INFIESTO. Okultystyczny thriller w oparach koronawirusa
Pandemia koronawirusa jako zapowiedź końca świata? Na początku 2020 roku nietrudno byłoby znaleźć zwolenników takiej teorii, a od 3 lutego 2023 roku na platformie Netflix możemy oglądać hiszpański thriller, którego scenariusz opiera się właśnie na takiej hipotezie. A przynajmniej tak pojawienie się koronawirusa odczytują zwyrodnialcy popełniający ohydne zbrodnie w ponurym Infiesto.
Akcja filmu napisanego i wyreżyserowanego przez Paxtiego Amézcuę rozgrywa się w Kraju Basków, gdzie dosłownie w momencie ogłoszenia pandemicznego lockdownu rozpoczyna się śledztwo w sprawie cudem odnalezionej nastolatki. Przerażona Saioa pojawia się znienacka na głównym placu małej miejscowości, a jej stan nie pozostawia wątpliwości – dziewczyna została porwana i była przetrzymywana przez wiele tygodni. Podczas gdy świat niemal całkowicie zatrzymuje się na skutek lockdownów, ze śledztwem ruszają inspektor García (Isak Férriz) i podinspektor Castro (Iria del Río). Choć pozostająca wciąż w szoku Saioa nie jest w stanie jeszcze im pomóc, detektywi dość szybko odkrywają kolejne elementy kryminalnej układanki. W ponurych, marcowych okolicznościach przemierzają baskijską prowincję, odnajdując przerażające tropy, sugerujące okultystyczne motywy sprawców. Jednak pomimo postępów w śledztwie, wciąż nie udaje im się odnaleźć innych porwanych nastolatków, których uratowanie z każdym pandemicznym dniem zdaje się mniej prawdopodobne.
Przygnębiające, utrzymane w odcieniach sepii krajobrazy Baskonii do złudzenia przypominają te andaluzyjskie z filmu Alberto Rodrígueza Stare grzechy mają długie cienie (2014), nagrodzonego aż dziesięcioma nagrodami Goya. Podobieństw jest zresztą znacznie więcej – zarówno w Infiesto, jak i w Starych grzechach… bohaterami jest dwójka detektywów, w obu przypadkach jest między nimi różnica wieku i podejścia do służby. Oba te filmy dotyczą też seryjnych zbrodniarzy, a lokalizacją dla każdego z tych śledztw jest nie do końca przyjazna prowincja. Dość istotną różnicą pomiędzy filmami Amézcuy i Rodrígueza jest kontekst czasowy – podczas gdy Stare grzechy… opowiadają o postfrankistowskiej Hiszpanii, akcja Infiesto to bardzo bliska przeszłość, w dodatku wciąż żywa w naszej pamięci ze względu na globalną społeczną traumę związaną z pandemią koronawirusa. Owa trauma zdaje się bardzo szybko udzielać także obojgu głównych bohaterów – matka inspektora Garcíi przebywa w domu opieki, przez co ten nie może mieć z nią żadnego kontaktu, partner podinspektor Castro zostaje zaś zakażony koronawirusem. Wywiera to dodatkową presję na detektywach, którzy odmawiają sobie snu, by jak najszybciej odnaleźć porwane osoby.
Na współczesnym kontekście oryginalność Infiesto zdaje się kończyć. Film Paxtiego Amézcuy to dość przewidywalny „procedural”, który w dodatku przechodzi przez kolejne etapy śledztwa w zaskakująco szybkim tempie – całość ma zaledwie 96 minut, co dla kryminalnej intrygi oznacza w zasadzie sprint poprzez miejsca, poszlaki i dowody. Kompaktowy metraż powoduje także to, że o głównych bohaterach nie dowiadujemy się zbyt wiele – gdzieś pojawia się wzmianka o walce Garcíi z nałogiem, możemy domyślać się, że jest w bliskiej relacji z matką, a jego znajomość z Castro nie zaczęła się od tego śledztwa. To jednak zbyt mało, by nie traktować postaci detektywów pretekstowo; są bardziej jak swego rodzaju gatunkowe archetypy niż bohaterowie z krwi i kości. Także postaci złoczyńców są mocno spłycone – widać, że scenariusz Infiesto jest w dużej mierze oparty na kliszach i utartych schematach, które z kina policyjnego znamy niemal na pamięć. Amézcua wpisuje się więc w nurt niewymagających kryminałów i thrillerów rodem z Hiszpanii, które powstają niemal taśmowo, odkąd Netflix postanowił zainwestować większe środki w tym regionie.
Czy warto poświęcić czas na Infiesto? Jeśli oglądaliście już hiszpańskie filmy kryminalne z ostatnich lat, możecie podarować sobie ten seans. Bo jest duża szansa, że widzieliście już wiele bardzo podobnych – jeśli nie niemal identycznych – thrillerów takich jak ten. A jeśli nadal macie głód zagadek kryminalnych, choćby najbardziej przewidywalnych, poświęcenie nieco ponad 90 minut na film Paxtiego Amézcuy nie powinno być dla was całkowitą stratą czasu.