HARRY BROWN (2009)
Harry Brown jest stary – na tyle, że partyjka szachów i kufel piwa to dla niego przygoda tygodnia. Harry Brown jest samotny, a jego życie wypełnia powiększająca się pustka. Córka zginęła w wypadku, żona umarła na jedną z wielu nieprzyjemnych chorób, a niedawno zamordowano jego ostatniego przyjaciela. Harry Brown jest zmęczony – wkrótce zapewne sam umrze. Ale przede wszystkim Harry Brown to człowiek, któremu skończyła się cierpliwość. Ma już dość wstydu za swe dawne grzechy i za grzechy młodego pokolenia. Ma dość życia w strachu i faktu, że nie może nigdzie spokojnie wyjść bez ocierania się o przemoc i narkotyki. Ma dość bezradności i bierności policji. A szczególnie ma dość narastającego chamstwa i bezkarności ze strony niewyrośniętych młodziaków. Harry ma też dużo czasu i wojskową przeszłość – nie ma za to absolutnie nic do stracenia. Bierze więc sprawy w swoje ręce.
Klasyczne kino zemsty – tak właśnie można określić najnowszą produkcję z legendarnym Michaelem Caine’em w roli głównej, który wyrusza “w miasto” by dociekać sprawiedliwości. I pod tym względem film spisuje się znakomicie – jest dosadny, krwisty i brutalny, jak trzeba. W dodatku zrealizowany został naprawdę porządnie – ponure zdjęcia, powolny montaż i inne aspekty techniczne to świetna odskocznia od kolorowych, oczojebnych blockbusterów, a przy tym wcale im nie ustępująca. Aktorzy, z sir Caine’em na czele, zwyczajnie nie zawodzą i dają nam dokładnie to, czego oczekujemy – pełnokrwiste postaci, z którymi trudno nie sympatyzować i/lub które łatwo znienawidzić (zawodzą jedynie relacje, np. między Harrym a policją brak większego konfliktu i zależności). W dodatku atmosfera jest duszna, napięcie powoli się kumuluje, a towarzyszą mu niesamowite emocje (kapitalna jest scena zakupu broni – dawno nie było w kinie czegoś równie mocnego i niepokojącego!). Problemem pozostaje jedynie wtórność.
Jakkolwiek nie oceniać Harry’ego Browna, to jest to film do bólu ograny i przewidywalny w każdym kadrze. Rambo, serie Brudny Harry i Życzenie śmierci, Tarantinowski Kill Bill, Odważna z Jodie Foster, Historia przemocy, włoskie spaghetti-westerny, zeszłoroczne Gran Torino czy w końcu kultowy Get Carter z młodszym o 30 lat Michaelem, to filmy, które istotę zemsty i sprawiedliwości zjadły i przedefiniowały na nowo, często z o wiele lepszym skutkiem niż opisywany tutaj tytuł. Sęk w tym, że Harry Brown ma nad nimi jedną, bardzo ważną przewagę – czynnik społeczny.
Nie należę do ludzi, którzy zakrywają oczy za każdym razem, gdy na ekranie siknie krew, i nie odwracam wzroku od narkomanów wbijających sobie brudne igły w jeszcze brudniejsze rany czy też innych nieprzyjemnych widoków. A jednak na seansie Harry’ego Browna parę razy się wzdrygnąłem. I to bynajmniej nie dlatego, że Daniel Barber, niczym Stallone w ostatnim Rambo, nadmiernie epatuje masakrowanymi ciałami – wręcz przeciwnie, wszystkie sceny przemocy są tu uzasadnione i podane z aptekarską wręcz dokładnością. Wzdrygałem się dlatego, że Barber pokazuje w swoim filmie przerażającą rzeczywistość. Rzeczywistość, w której uliczne bandy złożone z nastolatków zabijają każdego (dosłownie!), kto im się nawinie pod rękę – dla zabawy albo zebrania kolejnych punktów do szacunku u swoich ziomali. I bardzo łatwo im to przychodzi.
Tak jak Brudny Harry pod przykrywką taniej sensacji rozprawiał się z amerykańską epoką przemocy w latach 70. ubiegłego stulecia, tak teraz Harry Brown ukazuje nam ogólną degrengoladę Wysp Brytyjskich początku XXI wieku. I choćby z tego powodu jest to obraz niezwykle ważny. “Nic w naszym filmie nie zostało przesadzone” – stwierdza reżyser – “Policyjni konsultanci opowiadali nam dużo bardziej przygnębiające historie”. Także Michael Caine nie ma wątpliwości, że jest źle.
Na planie filmu trafiłem do miejsc z mojego dzieciństwa i rozmawiając z młodymi z tamtych rejonów, zrozumiałem, że ponieśliśmy klęskę jako rodzice i wychowawcy. Zaczęliśmy traktować ich jak zwierzęta i oni faktycznie stali się zwierzętami – mówi aktor.
I oglądając ten film faktycznie łatwo dostrzec, że coś się w społeczeństwie sypie, albo że nawet już upadło. Szczególnie końcowa potyczka, w której zorganizowani i uzbrojeni w tarcze, pałki i technikę policjanci nie są w stanie nic zrobić rozjuszonemu tłumowi chłystków, nie napawa optymizmem. Bo jeśli oni nie dają im rady, to kto da?
Z całą pewnością ta sytuacja nie dotyczy każdego, a zdarzenia przedstawione w filmie zostały mimo wszystko dobrane do potrzeb opowieści i nie dzieją się w każdym mieście czy wsi (Polska jest w miarę bezpieczna?) – ale jednak mają miejsce. A jeśli oglądając filmowe poczynania nieletnich, ma się ochotę iść w ślady Harry’ego, czyli “popakować, wziąć guna i nakosić tych łebków”, to pojawia się pytanie: co z tym fantem zrobić? No co?
Tekst z archiwum film.org.pl (2010)