy większości z nas – raczej to, iż tytułowi bohaterowie od wspólnego kontemplowania romantycznych zachodów słońca wolą kolejne wymiany inteligentnych i ciętych uwag na temat otaczającej rzeczywistości, przy okazji starając się (przeważnie udanie) rozbawić nas. Humor jest więc zazwyczaj nieco allenowski (choć mniej cyniczny i cierpki niż ten dominujący w filmach twórcy Annie Hall), znacznie mniej tu ciepła znanego choćby z kanonicznych dla współczesnej komedii romantycznej utworów Richarda Curtisa. Obrana przez twórców i konsekwentnie realizowana konwencja siłą rzeczy wymusza pewną monotonię i stopniowo zwiększające się wrażenie powtarzalności, dlatego tak odświeżająco wypadają sceny odważniej wykorzystujące komizm sytuacyjny. W tym kontekście wyróżnia się choćby prawdopodobnie najbardziej kojarzona z filmem sekwencja w barze, w której bohaterka Meg Ryan udaje orgazm (ponoć kręcona wielokrotnie, jedna z tworzonych najdłużej w całym filmie). Nawet jeśli wydaje się ona niezbyt prawdopodobna w realnym życiu, nie da się zaprzeczyć, że (zwłaszcza dzięki ripoście, którą chwilę po całym zajściu czyni jedna z siedzących nieopodal klientek) przydaje filmowi wyrazistości i trudno się wówczas szeroko nie uśmiechnąć.
Największa słabość utworu stanowi, paradoksalnie, jego największą siłę. Od komedii romantycznej oczekujemy bowiem przeważnie przede wszystkim ciepła, inspiracji do uśmiechu i, cóż – romantyzmu właśnie. Kiedy Harry poznał Sally, choć to zabawny i nierzadko pełen uroku film, nie zawsze nam to oferuje. W zamian za to otrzymujemy zaś sporo całkiem błyskotliwych refleksji na tematy „okołozwiązkowe” – choćby wtedy, gdy bohaterowie trafnie zauważają, jak trudno jest pogodzić bycie dobrym rodzicem ze szczęściem w małżeństwie, by chwilę później dostrzec, iż przecież wiele razy zaprzepaszczamy to szczęście w o wiele bardziej błahy sposób. Przede wszystkim zaś nominowany do Oscara scenariusz Nory Ephron w inteligentny sposób przypomina nam, jak bardzo czasem boimy się zaangażować emocjonalnie w relacje z innymi ludźmi, tracąc niemało czasu na udawanie przed innymi oraz samymi sobą, że uczucia, które tak mocno nami powodują, wcale nie istnieją. Z tego powodu Kiedy Harry poznał Sally może być postrzegany jako nieco „chłodna” komedia romantyczna – kiedy jednak dochodzi już do finalnej sceny, w której bohaterowie wreszcie owe uczucia decydują się wyrazić, odczuwamy wagę tego momentu i jest on w stanie naprawdę nas poruszyć.
Podobne wpisy
Na przełomie lat 80. i 90. Rob Reiner był znaczącym nazwiskiem na reżyserskiej mapie, twórcą, który dał się poznać jako artysta o zróżnicowanym i intrygującym repertuarze. Jego umiejętności sprawdzały się w różnych konwencjach: od satyryczno-paradokumentalnej (sławny w kręgach muzyki rockowej Oto Spinal Tap), i romantyczno-przygodowej (Narzeczona dla księcia), przez dramatyczną (Ludzie honoru) aż po stylistykę charakterystyczną dla dreszczowca (Misery). W latach 90. nastąpiło jednak załamanie jego kariery, którego symbolem stała się porażka fatalnie przyjętego przez widzów i krytykę komediowego Małolata, wymienianego czasem wśród najgorszych filmów wszech czasów. W Kiedy Harry poznał Sally obserwujemy zdolności twórcze Reinera w najbardziej charakterystycznym dla niego wydaniu, łączącym romantyzm z komizmem, konwencję kina popularnego z bardziej refleksyjnymi i artystycznymi tendencjami.
W dzisiejszych, zmaterializowanych i podejrzliwie odnoszących się do uczuć czasach komedia romantyczna siłą rzeczy nie jest gatunkiem zbyt cenionym i jeśli pojawia się na ekranach kin – to zazwyczaj w tym bardziej przyziemnym i wtórnym wydaniu. Udane filmy wykorzystujące tę konwencję jednak przypominają nam o czymś, o czym dziś nietrudno jest zapomnieć – że wszystkie pragmatyczne czynności jakie na co dzień wykonujemy i tak znajdują się w cieniu naszych uczuć, choćbyśmy nawet z całych sił starali się temu zaprzeczyć. I nawet jeśli czasem ten obraz wydaje się nam zbyt wyidealizowany, to u jego korzeni leży uniwersalne przecież marzenie o tym, iż owej naiwności i niewinności powinno być w naszym życiu więcej. I że czasami tak właśnie może być. Bo, skoro ostatecznie udało się nawet Harry’emu i Sally, czemu nie miałoby się udać i nam?
korekta: Kornelia Farynowska