search
REKLAMA
Czarno na białym

JAK PTAKI BEZ GNIAZD (1960)

Katarzyna Kebernik

10 stycznia 2019

REKLAMA

Relacja między Valem a kobietami jest dwustronna. One walczą o niego, ponieważ pragną, by uwolnił je z dusznej społeczności: Carol dostrzega w nim pokrewną duszę, z którą mogłaby poszaleć i wreszcie uciszyć samotność, a pani Torrence – powiew świeżości, wyzwoliciela od siermiężnej rzeczywistości i nieszczęśliwego małżeństwa. Z kolei Val waha się między dwiema kobietami, symbolizującymi dwa style życia: młodsza przemawia do jego artystycznej, nieujarzmionej natury, a starsza oferuje stabilizację, poważny związek, pod koniec: rodzinę. Podobnie jak w Tramwaju zwanym pożądaniem, ze względu na kodeks Haysa seks nie mógł zostać tu pokazany bezpośrednio, ale tekst Williamsa podskórnie nim pulsuje, a napięcie między bohaterami jest więcej niż wyczuwalne.

joanne woodward anna magnani marlon brando sidney lumet

Konflikt wyjściowy filmu – wrażliwy, nonkonformistyczny indywidualista kontra ograniczone, bezmyślne otoczenie – nie jest niczym oryginalnym: lata 50. i 60. były w sztuce prawdziwym renesansem podobnych narracji. Twórcy jednak przedstawiają ten problem w sposób pogłębiony: niedostosowanie jest stanem, którego nie można się pozbyć, towarzyszy każdej wrażliwej jednostce. Z drugiej strony, przymus znalezienia dla siebie gniazda prędzej czy później dopadnie nawet najbardziej kolorowego z ptaków. Lęk przed stabilizacją i niemożność określenia swojego miejsca w życiu to jedne z ważniejszych tematów tego obrazu, czyniące go aktualnym także dla współczesnego odbiorcy. Relacje społeczne naznaczone są w filmie fałszem, co symbolizują manekiny w sklepie: upiornie realistyczne, w niepokojący sposób przypominające prawdziwych ludzi, groteskowe atrapy. Próbując wejść w nie swoją rolę porządnego pracownika, Snakeskin zmienia postać, dosłownie zrzucając wężową skórę – rozebrany z nieodłącznej kurtki, przebrany w garnitur, gra przykładnego obywatela. Sam siebie porównuje do pewnego gatunku ptaków, które całe życie spędzają w powietrzu, nawet śpiąc (takie zwyczaje ma np. jeżyk). Jedyny moment, w którym dotykają one ziemi, następuje wtedy, gdy umierają.

Całość można też odczytać przez pryzmat współczesnej reinterpretacji mitu o Odyseuszu (jedna z pierwszych wersji sztuki miała tytuł Orpheus Descending) – Val, nowoczesny bożek muzyki z gitarą, zstępuje do Hadesu, by wydostać z piekieł ukochaną Eurydykę, ale przez jeden nieostrożny krok pogrąża i ją, i siebie. To obraz mimo surowości kadrów wizualnie piękny – autorem zdjęć jest Boris Kaufman, mistrz czarno-białej ery, stały współpracownik Lumeta i Kazana. Z kolei dyskretna, gitarowa muzyka Kenyona Hopkinsa współgra z kameralnym dramatem bohaterów.

the fugitive kind

A jednak Jak ptaki bez gniazd nie mają takiej siły rażenia, jak najlepsze adaptacje Williamsa. Chociaż to bardzo dobre dzieło złożone ze starannie dobranych składników, czegoś tutaj zabrakło: pewnego rodzaju genialnego błysku, który decyduje o tym, że film staje się arcydziełem. Niedostatecznie wyrazisty jest portret lokalnej społeczności, przez co uczucie marazmu i dławienia się w zaściankowej rzeczywistości, jakiego doświadczają bohaterowie, musimy brać nieco na wiarę. Z drugiej strony, dzięki temu cała opowieść przybiera wymiar bardziej uniwersalny, egzystencjalny: widz może wyczytać w bohaterach własne lęki przed stabilizacją i poczuciem braku przynależności. Teatralna, bardzo „lumetowa” narracja, bazuje na niedopowiedzeniach i półtonach. Kumulujące w bohaterach uczucia znajdują gwałtowne ujście w dwóch dramatycznych, genialnie zmontowanych sekwencjach: (spoilery) pierwszej, kiedy przy dźwiękach cyrkowej melodyjki pani Torrance dowiaduje się, że to jej mąż uczestniczył w spaleniu jej ojca żywcem, i drugiej, finałowej, w której ten sam mąż usiłuje zabić w identyczny sposób swoją żonę i Vala, a całej scenie przypatruje się bezsilnie płacząca Carol. Kochankowie przeżyją, ale z dymem pójdzie przygotowywana przez nich do otwarcia kawiarnia, stanowiąca w filmie metaforę marzeń o lepszym losie i budowania przyjaźniejszej przyszłości. To nad nią, jako symbolem pogrzebanych przez życie aspiracji, lamentuje Carol.

Choć nieidealne, to jest to dzieło, które powinien znać każdy miłośnik Lumeta i starego amerykańskiego kina. Tennessee Williams ma w dorobku lepsze sztuki – nie zawsze włożona praca i czas poświęcony dziełu przekładają się na jego jakość – ale w dalszym ciągu to tekst o klasie i poziomie niedostępnym większości scenarzystów. Jak ptaki bez gniazd łączą w sobie wszystkie cechy emblematyczne dla twórczości dramaturga: misterne dialogi, skomplikowane portrety psychologiczne, tłumione pragnienia, emocje i popędy, a także klimat dusznego Południa – tutaj wyjątkowo granego przez… okolice Manhattanu, ponieważ reżyserowi nie chciało się jeździć daleko od domu, by kręcić film.

Katarzyna Kebernik

Katarzyna Kebernik

Publikuje w "KINIE", Filmwebie, serwisie Film w Szkole i (oczywiście) na film.org.pl. Edukatorka filmowa w Zespole Edukacji Ferment Kolektiv. Lauretka II nagrody w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych oraz zwyciężczyni konkursu Krytyk Pisze Festiwalu Kamera Akcja.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA